21 sierpnia 2010 roku w Legnicy na przejściu dla pieszych przy ul. Czarnieckiego Marek Ł. wysiadł z samochodu. Złapał Artura. Dwa razy kopnął go w nogę, a potem wsiadł do samochodu i odjechał. Twierdził, że dziecko rzucało śliwki pod jego auto. A potem uderzyła w nie piłka, którą Artur kopał z kolegą. Tego dnia Ł. był w szoku, bo zmarł jego dziadek.
W pierwszej instancji sędzia Jacek Seweryn nie uznał, że Marek Ł. dopuścił się czynu chuligańskiego. Stwierdził, że mężczyzna został częściowo sprowokowany. Od tego wyroku i uzasadnienia odwołała się prokuratura. Wczoraj prokurator Mariusz Zieliński przekonywał w sądzie, że pobicie chłopca było czynem chuligańskim, a także rażącym naruszeniem porządku prawnego. I prosił, by w wyroku zostało to uwzględnione.
Obrońca Marka Ł., Paweł Gromotka, uważał, że wyrok w pierwszej instancji jest jak najbardziej prawidłowy.
- Zachowanie mojego klienta było naganne - mówił mecenas Gromotka. - On nie chciał łamać chłopcu nogi. Za swoje zachowanie poniósł konsekwencje.
Sąd uznał, że proces w pierwszej instancji był przeprowadzony prawidłowo. I podtrzymał wyrok, który teraz stał się prawomocny. Na jego ogłoszenie nie przyszli opiekunowie dziecka ani sprawca. Chłopiec dopiero zimą zaczął chodzić do szkoły. Nadal nie wrócił do pełnej sprawności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?