Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca do 67 roku życia. Dla jednych satysfakcja, dla innych upokorzenie

Agnieszka Świderska
Marek Wieszaczewski wie, że jego firma nie zwalnia ludzi z powodu wieku, ale  pracę do 67. roku życia uważa za zły pomysł. Małgorzata Mis pracuje od 36 lat jako pielęgniarka. Kocha to, co robi. O emeryturze nawet nie myśli, bo nie ma na niej... pacjentów
Marek Wieszaczewski wie, że jego firma nie zwalnia ludzi z powodu wieku, ale pracę do 67. roku życia uważa za zły pomysł. Małgorzata Mis pracuje od 36 lat jako pielęgniarka. Kocha to, co robi. O emeryturze nawet nie myśli, bo nie ma na niej... pacjentów Adrian Wykrota / Waldemar Wylegalski
Praca Polaków po 50. roku życia to dwie skrajności. Dla jednych to niekończąca się satysfakcja, dla innych niekończące się upokorzenie.

Zaczynamy od tej lepszej strony. Dla Małgorzaty Mis czas w klinice przy Przybyszewskiego w Poznaniu biegnie podwójnie. Na byciu jedną z pielęgniarek na oddziale intensywnej terapii i leczenia bólu oraz na byciu od 17 lat przewodniczącą związku zawodowego pielęgniarek. Skończyła 61 lat.

- Szpital jest specyficznym środowiskiem. Możesz pracować tak długo, jak długo czujesz się dobrze psychicznie i fizycznie. Tutaj nie usłyszysz od dyrektora, że cię zwolni, bo ma młodszą na twoje miejsce - mówi Małgorzata Mis. - Młodość i najlepsza nawet wiedza teoretyczna nie zastąpią doświadczenia.

Jest ze starej szkoły pielęgniarskiej, w której wbijano im do głowy, że nazwę służba zdrowia należy brać dosłownie. Jako służbę. I to ciężką. Po 36 latach pracy wciąż twierdzi, że nie ma piękniejszego zawodu. Nie oburza się, gdy pacjenci nazywają ją "siostrą". Presji wieku nie czuje.

- Można w tym wieku wykonywać pracę równie dobrze - mówi. - Bez zarzutu i z klasą. Mamy prawo do pracy i do bycia kim chcemy. Lubię żyć na luzie i ubierać się na luzie. Jakby mi ktoś powiedział, ale ty jesteś stara, to bym się oburzyła.
Żartuje, że takie jak ona są żelazną rezerwą dla szpitala.

- Kiedy wszystkie młode wyjadą do Dubaju, ktoś będzie musiał zostać przy łóżku. I to będziemy my - mówi.

Myślisz to pracuj...
Inspirująca mieszanka doświadczenia i młodości - tak o swoim zespole mówi Krystyna Gola, dyrektor wydziału nieruchomości w poznańskim starostwie, rocznik 1947. Pracę w administracji zaczęła w 1966 roku. Tylko dwa lata pracowała poza urzędem. W prywatnej spółce, za duże pieniądze, ale jak sama przyznaje, to nie była jej bajka.

- Dzieci mi mówią, że nie sztuką jest chodzić do pracy jak praca to hobby - mówi.

Prawo, zwłaszcza w Polsce, zmienia się bardzo szybko. Musi za nim nadążyć. - Gdybym się ciągle nie uczyła, byłabym wrakiem samochodowym - mówi. - Wystarczy chęć i wola nauczenia się czegokolwiek. I nieważne, czy masz lat 50 czy 75. Starość to jest coś, co człowiek sam sobie funduje. Oczywiście, że zdrowie jest ograniczeniem, ale tak długo jak nie stanie ci na przeszkodzie, tak długo jak myślisz, tak długo możesz pracować i cieszyć się życiem. Niedawno zmarły profesor Władysław Bartoszewski był tego najlepszym przykładem.

Za biurkiem miejsc brakuje
Dla urzędnika wiek nie jest problemem, ale nie jest dobrze, gdy po strażniku miejskim widać, że ma więcej niż 60 lat, zwłaszcza na ulicy. Tak twierdzi Jerzy Kowalewski z Poznania. Sam skończył w maju 61 lat i wybiera się powoli na emeryturę.

Do 1999 roku przepracował 24 lata, 11 miesięcy i 28 dni w szczególnie trudnych warunkach. Jako sanitariusz w karetce pogotowia, z czego 15 lat w zespole reanimacyjnym. Teraz musi walczyć w sądzie o te dwa brakujące dni do 25 lat stażu.

W straży, w której jest od 1992 roku, niósł urnę z prochami prezydenta Kaczmarka. Teraz pracuje na drugim planie: służba dyżurna, monitoring, ochrona Urzędu Miasta. Dla wszystkich strażników nie starczy jednak miejsc za biurkiem.

- Kiedy koledzy żartowali, że w wieku 67 lat będą jeździć na wózkach inwalidzkich z napisem z tyłu "Straż Miejska" pocieszyłem ich, że wózki będą z napędem - mówi Jerzy Kowalewski. - A tak poważnie, to z tymi strażnikami trzeba będzie coś zrobić. Przecież nie mogą im powiedzieć "Jesteś za stary. Dziękujemy". Jeżeli będą już za starzy na ulicę, powinni mieć możliwość przejścia do służb zabezpieczających. Na przykład do ochrony miejskich budynków, które teraz są pilnowane przez firmy ochroniarskie. Miasto na tym nie straci, a strażnicy nie stracą pracy.

Firma pomoże
Starzenia się w pracy nie boi się 63-letni Marek Wieszaczewski z 20-letnim stażem w Volkswagenie Poznań. - Masz kłopoty z krzyżem, nachylaniem się, wystarczy zgłosić to przełożonemu, a on przeniesie cię na inne stanowisko - mówi. - Może gdyby to była inna firma, to z powodu wieku każdego dnia bałbym się zwolnienia, ale nie w Volkswagenie. Wiem, że mogę przepracować tu spokojnie do emerytury, a firma mi w tym pomoże.

Ale nawet w takiej firmie wydłużenia wieku emerytalnego nie przyjęto z radością.

- Powinny być dwa kryteria. Stażu i wieku - mówi Marek Wieszaczewski. - Kiedy przejdę na emeryturę będę miał 49 lat pracy. Niedawno pochowałem szwagra, ten sam rocznik, a przed nim kolegę. Statystycznie mężczyzna żyje 72 lata, a to oznacza, że zostanie mi jeszcze pięć lat życia. Czy warto było pracować na te pięć lat? Na Lazurowe Wybrzeże z polską emeryturą przecież nie pojadę.

Urząd człowiekowi wilkiem
Janusz (imię zmienione) z Poznania, z zawodu stolarz meblowy, ma 63 lata i zero szans na wcześniejszą emeryturę. Dla ZUS wdychanie kilkanaście godzin dziennie przez 40 lat oparów lakierów i klejów nie jest pracą w szkodliwych warunkach. Ale organizm wiedział lepiej od ZUS-u co szkodzi.

-Nie byłem już w stanie wystać ośmiu godzin przy maszynie czy ławce stolarskiej - mówi Janusz. - Żołądek i wątroba coraz gorzej znosiły chemikalia. Nabawiłem się też przepukliny przełyku.

W firmie mu podziękowali. Oficjalnie sam odszedł. Teraz pracuje jako konserwator. Cały etat za niecały tysiąc złotych. Gdyby nie pomoc dzieci nie starczyłoby nawet na rachunki.

Jeszcze mniej niż Janusz zarabia na stażu Ewa (imię zmienione). Ma pięćdziesiąt parę lat, średnie wykształcenie, 800 złotych na rękę i ma dość. W takim mieście jak Piła dla bezrobotnych w jej wieku staż to jedyna szansa. Nie na życie. Na wegetację.

To już jej kolejny trzymiesięczny staż. Firmy nie mają obowiązku jej zatrudnić. Za to ona po każdym stażu musi mieć rok przerwy, by dostać się na kolejny. Trzy miesiące to za mało, żeby dostać zasiłek. Z czego wtedy żyje? A kogo to obchodzi?

Dwadzieścia kilometrów dalej, w 20-tysięcznej Chodzieży, urząd pracy kieruje na ośmio-, dziewięciomiesięczne staże, a po nich firmy mają obowiązek zapewnić zatrudnienie jeszcze przez pół roku. Dzięki temu pracownik, nawet jak go zwolnią, ma prawo do zasiłku.

- Kiedy słyszę, jak dyrektor urzędu pracy w Pile chwali się sukcesami w aktywizacji zawodowej osób 50+, to chce mi się wyć - mówi Ewa. - Wzięłam raz udział w szkoleniu z aktywizacji bezrobotnych w moim wieku. Było nas kilkanaście osób. Czas spędziliśmy na pisaniu CV, jakbyśmy w życiu mało ich napisali, na "obejrzycie sobie państwo film, a ja sobie wyjdę" , na rozmowach o niczym i piciu kawy, gdy oficjalnie mieliśmy być w jakimś zakładzie pracy. Facet, który prowadził to szkolenie miał zainkasować po 1500 złotych od głowy. W teorii może te programy wyglądają inaczej, ale to ja jestem ich rzeczywistością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Praca do 67 roku życia. Dla jednych satysfakcja, dla innych upokorzenie - Głos Wielkopolski

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska