Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opieka społeczna mniej opiekuńcza niż sąsiadka

Anna Gabińska
51-letni Mariusz I. wygląda jak żywy trup. Nie wstaje z łóżka, nie umie zrobić nic do jedzenia
51-letni Mariusz I. wygląda jak żywy trup. Nie wstaje z łóżka, nie umie zrobić nic do jedzenia Janusz Wójtowicz
Na wrocławskim Brochowie, w bloku socjalnym przy ul. Koreańskiej umiera 51-letni Mariusz I. W mieszkaniu, które zajmuje, panuje niewyobrażalny smród . Przy łóżku widać kałużę moczu. Mężczyzna leży pod kołdrą, wygląda jak żywy kościotrup, próbuje coś odpowiadać, ale nie da się tego zrozumieć.

We wnęce kuchennej widać biegające karaluchy i mrówki. Pracownik socjalny, który się nim opiekuje, przychodzi i... pomaga pisać pisma w sprawie o ustalenie stopnia niepełnosprawności.

Wczoraj tenże pracownik miał przyjść z pieniędzmi na wykupienie recepty, jaką dostał pan Mariusz, wypisując się ze szpitala. Przynajmniej tak powiedział sąsiadce chorego, Jadwidze Malec. Zamiast niego w południe zjawiły się dwie inne pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, bo on sam poszedł... na urlop. Jedna zajrzała do mieszkania Mariusza I. i zaczęła wymiotować. Druga wezwała pogotowie, po czym zarządziła dezynsekcję i dezynfekcję na następny dzień.

- Nareszcie coś zrobili! Obdzwoniłam wszystkie służby: policję, straż, sanepid, MOPS. Wszyscy umywali ręce. Jak w XXI wieku można pozwalać, by człowiek umierał w takich warunkach? - denerwuje się Jadwiga Malec, sąsiadka Mariusza I.

Opowiada, że 51-latek wprowadził się do bloku socjalnego pięć lat temu. - Miał pieska, ślicznego ratlerka. Mówił mi dzień dobry, ale to był bardzo skryty człowiek. I tylko tyle o nim wiem - opowiada kobieta. Ponad 10 lat temu przeżył wypadek samochodowy. Od tego czasu cierpi na padaczkę - wynika z jego karty wypisu ze szpitala. Bierze rentę. Od dwóch miesięcy przestał się pokazywać. Odwiedzał go pracownik socjalny. Gdy pewnego dnia Mariusz I. nie otworzył mu drzwi, ten nie popytał sąsiadów, czy jego podopieczny zapowiadał, że gdzieś wyjeżdża. Po prostu dał sobie spokój.

Gdy Jadwiga Malec usłyszała pewnego dnia żałosny skowyt psa, wezwała policję. Bała się, że mężczyzna zmarł. Strażacy weszli do domu. Żył, ale leżał bezsilny w brudnej pościeli, a po całym domu biegały insekty. Policjanci wezwali karetkę pogotowia. Przyjechała do niego z powodu "zgonu", jak napisał lekarz w karcie. Po kilku dniach pobytu w szpitalu (stwierdzono guz w jamie ustnej z przerzutami do węzłów chłonnych) mężczyzna wypisał się tydzień temu do domu - na własne żądanie.

- Martwił się o psa - twierdzi sąsiadka. Pracownik socjalny nie zainteresował się psiakiem. Jadwiga Malec wezwała karetkę ze schroniska dla bezdomnych zwierząt. Pracownik socjalny pojawił się ostatnio w piątek, obiecując, że we wtorek przyjdzie i wykupi receptę. Ale wczoraj był na urlopie. Dlatego w zastępstwie pojawiły się dwie jego koleżanki.

Jacek Sutryk, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu, broni swego pracownika. - To doświadczona osoba - mówi. Zapewnia, że mieszkanie Mariusza I. zostało zdezynfekowane na przełomie lutego i marca., bo wtedy pojawiły się insekty.

Poprosił również o pełną dokumentację pomocy, jaka była do tej udzielana Mariuszowi I. przez MOPS.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska