Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli buntownikami walczącymi z komuną. Co robią dziś dorosłe dzieci Jarocina?

Anita Czupryn
Marek Piekarczyk z zespołu TSA
Marek Piekarczyk z zespołu TSA Marek Zakrzewski/Polskapresse
W latach 80. byli buntownikami walczącymi z komuną, za pomocą muzyki głosili wolność. Kim są dzisiaj kultowi muzycy jarocińskich festiwali. Co się stało z legendami Jarocina?

Paweł Kukiz, Tomasz Budzyński, Wojciech Waglewski, Lech Janerka, Kazik Staszewski, Muniek Staszczyk… Dżem, TSA, Siekiera, Moskwa, Oddział Zamknięty, Defekt Muzgó… Lista gwiazd i zespołów związanych z jarocińskim festiwalem, zarówno tych, którzy stawiali tam swoje pierwsze kroki, jak i tych, których już wtedy otaczał kult i uwielbienie fanów, jest nieprzebranie długa. Niektórzy zupełnie rozpłynęli się w nowej rzeczywistości i dziś mało kto o nich pamięta. Inni - świetnie poradzili sobie po 1989 r., nadal tworzą, wydają płyty, koncertują, mają swoich fanów. Jeszcze inni skupili się na zarabianiu pieniędzy. Ale są i tacy, jak Paweł Kukiz, który nadal krzyczy, że mają dość systemu, dlatego zajął się polityką.

Dla jednych Jarocin był mekką wolności, miejscem, gdzie przez trzy dni można było czuć się sobą, mówić, co się chce, i głosić hasła przeciwko ówczesnej władzy. Jarocińska scena stawała się trybuną, z której muzycy walczyli z komuną, mając poczucie, że dokładają swoją cegiełkę, która przyczyni się do zwycięstwa nad reżimem. Do dziś fenomen Jarocina jest tematem dyskusji socjologów, politologów, na jego temat powstają książki i filmy oraz naukowe rozprawy.

- Dajmy sobie spokój z tym Jarocinem! To legenda, sztucznie rozdmuchiwana przez niektórych ludzi i muzyków. Legenda Jarocina to trochę wydmuszka. Jarocin stał się symbolem wielkiego zjawiska, które na początku lat 80. ogarniało wiele ruchów, festiwali, koncertów i ludzi. Sprowadzanie tego tylko do Jarocina jest uproszczeniem, a służy do podbudowania życiorysów niektórym ludziom. Na początku lat 80. tych festiwali było w Polsce mnóstwo. Jedne lepsze, inne gorsze, były i plenerowe, np. Muzyczny Camping w Lubaniu w latach 1979-1980, świetna impreza. Było reggae w Brodnicy czy festiwale zamknięte: Rock Arena w Poznaniu, Rockowisko w Łodzi. Jarocin wyrósł na symbol, może dlatego, że był największy. Owszem był największy, ale to było maksimum 20 tys. ludzi. Podczas gdy w pielgrzymkę na Jasną Górę szło pół miliona ludzi. Oczywiście, te 20 tys. ludzi w Jarocinie to była elita. Nie można tego porównywać z takimi imprezami jak dzisiejszy Open'er, bo to jest piknik. Do Jarocina przyjeżdżała pewnego rodzaju elita - często wbrew woli rodziców - mówi Mirosław Ryszard Makowski, współautor, wraz z Konradem Wojciechowskim, książki "Pokolenie J8. Jarocin 80-89". Makowski w latach 70. i 80. był fotoreporterem w miesięczniku "Jazz" i "Magazynie Muzycznym", potem redaktorem miesięcznika muzycznego "Non Stop". Projektował okładki płyt i kaset polskich zespołów rockowych, m.in. zespołu "Dżem". Bywalec Jarocina, a w 1989 roku współorganizował ten festiwal. Dziś z goryczą mówi, że Jarocin się mitologizuje, a niektórzy muzycy budują sobie kapliczkę. Podobnie jak dziś wielu opowiada o tym, jak w stanie wojennym roznosili ulotki w dziecięcym wózku, tak wielu muzyków podpina się pod legendę Jarocina.

- Muzycy przyjeżdżali do Jarocina, grali koncert i wyjeżdżali. I tak odpowie dziś większość z nich, jeśli będzie ich stać na szczerość. Dla większości z nich to był kolejny punkt między Brodnicą a Piknikiem Country w Mrągowie. Teraz Jarocin potrzebny im jest do legendy, aby mogli mówić, jak bardzo byli zbuntowani. Tylko ten bunt był wtedy mocno kontrolowany - mówi Makowski.

Rzeczywiście w komitecie honorowym festiwalu zasiadał i Aleksander Kwaśniewski, ówczesny minister ds. młodzieży, i Marek Kotański, Marek Niedźwiecki czy kapitan Jerzy Fiałkiewicz z Komendy Społecznej MO, a wśród organizatorów festiwalu było miasto i Federacja Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej. Festiwal mógł odbyć się nawet w stanie wojennym, bo z jednej strony był on poletkiem treningowym dla władzy, a głównie policji, która, jak wspomina Mirosław Ryszard Makowski, w Jarocinie nagrywała młodzież na kamery, by rozsyłać te filmiki po komendach z instrukcją: "Oto tak wygląda narkoman, sierżancie Nowaku". - Ten festiwal był kompromisem różnych fresków i milicji - stoi na stanowisku Makowski.

Gwiazdy w Jarocinie się zmieniały. Na początku lat 80. grali Kombi czy Manaam, gdzie publiczność, jak zdradzała Kora, rzucała w nią kwiatami , ale nie dodaje, że były to pelargonie z doniczek, bo uważano ją za komercję. Z tego też powodu wygwizdano Grzegorza Ciechowskiego, który z Republiką, mimo całego warzywniaka, jaki spadł na artystów, zagrał jeden z najlepszych swoich koncertów. - Ale to dzięki tym zespołom można było sfinansować konkursy dla kapel amatorskich. Niby te kapele, komercyjne, jak się mówiło, były źle widziane, ale to się opłacało - twierdzi Konrad Wojciechowski.
Dżem jednak był w Jarocinie zawsze, Ryśka Riedla nazywano cesarzem Jarocina. Przyjeżdżały też takie zespoły jak Izrael, Armia, przyjeżdżał Słoma z bębnami, Mr Zoob śpiewał: "Mój jest ten kawałek podłogi". W szczytowym okresie, kiedy festiwale organizował jeszcze Walter Chełstowski, przyjechał Shakin' Dudi, dając taki koncert, że ludziom buty spadły. Zainicjował największe pogo w Jarocinie. Jarocin muzycznie był wówczas pluralistyczny.

Makowski podkreśla jednak, że wszystkie teksty, jakie padały ze sceny były wcześniej ocenzurowane, a kapela, która ośmieliła się zaśpiewać coś wbrew cenzurze (a był to zespół Immanuel, który zaśpiewał: "Niepotrzebny jest prezydent, niepotrzebny jest konfident"), dostała trzy miesiące aresztu, które zamieniono na grzywnę, na którą, jak chodzą legendy, składało się pół Warszawy.

- Cenzurę i tak obchodzono - odpowiada na to Konrad Wojciechowski i wspomina, jaki sposób znalazł na cenzurę Paweł Kukiz - zrobił cyrkowy numer, śpiewając teksty socrealistyczne, propagandowych poetów, które nie mogły być cenzurowane.

Bohaterem w Jarocinie stał się też Kazik Staszewski, kiedy w końcówce lat 80. do Jarocina przyjechała telewizja, nagrywając koncerty. Zespoły cieszyły się, że w końcu zasmakują sławy, staną się rozpoznawalne, będą w telewizji. Jeden Kazik nie zgodził się na rejestrowanie swojego koncertu, kamerzyście kazał zejść ze sceny.

Dziś często mówi się o Jarocinie, że był wentylem bezpieczeństwa. Chodziło o to, aby tę młodą publiczność zebrać, z dala od Warszawy, aby nie chodziła na manifestację czy pielgrzymki. To było zręcznie robione przez władze. Ale publiczność, która przyjeżdżała w latach 80. do Jarocina, niekoniecznie musiała o tym wiedzieć. Mogli wyglądać, jak chcieli (a wyglądali niezwykle kolorowo na tle szarzyzny lat 80.) i mieć złudne poczucie wolności. Słuchali muzyki drugiego obiegu, jakiej nie usłyszeliby nigdzie indziej, rejestrując wszystko za pomocą osławionych już grundigów, czując siłę tych koncertów.

- Czuli wolność, ale ona nie polegała na tym, że to był bunt przeciwko systemowi. Od dawna twierdzę, że nasz bunt - hipisów, rastamańskich świrów, punków - polegał na tym, że się nie było przeciw systemowi, ale obok systemu. Często przeciw rodzicom. Istotą tego buntu była wolność indywidualna, a nie społeczna - uważa Makowski. Jego zdaniem klasycznym przykładem budowania legendy na tej zbiorowej tożsamości jest Jerzy Owsiak, którego do Jarocina przywiózł zespół Voo Voo, a który wraz z Towarzystwem Chińskich Ręczników głosił wówczas nośne, choć absurdalne hasło "Uwolnić słonia". No i wyrósł na lidera. - Jurek Owsiak karierę zaczął robić w 1988 r. w Trójce, a potem założył własny Jarocin - Jarocin bis, czyli Przystanek Woodstock. Jest beneficjentem Jarocina w wydaniu społecznym. Można powiedzieć, że Owsiak ukradł Jarocinowi show - śmieje się Konrad Wojciechowski. I dodaje: - Być może w Jarocinie nosiliśmy się bardziej odważnie, bo mała mieścina, ale w latach 80. ta publiczność przychodziła gdzie się dało, czy pod szyldem Muzyki Młodej Generacji, czy innych festiwali. Lubań to był przecież przedsionek Jarocina, a kto dziś o tym pamięta? Tam działy się niesamowite rzeczy. Ale to nie one stały się kultowe, tylko Jarocin - dodaje Konrad Wojciechowski.

Co robią dziś dorosłe dzieci Jarocina? - Cały ten Jarocin pilnuje swoich apartamentów na Teneryfie i medali za 25 lat od Komorowskiego - wielokrotnie w wywiadach oskarżycielsko mówił Paweł Kukiz. Ale obserwując ich dokonania, można powiedzieć, że jedni poradzili sobie lepiej, inni gorzej. Ryszard Riedel, lider Dżemu, który to zespół był wizytówką Jarocina, i to dla bardzo różnej publiczności, zmarł w 1994 r. - Riedel przedawkował swoje życie. Ale myślę, że gdyby żył, toby się zupełnie w tych czasach nie odnalazł. Nie wyobrażam sobie, jak on by dziś funkcjonował - mówi Wojciechowski. Makowski dodaje: -Dziś każdy robi indywidualną karierę, na ile mu pozwala życie. Kukiz próbuje robić w polityce, Kazika miota od dobrego nastroju, kiedy mówi mądrze, do stanów kacowych, gdy mówi, że go okradają. Lech Janerka - zawsze był darzony szacunkiem w Jarocinie, zawsze miał znakomite koncerty, a kto dziś o tym pisze? Nikt, bo Janerka nie pasuje do żadnego obrazu. A on nadal siedzi z boku, robi swoją muzykę i jest darzony szacunkiem. Jedyny, o którym można powiedzieć, że jest wybitnym polskim twórcą. Ze wszystkich gwiazd Jarocina wymieniłbym tylko jego - mówi Mirosław Ryszard Makowski.

Tomasz Budzyński znalazł się ze swoją twórczością w klimatach chrześcijańskich i patriotycznych, angażuje się w coraz nowe projekty, ale nie można o nim powiedzieć, że znalazł się w pierwszej mainstreamowej lidze. - Tomek Lipiński? Sprzedaje siebie w kolejnym wywiadzie rzece, w którym opowiada to samo, buduje swoją legendę - wytyka Makowski. Lipiński śpiewał kiedyś: "Nie wierzę politykom", w nowych czasach, w 2007 r. znalazł się w komitecie poparcia Platformy Obywatelskiej. Teraz mówi jednak, że rządy Tuska go rozczarowały.
- Raz byliśmy zbuntowani, innym razem na pasku reżimu, wszyscy próbowaliśmy się ustawić wobec opresyjnego systemu. Ale jak słyszę dziś, że wszyscy byli zbuntowani, to uważam, że to kpiny - mówi Makowski.

Są zespoły, jak Voo Voo, które mają swoją publiczność, nie jest to może publiczność stadionowa, ale bardzo świadoma. Były takie, jak Siekiera czy Zielone Żabki, które dwukrotnie wygrały Jarocin - i dziś już ich nie ma. A przecież swego czasu to oni stanowili o sile Jarocina. - W latach 80. Skiba, który nigdy pierwiosnkiem Jarocina nie był, raczej związany z ruchem alternatywnym, to jednak rozrzucał na festiwalu ulotki. Dziś gra dużo koncertów i jest na etykietkach piwa. Magia Jarocina podziałała nawet na Krzysztofa Ibisza, on też chciał mieć w CV, że otarł się o ten festiwal - uśmiecha się Konrad Wojciechowski.

Muniek Staszczyk, który występował na początku z zespołem Opozycja, potem z T.Love, może powiedzieć, że Jarocin pomógł mu w karierze. Dziś ma kilka zespołów, nagrywa płyty, czy to ze Szwagierkolaską, czy T.Love Alternative. Podobnie Kazik Staszewski, który ma jeszcze więcej muzycznych projektów, nie unika komentowania rzeczywistości i polityki, ale sam chce być od niej jak najdalej.

- Kazik jest ewidentnie kojarzony z antyestablishmentem, zrobił karierę nie dzięki śpiewaniu piosenek o miłości, tylko dzięki temu, że atakował system. Natomiast w tej chwili zdystansował się i zastanawiam się, z czego to wynika? Ze starości czy z kalkulacji: lepiej nie wchodzić w konflikt z systemem, ponieważ będę ponosił tego konsekwencje finansowe - mówił w wywiadzie dla "Polski" Kukiz. - Kukiz kreuje się na jedynego buntownika, który nie zdradził jarocińskich ideałów, on dalej tę zbuntowaną postawę niesie, tyle że przypomina ona bunt w szklance wody - i tak z tego niewiele będzie. Nośne to jest propagandowo, ale trudno mówić o kontestacji dzisiaj, kiedy praktycznie wszyscy skoncentrowani są na zarabianiu pieniędzy - stwierdza Wojciechowski.

Ale czy to rzeczywiście problem, że muzycy zarabiają pieniądze? Zarabiają je też i ci buntownicy, którzy w latach 80. przyjeżdżali jako publiczność, nosili irokezy i ćwieki nabijane na czarnych skórach, a gdy wracali, zakładali zespoły. Dziś każdego ranka wbijają się w garnitur i jadą do korporacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Byli buntownikami walczącymi z komuną. Co robią dziś dorosłe dzieci Jarocina? - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska