Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doda odarta z cekinów i pudru raczej by nie istniała

Robert Migdał
Doda ma charyzmę i jasno wyznaczone cele i dąży do nich po trupach
Doda ma charyzmę i jasno wyznaczone cele i dąży do nich po trupach Fot. Tomasz Hołod
Maryla Rodowicz? Ideał, choć nigdy w życiu nie napisała tekstu. Jest tylko genialną odtwórczynią. Beata Kozidrak? Ona jest niezniszczalna! Natalia Lesz? Ludzie nie kupują płyt sztucznych tworów. Marina Łuczenko? Świetnie zapowiadająca się kariera, ale zmarnowana. Z Maciejem Durczakiem, producentem muzycznym i menedżerem gwiazd, o kulisach polskiego show-biznesu rozmawia Robert Migdał

Wystarczy mieć talent, żeby zrobić karierę?
Absolutnie nie. Dowodem na to jest mnóstwo utalentowanych artystów w Polsce, którzy nie odnoszą sukcesów. Świetnie śpiewają, nawet udaje im się nagrać płytę i... nic z tego dalej nie wynika. A dzieje się tak dlatego, że nie mają tego czegoś, czym mogą zdobyć publiczność.

Magnetyzm?
To, czym można porwać tłumy: osobowość, charyzma. To coś bardzo ulotnego. Coś, czego nie można kupić. Mając do czynienia z wieloma artystami - tymi doświadczonymi i mniej doświadczonymi, którzy trafiają do mnie z nadzieją na karierę - już po krótkiej rozmowie wiem, czy ten ktoś może odnieść sukces, czy też nie ma żadnych szans. Bo samo to, że mi przedstawi świetne nagrania i że świetnie śpiewa - to niestety nie wystarczy. Choć to podstawa, bo na samej charyzmie też jest dość trudno coś zbudować. Były jednak takie przypadki, że człowiek miał ogromną charyzmę...

...Michał Wiśniewski z Ich Troje.
Tak, Michał. Wielka osobowość, nie do przecenienia, a z talentem wokalnym było tak sobie. Wszyscy o tym wiedzieli, a jednak milionom jego fanów to nie przeszkadzało: kupowali jego płyty, przychodzili tłumnie na koncerty. Ale to są odosobnione przypadki. Na takie przypadki nie liczę. Przychodzą do mnie artyści, którzy są krzykliwi, którzy buńczucznie o wszystkim opowiadają i wydaje się, że mają to coś, czym mogą zawojować świat. Ale jak przychodzi do zaśpiewania, nagrania piosenki - to w studiu nagraniowym zostają obnażeni i okazuje się, że nic nie są warci artystycznie. I cała ta charyzma, ta pewność siebie nie wystarcza.

A to nie jest tak, że mówisz o modelu idealnym: jest i charyzma, i talent - i wtedy jest gwiazda. Ale wydaje mi się, że na polskim rynku muzycznym mamy większość artystów, którzy mają albo osobowość, albo talent, albo nie mają ani jednego, ani drugiego, za to mają pieniądze.
Takich postaci jest mnóstwo. Beztalencia, za to ładnie opakowane, zareklamowane. Tylko pojawia się pytanie: czy to są kariery? Czy to, że za jakąś artystką stoją duże pieniądze ojca czy przyjaciela, a ona sama potrafi tymi pieniędzmi "wyesemesować" nagrody - to czy to coś daje tak na dłuższą metę? Bo moim zdaniem nie: ci artyści nie grają koncertów, tak naprawdę nie sprzedają płyt - ludzie ich po prostu nie chcą. To są sztuczne i złudne kariery. Coś takiego potępiam. Jest to dla mnie całkowicie bez wartości. Na swojej drodze cały czas szukam artystów idealnych: utalentowanych i z charyzmą.

Doda, twoja była podopieczna, była chyba takim idealnym połączeniem?
Doda ma sporą charyzmę, wie, czego chce, ma jasno wyznaczone cele i dąży do nich po trupach. To jej największy talent, ale nie ma to wiele wspólnego ze sztuką.

A Ania Wyszkoni?
Ania Wyszkoni ma zupełnie inny rodzaj charyzmy i innymi środkami, innymi sposobami dociera do ludzi, do emocji. Do Ani po dwugodzinnym koncercie potrafią przyjść ludzie i opowiedzieć całe swoje życie, zwierzają się jej z problemów - działa na nich bardzo emocjonalnie: żalą się, zwierzają... A to skutkuje też tym, że kupują płyty, przychodzą na koncerty, chcą być blisko niej i ją samą mieć blisko siebie.
Ania dostaje mnóstwo listów od fanów i Doda także była zasypywana listami...
Ale to były zupełnie różne listy. Do Dody docierały listy od dziewczynek, które wyznawały jej miłość i pisały, jaka jest "zajebista", "czadowa" i jaka jest "cool".

I pewnie od facetów...
Z różnymi dziwnymi propozycjami. Natomiast do Ani Wyszkoni przychodzą listy od dojrzałych emocjonalnie ludzi, którzy czują w niej bratnią duszę, chcą się z nią podzielić swoim cierpieniem lub swoją radością.

Mówisz o wokalistkach młodego pokolenia. A ci ze starszego?
Ideał: Maryla Rodowicz. Ona jest fenomenem. Nigdy w życiu nie napisała żadnego tekstu, nie skomponowała żadnej piosenki - jest tylko odtwórczynią. Ale jest genialną odtwórczynią. Prawie wszystko, czego się dotknie, zamienia w sukces.

Są i ci młodsi artyści, którzy zaczynają karierę, i ci starsi - którzy już mają swoją wypracowaną markę.
I ci drudzy artyści mają o niebo lepiej. Bo dzisiaj Maryli Rodowicz nie zaszkodzi, że wyda słabszą płytę. Ona zawsze będzie damą polskiej piosenki. Tak samo jest z Beatą Kozidrak - jest niezniszczalna. A młody artysta, jeśli się potknie na początku kariery lub nieumiejętnie ją poprowadzi, to może być skończony.

I jak się go ratuje?
Robi się z niego celebrytę, uruchamia się sztuczny marketing, reklamę. Obmyśla się wtedy śluby, rozwody, romanse, skandale i chodzenie po bankietach, a wszystko po to, żeby zaistnieć w prasie kolorowej i na portalach plotkarskich. Ja zdecydowanie wolę, żeby mój artysta istniał na listach przebojów i w rankingach sprzedaży płyt.

Rodzi się gwiazda - celebryta, który chodzi po bankietach, robi ustawki z paparazzi, z tabloidami, pokazuje, jaki pierścionek zaręczynowy kupił, lub sprzedaje swoje zdjęcia z wakacji.
W Polsce pojęcie gwiazdy bardzo się zdewaluowało. Wystarczy pokazać się w kilku odcinkach "Tańca z gwiazdami" lub podrzędnego serialu, żeby być w mediach określanym mianem gwiazdy. Jestem przeciwny takim uproszczeniom i kreowaniu takich sztucznych karier. Tak samo gwiazdą nie jest piosenkarz, który wydał jedną płytę lub wystąpił na jednym festiwalu. Takie myślenie to jest wielkie nieporozumienie. Dorobek artystyczny upoważnia do bycia gwiazdą, a nie ilość artykułów na przysłowiowym Pudelku.

Ile Twoim zdaniem mamy gwiazd w Polsce?
Prawdziwe gwiazdy można policzyć na palcach dwóch rąk. A ta cała rzesza artystów, którzy chcą się dostać na szczyt - to dopiero narybek. Bez większego dorobku, często bez talentu, są znani tylko z tego, że są znani. A nie z sukcesów filmowych, przebojów, płyt i działań artystycznych. Ich "dorobek" to bankiety, na których się pokazali, i kreacje, w których zostali obfotografowani.

Czyli oprócz talentu i charyzmy - także ciężka praca, i to latami.
Zdecydowanie. Tylko ciężka praca artysty i osób, które mu towarzyszą na tej drodze - może doprowadzić do pełnego sukcesu. To musi być umiejętna praca. Przez lata obserwowałem dużo świetnie zapowiadających się karier, na przykład ludzi z programów "Idol" czy "Szansa na sukces" - i choć byli świetni, to nie mieli na siebie pomysłu, mieli złych doradców, którzy podsuwali im miałkie pomysły. I to są najczęściej przegrani artyści. Strasznie mi ich szkoda. A jest ich, niestety, dość sporo.
Kto?
Dla mnie przykładem takiej świetnie zapowiadającej się kariery, ale niestety zmarnowanej, jest Marina Łuczenko. Dobrze śpiewa, jest bardzo ładna - co też jest istotne, bo wiadomo, że ładna kobieta ma więcej punktów na starcie od tej mniej urodziwej. Niestety, jej kariera została źle poprowadzona - Marina na razie nie wydała płyty, jest znana bardziej ze swoich paznokci i modnych strojów niż z przebojów. Szkoda, że taki talent został zmarnowany.

A ci wszyscy piosenkarze i piosenkarki, którzy wygrali "Idola". Wydawało się, że świat muzyczny, scena, kariera - stoją przed nimi otworem. Ala Janosz, Maciek Silski, Krzysiek Zalewski...
To są świetne przykłady. Większość artystów, którzy wypłynęli z Idola czy z Szansy... bardzo dobrze się zapowiadała, a nic się z nimi nie wydarzyło. Albo prawie nic. Bo kariera takiego Krzyśka Zalewskiego, który jest bardzo utalentowanym artystą, stoi w martwym punkcie. A wygrał Idola, nagrał nawet płytę i... nic nie zrobił. W tej chwili go nie ma, pracuje przy innych projektach muzycznych, a tak naprawdę sam zasługuje na popularność. To jest bardzo przykre.

A czemu tak się dzieje z tymi uczestnikami? Przecież teraz mamy wysyp programów wyławiających muzyczne talenty: "X Factor" czy "Must be the music", do których zgłosiły się tysiące lepiej lub gorzej śpiewających Polaków.
Artysta z takiego programu, który mocą kontraktu trafiał pod skrzydła wytwórni płytowej, niestety najczęściej trafiał źle: do tej samej maszynki, co każdy debiutancki projekt. Wytwórnia dawała takiemu artyście repertuar, teksty, wpychała go do studia i mówiła: "śpiewaj, nagrywaj i wydajemy czym prędzej płytę". A to nie na tym przecież polega. Artysta musi sam wiedzieć, jaki chce być i czuć to, co robi. Musi w to wierzyć, bo tylko wtedy jest wiarygodny.

Są jednak wyjątki - Justyna Steczkowska, która pierwsze kroki stawiała w "Szansie na sukces", Monika Brodka i jej ostatnia świetna płyta "Granda" czy Ania Dąbrowska, które zabłysnęły w Idolu. Ta ostatnia nie spieszyła się, sama komponuje, pisze teksty.
Oczywiście, że są wyjątki i to jest budujące. Ania Dąbrowska jest najlepszym przykładem: odpadła z Idola, ale od razu dostała się w ręce bardzo dobrego producenta. I dzisiaj mamy gwiazdę dużej kategorii. Ona postępowała bardzo rozsądnie ze swoją karierą, a przede wszystkim doskonale wiedziała, jaką drogą chce iść.

To co? Po programach typu Idol czy X Factor szanse na sukces są mniejsze?
To nie jest tak. Ludzie, którzy się pokazali w takim czy innym show, muszą postępować mądrze i nie zachłystywać się tymi pięcioma minutami, które dała im telewizja. Inaczej ich kariera skończy się szybciej, niż się zaczęła.

Kolejny punkt na liście w biegu na szczyt - potrzebne jest szczęście.
Szczęście - jak najbardziej. Niestety, to jedyny czynnik, na który nie mamy wpływu.

Albo trzeba pomóc szczęściu i mieć bogatego tatę, narzeczonego lub rodzica, który jest znany i lubiany, i można "posiłkować się" jego nazwiskiem.
Niekiedy znane nazwisko przeszkadza w karierze. Ktoś, kto ma koligacje rodzinne i masę pieniędzy, żeby karierę zrobić, przestaje być wiarygodny. Patrzy się na niego przez pryzmat matki, ojca, przez nazwisko rodziców.
Patrycja Markowska, córka Grzegorza Markowskiego z Perfectu?
To świetna artystka, która długo musiała pracować na to, by nie być postrzegana tylko przez pryzmat nazwiska wielkiego ojca. Nie było jej łatwo.

Bracia Cugowscy, synowie Krzysztofa Cugowskiego z Budki Suflera...

Na pewno publiczność zwróciła uwagę na ich zespół właśnie dzięki nazwisku i popularności ojca, ale oni nie chcąc być postrzegani tylko przez nazwisko, zmienili nawet nazwę zespołu z Bracia Cugowscy na Bracia. Myślę, że wybitny talent wokalny Piotra Cugowskiego obronił się sam.

Chyba takim przykładem koligacji rodzinnych, które przeszkodziły w karierze, jest to, co się dzieje wokół, szalenie utalentowanej dziewczyny, córki Beaty Kozidrak z Bajmu. Kasia ma świetny głos, śpiewa świetne piosenki, super wygląda i... Nic. Nie wydała płyty, jej piosenki nie mogą się przebić.
No tak. U niej wszystko się zgadza: i umie śpiewać, i dobrze wygląda. Być może jest tak, że wychodzi na scenę i ludzie jej nie wierzą. A może jest za bardzo kopią matki: ma bardzo podobny do niej głos. Może Polakom wystarczy jedna, prawdziwa Beata, którą uwielbiają od 30 lat.

No dobrze. A gdy już mamy takiego utalentowanego artystę, z charyzmą, który ma szczęście, to ile osób jest potrzebnych, żeby świat o nim usłyszał. Jaki sztab ludzi musi na niego pracować, żeby stał się gwiazdą?
Nie da się tej liczby określić. To jest rzesza współpracowników: począwszy od menedżerów, stylistów, fryzjerów, stylistów, ludzi od promocji, reklamy... A im kariera jest większa, im dynamiczniej się rozwija - tym więcej ludzi jest potrzebnych do pomocy. Ale to wszystko to jednak nadal jest dodatek. Niestety, na polskim rynku muzycznym często zaczyna się pracę z artystą od opakowania, czyli od tych wszystkich speców od reklamy, stylistów, wizażystów, żeby sprzedać w mediach produkt. Taki "produkt", jeśli jest bez podłoża w postaci talentu i wizji artystycznej, szybko przepada w show-biznesie.

Takich absolutnych ideałów, które mają talent, głos, sami sobie piszą muzykę, teksty, sami śpiewają, jest niewiele.
To nie jest problem tylko polskiego rynku, nie popadajmy w krytykanctwo. Nie każdy artysta musi robić wszystko sam. Przykładem Maryla Rodowicz czy Irena Santor. Niekiedy jest tak, że artyście trzeba wręcz odradzić to, żeby sam sobie pisał, sam dla siebie tworzył. Bo rzadko ma dystans do swojej twórczości. Dlatego powinien mieć doradców, którzy obiektywnym okiem i uchem stwierdzą, czy to, co zrobił, jest dobre, czy ma potencjał i czy warto pokazywać to światu.

No i w świecie show-biznesu pewnie znajomości są szalenie ważne.
Oczywiście, że są. Jak w każdej branży. Często się potępia, że ktoś coś komuś załatwił po znajomości. Ale nie oszukujmy się, znajomości się przydają w każdej dziedzinie: gdy się chce być dobrym handlowcem czy gdy się produkuje buty. Kontakty to dorobek dobrego menedżera. Ja to nazywam po prostu doświadczeniem i uważam, że nie ma nic złego w wykorzystywaniu znajomości. Na tym w dużej mierze polega nasz zawód.
A jak duże pieniądze trzeba mieć, żeby wypromować artystę?
Pieniądze oczywiście są bardzo potrzebne, ale nie da się określić konkretnych kwot. Bo czasem niskobudżetowa produkcja osiąga ogromny, zaskakujący sukces, przykład: Czesław Mozil. Ten artysta wygrał naturalnością, nie stały za nim ani wielkie pieniądze, ani układy. Dostrzegła go wprawdzie Kasia Nosowska, która zwróciła na niego oczy muzycznej Polski, ale Czesław nie osiągnąłby takiego sukcesu, gdyby nie był utalentowany i wiarygodny.

Pewnie też zrobił karierę, bo trafił w muzyczną lukę: nikt wcześniej nie grał takiej muzyki i tak nie śpiewał jak on. Poza tym nie robił wokół siebie show, nie ubierał się w piórka jak inni artyści.
Nie robił wokół siebie sztucznego szumu. Gdyby wjechał na scenę czerwonym cadillakiem, ludzie pewnie nie zwróciliby na niego uwagi, bo byłby banalny i obciachowy.

Ale są też tacy ludzie, którzy bez olbrzymiego budżetu nie będą istnieć.
Takim przykładem jest Doda. Odarta z przysłowiowych piórek, cekinów i pudru, raczej by nie istniała. Doda nie stanie na scenie z gitarą, jak Edyta Bartosiewicz, i nie porwie tłumów. Od Dody oczekuje się przede wszystkim widowiska, a do tego potrzebne są pieniądze.

Także artyści robieni na zamówienie - zespół dla dzieci LO 27 czy pierwszy polski boys band "JUST 5" - to kolejne przykłady. W nich też pompowano kasę: od choreografów, drogich sesji zdjęciowych, poprzez stylistów, muzyków, kompozytorów...
Takich produktów nie da się zrobić bez dużych pieniędzy. A i tak rzadko się to udaje w naszym kraju. Zespołów, które wymieniłeś, już od dawna nie ma, a taki Czesław Mozil zapełnia sale koncertowe i sprzedaje dziesiątki tysięcy płyt.

Czesław jest też przykładem artysty, który był nazywany niszowym, a zrobił karierę jak artysta popowy.
W ostatnich latach w Polsce doszło do przewartościowania rynku muzycznego. To, co kiedyś było niszowe, dziś jest mainstreamowe, a muzyka popularna, popowa, coraz bardziej schodzi do podziemia, jeśli chodzi o sprzedaż płyt. Znakomitym przykładem takiego wykonawcy jest zespół "Raz Dwa Trzy" - kiedyś w alternatywie, a dziś na absolutnym topie sprzedażowym. Ludzie nie kupują płyt sztucznych tworów w rodzaju Candy Girl czy Natalii Lesz, za to stoją w długich kolejkach po nowy album Marii Peszek, Czesława czy Kultu. Polacy nie kupują złudnych, tabloidowych karier, tylko prawdziwą sztukę.

Czyli nie ma jednego przepisu na stworzenie gwiazdy?
Oczywiście, że nie ma. Nie da się, jak przy gotowaniu obiadu, otworzyć książki kucharskiej i stworzyć gwiazdy, jak dobrego dania według przepisu. Są jednak pewne mechanizmy, które można uruchomić, by gwiazda rozbłysła, gdy na horyzoncie pojawi się utalentowany człowiek, z ciekawą, intrygującą osobowością.

Rozmawiał Robert Migdał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska