Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie sprzedam, bo zamknęłam już kasę

Agata Grzelińska
Agata Grzelińska
Agata Grzelińska Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Polski przedsiębiorca nie ma lekko. Wiadomo: zagmatwane przepisy, nieprzychylni urzędnicy, nadgorliwa skarbówka, czepialski sanepid. Krótko mówiąc, nawet drobny biznes to w tym kraju prawdziwa droga przez mękę... Jak to się więc dzieje, że niektórym "męczennikom" jednak się udaje? Czy obowiązują ich inne przepisy? Czy urząd skarbowy i inne instytucje nadzorujące mniej ich dręczą? Niekoniecznie. Może po prostu przyczyn sukcesu nie trzeba szukać aż tak głęboko. Skąd to podejrzenie?

Taka sytuacja, a nawet dwie w tym samym tygodniu. Wrocławskie osiedle. Kwiaciarnia, o której w okolicy mówi się, że dobra. Może dlatego, że jedyna. Czynna do godziny 18. Jest za pięć 18, ale w wazonach jeszcze mnóstwo pięknych, świeżo wyglądających kwiatów, więc jest z czego wybierać. Klient mówi, że chce taki i taki bukiet. I co słyszy? „Może pan wybrać coś z gotowych bukietów. I musi pan zapłacić gotówką, bo już zamknęłam kasę”. Gotówkę jeszcze by klient przeżył, ale gotowe bukiety były mizerne. Nie był w aż takiej potrzebie, by kupować byle co i w dodatku w tak "miłej" atmosferze. Gdy wychodził z kwiaciarni za cztery 18, przypomniał sobie jedną ze złotych rad udzielanych sprzedawcom przez wszelkiej maści szkoleniowców: „Dobry sprzedawca to taki, od którego wychodzisz z uśmiechem mimo wydanych pieniędzy”.

O to drugi przykład "profesjonalizmu" drobnego przedsiębiorcy. Okolice Wałbrzycha, browar w malowniczej miejscowości, prowadzony w dawnym dworku słynnego lotnika. Ważą tam naprawdę smaczne piwo, którego poza browarem i poza festiwalami raczej nie uświadczysz. Gdy już tam trafisz i pomyślisz: "Może kupię butelkę czy dwie i zabiorę do domu", spotkać cię może niemiła niespodzianka. Na tak śmiałą propozycję miła pani z browaru może bowiem odpowiedzieć: "Nie sprzedam, bo nie mamy w butelkach". Producent, który produkuje na sprzedaż, nie sprzeda, bo nie chce mu się nalać piwa do butelki. Tak, tak, dobrze państwo zrozumieli. A na tablicy za ową panią jest cennik za lane i za butelkowe, czyli przynajmniej teoretycznie czasem w butelkach też sprzedają.

Rezolutny klient, który specjalnie zjechał z trasy, bo pamiętał z festiwalu smak piwa z tegoż browaru, wykazał więcej troski o sukces browarnika i podsuwa miłej pani pomysł, by po prostu nalała piwa dwóch gatunków do butelek. Okazało się to możliwe, chociaż pani lojalnie ostrzegła, że taka akcja potrwa... 15 minut. Niezrażonego klienta czekało jeszcze jedno doświadczenie związane ze specyficzną żyłką handlową browarników. Otóż, klient chciał zapłacić gotówką. Na to miła pani, która zadała sobie już trud i nalała piwa do butelki, znów zaczęła swoją śpiewkę: "Nie sprzedam, bo nie mam wydać". Wtedy klient skapitulował: "Dobra, zapłacę kartą". Wychodząc, mruczał coś jeszcze pod nosem; usłyszałam tylko fragment zdania: "Więcej tu nie przyjadę".

W jednym z licznych poradników sprzedaży, namawiających do dość agresywnego podejścia do klienta, czytam rady w rodzaju: "Naucz się przyjmować odmowę i odwracać ją na swoją korzyść. Zadawaj pytania, buduj pozytywną relację. Nie daj się spławić klientowi". O, właśnie: nie daj się spławić, a nie: spławiaj. O typowym "nie mam wydać" już nawet szkoda mówić. Ciekawe, że w marketach zawsze mają drobne.

Jak widać, ani skarbówka, ani sanepid, ani urzędnicy nie muszą się jakoś szczególnie mocno starać, by zaszkodzić drobnemu przedsiębiorcy. Po co, skoro on sam zrobi to najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska