Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Skrzypek w 2015 roku: Niszczyły mnie leki i alkohol, ale już czas powstać z kolan (WYWIAD)

Wojciech Koerber
Styczeń 2014. Tomasz Skrzypek trenerem roku  na Dolnym Śląsku w Plebiscycie Gazety Wrocławskiej. Później wsiadł do złego pociągu, lecz wraca na dobry tor. - Znów będę trenerem kadry, muszę odzyskać zaufanie zawodników. I chcę też trochę szarości  w życiu - mówi.
Styczeń 2014. Tomasz Skrzypek trenerem roku na Dolnym Śląsku w Plebiscycie Gazety Wrocławskiej. Później wsiadł do złego pociągu, lecz wraca na dobry tor. - Znów będę trenerem kadry, muszę odzyskać zaufanie zawodników. I chcę też trochę szarości w życiu - mówi. Tomasz Hołod
Rozmowa z Tomaszem Skrzypkiem, byłym świetnym kick-bokserem, pierwszym zawodowym mistrzem kraju, przeprowadzona w kwietniu 2015 roku.

WAŻNE! ROZMOWA Z KWIETNIA 2015r.

Na początku 2014 roku, w Hali Ludowej, odebrał Pan nagrodę dla trenera roku na Dolnym Śląsku, a później wsiadł na karuzelę, która pojechała chyba w złym kierunku. Co się działo w ostatnich miesiącach?

W końcu wziąłem się za swoją chorobę, bo jestem osobą uzależnioną od kilku leków i od alkoholu. Rywalizuję z F19.2, bo tak się nazywa to moje krzyżowe uzależnienie, od którego umierali prawdopodobnie Michael Jackson i Whitney Houston. Generalnie nie wszyscy ludzie się po tym zbierali.

Nagrodę też Pan odbierał na lekach?

Tak, ale nie brałem jeszcze takich dawek, na jakie przeszedłem później. Mieściłem się w granicach normy. Nadmiar pracy spowodował jednak, że później zacząłem brać coraz więcej i więcej i - wbrew pozorom – nie wiązało się to z imprezowaniem. Cierpię na chorobę alkoholową i wiem, że nie mogę pić. Żeby zasnąć, musiałem brać tabletki, ale moment leczenia wciąż odkładałem na później. Byłem zbyt bezczelny, wyobrażając sobie, że dam radę i wciąż to rozpoczęcie leczenia przesuwając. Tymczasem choroba postępowała, bo każde uzależnienie jest chorobą postępującą i atakuje cały organizm, czego ja otrzymywałem drastyczne sygnały. Najpierw zerwałem więzadło krzyżowe w prawym kolanie, co było następstwem odciążania nogi lewej, już wcześniej uszkodzonej. Prowadziłem jednak zajęcia, a gdy kolano wypadało z zawiasów, to je tam wsadzałem z powrotem. Później przyplątała się róża nogi, kilka tygodni musiałem brać antybiotyki. Nie rozpocząłem terapii, bo chciałem dotrwać do mistrzostw Europy w Bilbao, co koniec końców się nie udało. Zdawałem sobie sprawę, że za poprzedni rok, za który dostałem nagrodę, przyjdzie też zapłacić cenę wiążącą się z utratą zdrowia. Miałem świadomość, że popełniam błędy, ale miałem też wiarę, że praca i zwycięstwa moich zawodników dodają mi sił. Że dzięki tym sukcesom czerpię też z pracy energię. Organizmu nie da się jednak oszukać, coraz większe dawki leków spowodowały, że wylądowałem na terapii.

Gdzie?

W Całodobowym Ośrodku Terapii Uzależnień przy ul. Korzeniowskiego we Wrocławiu.

Pomogło?
Krzyżowe uzależnienie jest chorobą do końca życia. Można ją jednak zastopować, mając czysty organizm. Nie używając. Da się z tym żyć. Głównie jest to choroba uczuć, emocji. Zacząłem podstawowy program terapii uzależnień, a obecnie uczęszczam na terapię pogłębioną. Wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze, by nie chorować.

Jak długo był Pan odcięty od świata zewnętrznego?

Przez trzy miesiące. A przez trzy następne starałem się wdrażać w życie, do którego zamierzam wrócić. W życie, jakiego bym chciał.

Finansowo dało się przetrwać?

Było bardzo ciężko, dalej jest bardzo ciężko. Wiem jednak, że aby zmieniać świat, muszę zacząć od siebie. Że jeśli będę zdrowy, będzie dobrze. Ta moja choroba jest jak każda inna – nieleczona rozwija się. Wcześniej łudziłem się, że pomogę sobie wolicjonalnymi cechami charakteru, lecz to nie działa tak, że powiem sobie: od jutra nie choruję. To nie jest tak, jak niektórzy ludzie uważają, że mówimy o chorobie słabej woli. Ta choroba bierze się od życia w skrajnych emocjach, a zwycięstwa moich zawodników, które tak bardzo mnie nakręcały, może i były dobrym paliwem, ale musiały się też pojawić straty i skutki uboczne.

Wiem, że w zamknięciu przelewał Pan te emocje na papier.

I dalej piszę. Zaczęło się od „Detoksu Trenera Roku”, a teraz jest „Terapia Trenera Roku”. Staram się nauczyć życia od nowa. Mój wcześniejszy tryb życia mnie zabijał i zabijało mnie wszystko, co kochałem. To sprawiło, że zachorowałem. Przegrupowałem jednak szyki, wycofałem się na z góry upatrzone pozycje i staram się żyć mądrzej, bo ze starego świata zostały tylko zgliszcza i sztuczne twory mojej wyobraźni.

Z powodu choroby przestał Pan trenować żużlowców Betardu Sparty, co należało chyba do ulubionych zajęć?

Taką zarząd klubu podjął decyzję i ja się z nią zgadzam. Podejrzewam, że nie byłbym w stanie połączyć prowadzenia zajęć z kadrą Polski, w klubie i jeszcze z żużlowcami. Emocje tego wszystkiego już nie wytrzymują, mam swoje lata (48 – WoK). Ciężko jest dawać z siebie wszystko każdego dnia. Cieszę się, że klub postawił na Mariusza Cieślińskiego, który jest moim przyjacielem i z którym wiele lat pracowaliśmy. To fachowiec, zarząd wybrał bardzo dobrze.

Pytam o te straty, bo znam dziennikarzy, którzy czują, że wypadają z gry, gdy nie ma ich w jednym numerze gazety.

Nie jest źle. Liczyłem się z tym, że w pewnym sensie z gry wypadnę, bo musi to być konsekwencja podjęcia leczenia. Jednak pracując, popełniałem błędy, a to bez sensu. Nie poleciałem na wspomniane ME i zawiodłem zawodników, których do turnieju szykowałem. Zabrakło mnie na głównej imprezie, zawiodłem też podczas jednej z gal Michała Turyńskiego. Nie zamierzam dorabiać żadnej ideologii, po prostu muszę zacząć od siebie i być zdrowy. W maju wracam do pracy jako pierwszy trener reprezentacji Polski w K1, w klubie (Fighter) też powoli buduję nową drużynę. Nie jest ważne, ile razy byłeś na kolanach, lecz ile razy z tych kolan powstałeś. Chcę się przekonać, na ile jestem wartościowy w nowym życiu i myślę, że wszystko jest do wywalczenia. Często zaczynałem od poziomu minus jeden, zatem nie jest to dla mnie nowa sytuacja. Tym bardziej, że podczas terapii poznałem bliską mi osobę i jest mi w życiu łatwiej.

No ale coś jeszcze w sporcie trzeba osiągnąć...

Podczas World Games. To pierwsza tego typu impreza, na której zagości nasza dyscyplina. W zasadzie od początku istnienia Polskiego Związku Kickboxingu jestem jego członkiem, w sumie 24 lata. Albo jak zawodnik, albo trener kadry. Byłem pierwszym zawodowym mistrzem kraju, tworzyłem kadry w low-kicku i w K1 oraz najlepszą drużynę na świecie. Trzech moich zawodników walczyło na World Combat Games, czyli igrzyskach sportów walki. A teraz przede mną nowe wyzwanie, znów będę prowadził kadrę, muszę odzyskać zaufanie zawodników. Życie miałem, niestety, burzliwe, na własne życzenie. A teraz chcę mieć trochę szarości i święty spokój w tym życiu. Tym bardziej, że jestem osobą wierzącą.

Rozmawiał WOJCIECH KOERBER

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska