Kiedy się patrzy na sezon w wykonaniu piłkarzy Śląska Wrocław i Lecha Poznań, widać pewną zbieżność. Oba zespoły miały słaby początek sezonu, a metamorfoza przyszła w momencie zmiany trenera. W Poznaniu za Jacka Zielińskiego przyszedł Hiszpan Jose Bakero, a na Oporowskiej Ryszarda Tarasiewicza zastąpił nestor polskich trenerów Orest Lenczyk. Dwie różne filozofie szkoleniowe, ale efekt bardzo podobny. Jeżeli jednak w przypadku Śląska już nikt nie mówi, że gra poniżej swoich możliwości, to z wyników, a dokładnie gry zespołu z Poznania, wiele osób jest nadal niezadowolonych.
Jose Bakero znacząco poprawił postawę Lecha w defensywie, ale w ataku mistrz Polski nadal odbiega od tego, co prezentował w poprzednim sezonie. Mistrz Polski wygrywa, ale te zwycięstwa są wymęczone i w słabym stylu. Na dodatek co jakiś czas Lechowi przydarza się słabszy występ i nieoczekiwana porażka, jak na przykład ta z Cracovią (0:1).
- Trabajo, trabajo, czyli praca, praca - to ulubione słowa Bakero. Hiszpan jest jednak pewny, że to, co robi na treningach, wkrótce przyniesie efekt w postaci większej liczby bramek i jeszcze lepszych wyników.
- Ten proces trochę musi po-trwać, bo w drużynie wiele się zmienia. Nie zmienia się tylko sposób podchodzenia do każdego meczu i każdego przeciwnika. Naszą ambicją musi być zwyciężanie. Patrzymy tylko w górę tabeli i teraz każdy mecz jest dla nas jak finał - podkreśla Bakero.
I tu jest kolejna różnica między Lechem a Śląskiem. Nie chodzi o podejście do meczów, ale o fakt, że po słabym początku sezonu zespół z Poznania musi teraz gonić ligową czołówkę i na razie zamiast myśleć o obronie mistrzowskiej korony, martwi się, aby w ogóle zapewnić sobie start w europejskich pucharach. Dla Śląska zakwalifikowanie się do rozgrywek w Europie byłoby pewnego rodzaju bonusem, bo przecież nikt przed sezonem nie stawiał przed wrocławskim zespołem takiego celu.
- Lech to aktualny mistrz Polski, dla którego mecz ze Śląskiem jest istotny przede wszystkim dlatego, że dzięki wygranej może doskoczyć do czołówki i wciąż zachować realną szansę na obronę tytułu. Oni z pewnością zdają sobie sprawę, że potknięcie w piątkowym meczu nieco skomplikuje ich sytuację w tabeli - analizuje Sebastian Mila, kapitan Śląska.
Można jednak spojrzeć na to też z drugiej strony - przy korzystnych wynikach i wygranej w Poznaniu wrocławianie mogą znaleźć się w pierwszej trójce w tabeli. Taki scenariusz byłby jednak ogromną sensacją i jeżeli nie uda się zdobyć podopiecznym Oresta Lenczyka nawet punktu, nie będzie to rozpatrywane w kategoriach klęski.
- Jedną sprawę trzeba postawić jasno - Lech bez wątpienia jest w tym momencie trudniejszym rywalem niż Legia Warszawa - ocenia Mila. Dalej dodaje: - W tym sezonie już takie zespoły, jak Manchester City, Juventus i Braga przekonały się, jak silny jest na własnym stadionie Lech. Oni u siebie nie przegrywają i bardzo rzadko remisują.
Warto zwrócić uwagę na dwa fakty, które mogą, ale nie muszą mieć wpływu na wynik dzisiejszego meczu. W momencie, kiedy Śląsk przez wolne od ligi dwa tygodnie leczył rany i regenerował siły, kilku piłkarzy Lecha przebywało na zgrupowaniach swoich reprezentacji. To po pierwsze. A po drugie - Śląsk zmierzy się z Lechem na dopiero co położonej, nowej murawie. Wymiana nawierzchni nastąpiła w poniedziałek i w Poznaniu przyznają, że nie oznacza to bynajmniej, że będzie ona w piątek idealna. Wręcz przeciwnie, mogą się pojawić duże problemy, bo na prawdziwy efekt wymiany murawy trzeba poczekać przynajmniej dwa tygodnie.
Na koniec jeszcze jedno. Mecz z Lechem będzie 13. ligowym pojedynkiem Śląska pod wodzą Oresta Lenczyka. Do tego dzisiaj jest piątek. A przecież wiadomo, że połączenie piątku i 13. nie wróży nic dobrego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?