- Przyznaję się do spowodowania śmierci, nie do zabójstwa - oznajmił przed sądem Krzysztof T. Przekonywał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Z jego wersji wydarzeń wynika, że zabity mężczyzna zaatakował narzeczonego córki Krzysztofa T. On zaś stanął w obronie przyszłego zięcia i córki, która była wówczas w dziewiątym miesiącu ciąży.
W ławach dla publiczności siedziała matka ofiary. - Zabił moje dziecko, zabił moje dziecko - powtarzała głośno w stronę oskarżonego. Było to na krótko przed rozpoczęciem rozprawy. W pewnej chwili wstała i zawołała do niego: - Popatrz. Zabiłeś moje dziecko. Staram się uspokoić - dodała po chwili.
Krzysztof T. przekonywał sąd, że nie chciał zabić. Nawet - wbrew sugestiom prokuratury - nie godził się, że ktoś zginie. A wszystko było efektem ostrej sprzeczki między kierowcami dwóch aut. W jednym jechała córka Krzysztofa T. z narzeczonym. W drugim - skodzie taksówce - ofiara zdarzenia ze swoją dziewczyna. Krzysztof T. towarzyszył córce i narzeczonemu swoim autem.
Na ulicy Hallera, na skrzyżowaniu w okolicach Centrum Handlowego Borek, zaczęła się awantura. Incydent powtórzył się na skrzyżowaniu z Powstańców Śląskich. Ze skody wysiadł pasażer. Krzysztof T. twierdzi, że zobaczył jego bójkę z narzeczonym córki. Jak mówi, wziął z auta nóż do cięcia papieru (zdaniem prokuratury był to "nóż bojowy") i podszedł do obu mężczyzn.
Przyciągnął jednego z nich do siebie i odepchnął. Potem wsiadł i odjechał. Dopiero w aucie zobaczył zakrwawiony nóż.
- Wiem, że słowa nic nie znaczą, ale chciałbym przeprosić - zakończył swoje przesłuchanie Krzysztof T. - Ja też codziennie żyję z tą tragedią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?