Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Irek Maciaś będzie miał swoją ulicę we Wrocławiu

Weronika Skupin
Irek Maciaś zmarł w 2006 roku
Irek Maciaś zmarł w 2006 roku
Udało się! Po wielu latach starań zapadła decyzja, że Irek Maciaś, tragicznie zmarły dziennikarz sportowy Gazety Wrocławskiej, będzie mógł zostać patronem jednej z wrocławskich ulic. W ten sposób uhonorowany zostanie człowiek o ogromnej wiedzy, pasji i zaangażowaniu, profesor wrocławskiego dziennikarstwa sportowego, autor książek i chodząca encyklopedia dolnośląskiej piłki i wielu innych dyscyplin sportowych.

Irek Maciaś zginął w wypadku latem 2006 roku. Miał 36 lat. Teraz, 9 lat po jego śmierci, w ratuszu zapadła decyzja że nazwisko Irka trafi do miejskiego banku nazw ulic.

Bank to lista propozycji nazw do nadania ulicom, placom, czy skwerom, czekająca jedynie na swoje miejsce w mieście. Jest już na niej wielu dziennikarzy, artystów, naukowców, czy działaczy, głównie wrocławskich. Niebawem zostanie dopisany do niej Irek Maciaś.

Pełen bank ulic - wszystkie propozycje nazw czekających na swoje miejsce we Wrocławiu już w piątek w papierowym wydaniu Gazety Wrocławskiej.

Tak w 2006 roku żegnaliśmy Irka Maciasia

- Już mnie korci! - rzucił Irek do słuchawki, gdy rozmawialiśmy kilka godzin przed jego wypadkiem. Popisałby sobie, a tu trzeba jeszcze siedzieć na urlopie... Sport, dziennikarstwo czuł i kochał każdym nerwem. Nosił to w sercu. Za trzy dni miał wrócić do redakcji. Ciągle na Niego czekamy.
Czy można było mówić o ulubionych dyscyplinach Irka? Pewnie, że tak. Ale nie wymienię ich, bo szpalty nie są z gumy. Zbyt długa byłaby to lista. Kto wie, czy największej roboty nie wykonał jednak dla dolnośląskiego kolarstwa. A zgubił go rower. Ukochany rower.
W zasadzie to Irek był zespolony z klawiaturą. Nawet gdy przyjmował zlecenie na tekst za pięć dwunasta, nie migał się. Czasem zażartował tylko, że błyskawicznie zrobi to "prawą ręką przez lewe ramię". A może nie żartował, bo wiedzę miał niemal kompletną. Trochę ważył (bo mam dobrą żonę - wyjaśniał), ale pióro miał za to lekkie. Zresztą sami pewnie to zauważyliście. Nie tak dawno cieszył się z nagrody dla najlepszego dziennikarza sportowego Dolnego Śląska.
O kontaktach dziennikarza świadczy jego kajet. Książeczka z telefonami. Z reguły każdy pismak ma taki jeden. U Irka na stole leży ich kilka. Ot, skala fachowości. Choć większość czasu spędzał za biurkiem, kontakty miał na całym świecie. Nie tylko medialne. Był birofilem. Wiem tyle, że za zbiór jego podkładek pod piwo dostałby niezłą sumkę. Ale jaką dokładnie - tego już nie wiem. To pasja, nigdy nie przeliczał jej na pieniądze. Musiał za to policzyć się z każdym pracownikiem redakcji, który wrócił z zagranicznego urlopu bez podkładki. - U Maciasia jesteś spalony - straszyli nieszczęśnika ci, którzy taki błąd mieli już na sumieniu. Trzeba było widzieć szczęście na jego twarzy, gdy trafiła się nowa podkładka - brakujące ogniwo w kolekcji.
Tak sobie teraz myślę - trochę o Wiśle, trochę o przemyśle (to też jego powiedzenie) - ilu pracowników mogłoby spróbować wypełnić w redakcji lukę po jednym Maciaszczyku. No właśnie, mogliby tylko spróbować. Był u nas najbardziej płodnym dziennikarzem. Macie wątpliwości, naczelna może pokazać słupki.
Irek urodził się w Brzesku. Kiedyś sam grał w piłkę. Był nawet w składzie III-ligowej Sandecji Nowy Sącz. Do Wrocławia przyjechał na studia politologiczne. I tu złapał dziennikarskiego bakcyla. Wraz ze swoim guru - ś.p. red. Tadeuszem Dolińskim - wydał pierwszą część historii dolnośląskiego futbolu. Ciąg dalszy miał nastąpić. Piłkę komentował nie tylko na naszych łamach, prowadził także spikerkę na meczach żeńskiego AZS-u. W taki sposób, że mniej więcej połowa osób, które pojawiały się na trybunach, dowcipnie witana była przez mikrofon z imienia i nazwiska.
Ironista i prześmiewca - to cały on. Za to też był lubiany. Często dłubaliśmy teksty wspólnie, teraz przyszło mi pisać o nim bez niego. I dlatego to najgorszy materiał z udziałem Irka, jaki się u nas pojawił. Nad jego biurkiem wisi rysunek 6-letniej córeczki z napisem "Martyna tato kochany". Irek wiedział, że zimą na świat przyjdzie jego drugie dziecko. Ale nie było mu już dane usłyszeć, że będzie miał syna.

Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska