Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Podlak: Najważniejszy jest pokój

Patryk Drygała
Janusz Wójtowicz
Z Jerzym Podlakiem, wrocławianinem, członkiem Klubu Ludzi z literą "P" działającym przy Towarszystwie Miłośników Wrocławia, świadkiem walk o Festung Breslau w 1945 roku, rozmawia Patryk Drygała.

Jak to się stało, że trafił Pan do niemieckiego wówczas Wrocławia?
Do wybuchu II wojny światowej mieszkałem z rodzicami w Ostrzeszowie, niewielkiej miejscowości położonej w Wielkopolsce. W roku 1943 na terenie Warthegau - Kraju Warty - obszaru wcielonego dekretem Hitlera do Trzeciej Rzeszy, wprowadzony został obowiązek pracy dla dzieci polskich od dwunastego roku życia. Zostałem wówczas ,,zatrudniony" jako goniec w miejscowej Kasie Oszczędnościowej. 15 czerwca 1944 roku Niemcy przeprowadzili największą w czasie okupacji akcję wysiedleńczą polskiej ludności Ostrzeszowa, która objęła również naszą rodzinę. Poprzez obozy w Łodzi, Dachau oraz Augsburgu zostaliśmy przywiezieni na początku lipca 1944 roku do Wrocławia.

Co Pan robił podczas oblężenia Festung Breslau?
Na początku swojej ,,przygody" we Wrocławiu pracowałem w szpitalnej kuchni, gdzie obierałem ziemniaki. Później byłem wielokrotnie jeszcze wykorzystywany do różnych prac, między innymi razem z kolegami musiałem układać worki z piaskiem w oknach kamienic, aby walczący obrońcy mieli stanowiska strzelnicze. Wyrzucaliśmy także łatwopalne przedmioty z domów, aby podczas ostrzałów nie wybuchały pożary. Jednak najgorszą pracą było zbieranie trupów. Transportowaliśmy zwłoki na wózkach i chowaliśmy je w zbiorowych mogiłach przy Dworcu Nadodrze.

Jakie represje spotykały Polaków przebywających w ówczesnym Breslau ?
Polacy na terenie ówczesnej Trzeciej Rzeszy Niemieckiej byli dyskryminowani na każdym kroku. Nakazywano im noszenie znaku P (Pole), zakazywano uczęszczania do kościoła, poniżano ich na każdym kroku - w pracy, na ulicy, w miejscach publicznych. Każda najmniejsza niesubordynacja w stosunku do pracodawcy mogła zakończyć się aresztem oraz wyrokiem sądowym lub zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Wszyscy obcokrajowcy byli poddani stałemu nadzorowi policyjnemu, obowiązywał zakaz jakichkolwiek zgromadzeń. Aresztowania i okrutne śledztwa były codziennością. Znana jest historia polskiej antyhitlerowskiej grupy oporu Olimp działającej we Wrocławiu w latach 1941-1942 i rozbitej przez wrocławskie gestapo. Aresztowano wtedy czterysta osób, wojnę przeżyło tylko czternaście z nich.

Był Pan wtedy jeszcze młodym chłopcem. Czy nastolatków też tak traktowano?
Podczas wojny nie było wyjątków, gdy ktoś nie chciał poddać się reżimowi, to mógł zginąć. Sam nie raz otarłem się o śmierć, między innymi w obozie Burgweide, dzisiaj Sołtysowice, gdy wraz z grupą chłopców wydostaliśmy się przez dziurę w płocie na zewnątrz, aby zobaczyć leżący opodal zestrzelony samolot transportowy Ju-52. Kiedy strażnik o tym zameldował, komendant obozu kazał nas rozstrzelać. Jeden z moich kolegów zginął na miejscu, dwóch innych zostało rannych. Ja natomiast cudem ocalałem. Bardzo często wysyłano nas też na niebezpieczne odcinki frontu, gdzie zawsze ktoś ginął.

Muszę jednak przyznać, że spotykaliśmy się ze strony niektórych Niemców również z wyrazami współczucia, a nawet pomocy.
Które wydarzenie z obrony Festung Breslau zapadło panu najbardziej w pamięć?
Przede wszystkim będę pamiętał o tym, jak piękny Wrocław obracał się w ruinę. Do dziś przed oczami mam obraz chwiejącej się ściany, która na skutek uderzenia przez bombę runęła na moich kolegów. Miało to miejsce na ulicy Świdnickiej, w rejonie dzisiejszego przejścia podziemnego. Pamiętał również będę o udziale w mszy św. odprawionej w dniu 15 marca 1945 w auli tzw. Clausewitzschule, obecnie Technikum Elektryczne przy ulicy Hauke-Bosaka, gdzie w okresie oblężenia do chwili zbombardowania budynku w nieludzkich warunkach zgrupowani byli obcokrajowcy.

Jak wyglądało życie w powojennym Wrocławiu?
Miasto było ogromnie zniszczone. Na ulicach trupy, gruzy - tego nie da się tak łatwo opisać. Niebawem jednak do Wrocławia przybywa coraz więcej Polaków, powoli znikają z ulic ruiny, uruchamiane są nowe linie tramwajowe. Wrocław z trudem dźwiga się z wojennej pożogi.

Na czym polega działalność Klubu Ludzi ze znakiem P?
Klub Ludzi ze znakiem P jest sekcją historyczną Towarzystwa Miłośników Wrocławia, który skupia byłych robotników przymusowych Trzeciej Rzeszy. Organizacja powstała w roku 1969 i początkowo należało do niej kilkaset osób.

Obecnie jest nas coraz mniej. Głównym celem działalności klubu jest utrwalanie wśród społeczeństwa, szczególnie młodzieży, pamięci o martyrologii Polaków w wojennym Wrocławiu. Czynimy to poprzez prelekcje w szkołach oraz otaczanie opieką miejsc związanych z obozami na terenie Wrocławia, w których przebywali Polacy.

Każdego roku w kwietniu - miesiącu pamięci - składamy tam kwiaty i zapalamy znicze.

Jakie doświadczenie wyniósł Pan z wojny?
Przede wszystkim przekonałem się, że najważniejszy jest pokój. Wojna nauczyła mnie patriotyzmu. Kocham swoją ojczyznę, bo wiem, jak wysoką cenę płaci się za utratę niepodległości.

Rozmawiał Patryk Drygała

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska