Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emir Kusturica: Lepiej bać się porażki, niż od razu widzieć siebie na czerwonym dywanie

Małgorzata Matuszewska
Emir Kusturica opublikował autobiografię pt. Gdzie ja jestem w tej historii?
Emir Kusturica opublikował autobiografię pt. Gdzie ja jestem w tej historii? Wydawnictwo Claroscuro
Napisał znakomitą autobiografię, w której pokazał historię własną i skomplikowane dzieje swojej ojczyzny. Emir Kusturica, wybitny reżyser filmowy, książkę „Gdzie ja jestem w tej historii?” nasycił poczuciem humoru i mądrą refleksją o współczesnym świecie. Podczas rozmowy pokazał nam pierwsze zdjęcia nowego filmu.

Pana autobiografia Gdzie ja jestem w tej historii? jest gotowym scenariuszem filmowym. Planuje ją Pan przenieść na ekran?
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zrobił z tego film. Gdyby jednak przyszedł do mnie młody reżyser, z odpowiednim podejściem do wydarzeń opisanych w książce, może z tego powstać film, albo – jeszcze lepiej – serial.

Pisze Pan, że w dzieciństwie i młodości chciał Pan zostać kimś, a bał się porażki. Jednak już filmowy debiut Czy pamiętasz Dolly Bell? zdobył nagrodę Złotego Lwa dla Najlepszego Debiutu Filmowego na festiwalu w Wenecji. Gdzie jest Pan teraz w filmowej historii?
Nie spodziewałem się, że ktokolwiek zwróci aż tak dużą uwagę na mój film. Moje podejście do sztuki i kina było bardzo uczciwe. Chyba lepiej bać się porażki niż oczekiwać od razu wielkich sukcesów na drodze kariery. Dziś, po rozpadzie ZSRR, młodzi ludzie oczekują sukcesów od razu. Projektują swoje życie i widzą siebie na czerwonym dywanie, w drodze po statuetkę Oscara. Po upadku muru berlińskiego, dla świata, również dla Rosjan, miarą jest tylko sukces, a nie proces związany z życiem przy uprawianiu sztuki.

Od początku swojej pracy, a potem już nigdy nie bał się Pan szalonych pomysłów i bronił ich. Dostrzegł to pierwszy człowiek, z którym Pan współpracował.
Któregoś razu przyjaciel mojego ojca zdając mu relację z naszego spotkania, powiedział mu, że będę dobrym reżyserem, gdyż oczekuję rzeczy niemożliwych, np. by tramwaj jechał nie w tę stronę co zwykle, tylko w drugą. To mogłoby być charakterystyczne dla kogoś, kto nie mierzy świata takiego, jaki on jest, ze swoimi różnymi elementami, ale świat ruszający się zgodnie z oczekiwaniami artysty.

W Bośni nauczył się Pan, że ważne są dobrosąsiedzkie stosunki. A obserwując historię ludzkości, widać, że one nie istnieją. Za naszą wschodnią granicą mamy wojnę, dramat przeżywają mieszkańcy Syrii. W jakim kierunku potoczą się konflikty?
Szanse na pokój są duże, gdyż jest dużo bomb jądrowych gotowych do zniszczenia świata. Oczywiście widzę, co się dzieje na świecie, a w przeciwieństwie do Pani wierzę, że kryzys na Majdanie został sprowokowany przez CIA, która postanowiła usunąć legalnie wybranego prezydenta Ukrainy. Wcześniej mieliśmy te problemy w Libii, Iraku, Syrii, Gruzji, ten chaos pochodzi spoza Europy. Myślę, że dziś Ameryka nie stanie do otwartej konfrontacji. Ameryka nie interweniowała Czechosłowacji, na Węgrzech, natomiast zbombardowała nas (Jugosławię), gdyż my byliśmy poza kontekstem. I to jest właśnie szansa na pokój na świecie.

Film Arizona Dream miał swoją premierę w 1993 roku. Kiedy go Pan kręcił, nie korciło Pana, żeby zostać w Stanach na stałe?
Nigdy nie pomyślałem o zostaniu w Stanach, nie wierzyłem, że powinienem tam zostać. Nie chciałem zostać hollywoodzkim reżyserem, ani moje usposobienie, ani moje pojmowanie życia są kompatybilne z Ameryką. Hollywood w poprzednich latach stworzył amerykański sen i eksportował go w świat. W latach 40. do 60. zeszłego wieku Hollywood było centrum idei, centrum kina i amerykańskiego snu. Potem Ameryka eksportowała w świat raczej wzorce naukowej kultury, nie kultury takiej, jaką ja widzę. Arizona Dream to właściwie była reakcja na moje własne życie w Ameryce w tym okresie.

Czym jest dla Pana wolność?
To dobrze zbudowana miłość do życia. To wiara w wartości duchowe, innych ludzi i życie. Za swoją płacę wysoką cenę.

Zmienił Pan religię?
Nie. W mojej rodzinie nikt nie wyznawał żadnej religii, a ja zostałem ochrzczony, w Bośni media zrobiły z tego wielką sprawę. Wierzę w Boga jako przedstawiciela kultury. Bóg ma to samo pochodzenie co kultura.

Co jest dla Pana ważniejsze: literatura, muzyka, film?
Robienie filmów jest najbardziej masochistycznym zajęciem twórcy. Wszyscy wielcy reżyserzy to masochiści. Granie muzyki przynosi radość. Pisanie jest bez wątpienia najlepszym procesem twórczym. Kiedy ma się dobry pomysł, dobrą historię do opisania wpada się w uzależnienie, jak zażywanie narkotyków. Inaczej niż film. Film to łączenie wielu elementów, dwóch funkcji, ogólnej i artystycznej.

Pracuje Pan nad nowym filmem?
Tak, nosi tytuł On the Milky Road. Występuję w nim z Monicą Belucci. Bohater, którego gram, postanawia pomóc zagrożonym mieszkańcom wioski, sprowadza dla nich mleko. Po drodze spotyka węża, którego karmi, wąż pomaga mu dotrzeć do wioski i ratuje mu życie.

Pisze Pan następną część autobiografii?
Druga część książki ma być dziennikiem. Dzienniki pisał Witold Gombrowicz, którego bardzo cenię.

Za co?
Za niezależność, bezkompromisowość, za to, że nie był konformistą. Pierwszy raz czytałem jego Dziennik, kiedy byłem bardzo młody. Już wtedy zauważyłem jego dystans intelektualny do rzeczywistości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Emir Kusturica: Lepiej bać się porażki, niż od razu widzieć siebie na czerwonym dywanie - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska