Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Zasada ta nie dotyczy jednak "slasherów" - horrorów, w których zaopatrzony w ostre narzędzie psychopata bez skrupułów morduje kolejnych, zwykle nastoletnich, bohaterów. Śmierci udaje się najczęściej uniknąć tylko urodziwej niewieście.
Dlaczego? Ktoś przecież musi grać pierwsze skrzypce w kolejnej części. A morderca? Ten zawsze gdzieś się znajdzie: w szafie, za oknem lub za plecami ofiary. Craven - twórca Freddy'ego Kruegera i reżyser filmów z cyklu "Krzyk" - potrafi bawić się slasherową konwencją. I wymyślać kolejne jej reguły.
W "Krzyku 4" udało mu się zaskoczyć widza, bo mordercą okazuje się... Tego zdradzić nie mogę.
Nakręcony w jedenaście lat po trzecim sequelu obraz pełen jest oczywiście ogranych chwytów i przewidywalnych scen, ale trudno odmówić mu sporej dawki humoru z groteską, ironią i nawiązaniami do popkultury w rolach głównych. Spora w tym zasługa scenarzysty Kevina Williamsona (tego od "Jeziora marzeń" i "Koszmaru minionego lata"), który po raz trzeci współpracował z Cravenem przy "Krzyku". I który znów przenosi akcję filmu do Woodsboro, gdzie jegomość w białej masce wcześniej mordował niewinnych licealistów.
Do rodzinnej mieściny powraca też Sidney Prescott (Neve Campbell - gwiazda poprzednich "Krzyków"), promując bestseller "Wyjście z mroku" - opowieść o tym, jak udało jej się po-zbierać po rzezi, którą cudem przeżyła. Wraz z Sidney do Woodsboro powraca seria zabójstw. A morderca znów nie ma litości dla upatrzonej przez siebie grupy nastolatków.
W ich rolach Craven obsadził młode amerykańskie gwiazdki kina i małego ekranu, m.in. znaną z serialu "Herosi" Hayden Pnettiere i brata Macaulaya Culkina - Rory'ego. Biegającą z nożem i ubraną w szatę a la sutanna postać znów próbują złapać gapowaty policjant Dewey (David Arquette i jego żona - dziennikarka Gale (Courteney Cox).
Craven i Williamson zafundowali fanom "slasherów" niezłą zabawę. Po pierwsze, naśmiewają się z popkultury. Wszystko zaczyna się "filmem w filmie". Tu blond piękności prześladowane są przez nieznajomego na Facebooku. - Pisze, że chce mnie zabić - mówi jedna. - To wykasuj go ze znajomych - odpowiada druga. - Nie! Zobacz, jakie to ciacho - ekscytuje się przyszła ofiara mordercy.
Licealiści na ekranie komunikują się przez Twittera, a jeden z bohaterów nie rozstaje się z kamerą, na bieżąco pokazując w sieci życie swoje i kolegów. Nastolatki w wolnych chwilach piją alkohol i oglądają horrory. Klasykę gatunku i parodię klasyki, na przykład "Wysyp żywych trupów" - brytyjskie nawiązanie do "Nocy żywych trupów" z 1968 r. Utożsamiają prawdziwe życie z filmowym: Sidney nie jest dla nich ofiarą, ale gwiazdą, większą niż Jamie Lee Curtis, która zagrała w "Halloween".
Po drugie, autorzy filmu nie boją się autoironii. Anthony Anderson - znany ze "Strasznego filmu", produkcji wyśmiewającej m.in. "Krzyk" - pojawia się w roli policjanta. A Heather Graham parodiuje scenę z pierwszego "Krzyku", gdzie ginie Drew Barrymore.
Smaczków w filmie jest sporo, a im więcej ich jest się w stanie rozpoznać, tym "Krzyk 4" ogląda się przyjemniej. Jest też w filmie delikatna przestroga Cravena: "pamiętaj, abyś horroru z życiem nie utożsamiał" i sporo znanych z wcześniejszych części slasherowych schematów.
Fani "Krzyków" powinni być zadowoleni, fani komercyjnej rozrywki także. A miłośnicy intelektualnych uniesień w kinie niech lepiej wybiorą się na "Niepokonanych" Weira.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?