Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O meczach przyjaźni i kibicowskich emocjach

Piotr Waśniewski
Każda drużyna przyjezdna jest u nas traktowana dobrze
Każda drużyna przyjezdna jest u nas traktowana dobrze Janusz Wójtowicz
Z Piotrem Waśniewskim, prezesem piłkarskiego Śląska Wrocław, rozmawia Marcin Rybak

Sobotnie spotkanie Śląska Wrocław z Lechią Gdańsk reklamowaliście jako "mecz przyjaźni". Są też mecze "nieprzyjaźni"?
Nie. Dzielimy mecze na mecze przyjaźni, zwykłe i derbowe. To po prostu marketingowy chwyt. Niełatwo przekonać ludzi, żeby przyszli na mecz dla samego meczu. Potrzebny dodatkowy impuls. Za granicą kluby przed spotkaniami organizują np. imprezy artystyczne, koncerty. Dla nas świetnym pretekstem jest budowanie pozytywnych emocji, które wiążą się z pojęciem "przyjaźń". A przecież każde sportowe widowisko powinno być podszyte pozytywnymi emocjami.

Określenie "mecz przyjaźni" wzięło się stąd, że kibice Śląska i Lechii uważają się za przyjaciół. Tak samo jak kibice Śląska i Lecha Poznań za nieprzyjaciół. Czy mecze z Lechem to "mecze wrogości?
To tak jak w życiu - mamy przyjaciół, kolegów, znajomych. Ale to, że ktoś nie jest naszym przyjacielem, nie oznacza, że automatycznie staje się naszym wrogiem. To, że próbujemy wykorzystywać pozytywne emocje kibiców, nie jest jednoznaczne z tym, że akceptujemy negatywne.

Bandyci nazywają kibiców m.in. Lechii przyjaciółmi. Kibiców z Poznania wrogami. Na Widzew Łódź mówią "Żydzew". Na meczu z drużyną z Gdyni wołają "Arka Gdynia k... świnia".
Powtarzam - akceptacja przyjaźni kibiców Lechii i Śląska nie oznacza, że pochwalamy tego typu zachowania. Nikt jednak nie jest w stanie narzucić komuś, kogo ma lubić, a kogo nie. Jedynym sposobem na wyeliminowanie negatywnych emocji są emocje pozytywne. Chyba każdy z nas woli słyszeć na stadionie sympatyczną przyśpiewkę "Trzej Królowie Wielkich Miast: Śląsk, Wisełka, Lechia Gdańsk". Zdarzają się też gorsze hasła, ale fakt, że ktoś je wykrzykuje, nie czyni go od razu bandytą.

Czy nie powinniśmy dążyć do tego, by każdy mecz mógł być nazwany "meczem przyjaźni"? Może w ten sposób przyciągniecie na arenę całe rodziny.
Jak na stadionie nie będzie fantastycznej atmosfery, głośnego dopingu, śpiewających kibiców i żywiołowo reagujących trybun, to rodziny też nie przyjdą. Z prostego powodu - taki mecz będzie po prostu nudny. To, że grają drużyny, których kibice nie darzą się sympatią, wcale nie oznacza, że widowisko jest gorsze czy mniej bezpieczne. Też jest głośno. Też jest fantastyczny doping i świetna atmosfera. Grupy rywalizują, kto kogo przekrzyczy. To nie jest tak, że jak nie nazwiemy spotkań "meczami przyjaźni", to od razu dojdzie na nich do bójek. Nasz stadion jest całkowicie bezpieczny, niezależnie od tego, z kim gramy.

Chciałbym żeby klub robił wszystko, by na każdym meczu kibice traktowali się jak na "meczu przyjaźni".
Każda drużyna, która do nas przyjeżdża, jest traktowana tak samo dobrze. To są goście. Na meczu z Lechem wymieniamy się klubowymi szalikami z prezesem z Poznania. To wyraz szacunku dla przeciwnika. A jeśli chodzi o sympatie kibiców, to - tak jak wspomniałem - nie można komuś narzucić, kogo ma lubić. Można tylko wokół tych spraw budować pozytywny przekaz. I tak jest w przypadku "meczów przyjaźni" z Lechią czy Wisłą.

A Wy jak sądzicie. Czy możliwe jest zorganizowanie "meczu przyjaźni" Śląska z Lechem Poznań?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: O meczach przyjaźni i kibicowskich emocjach - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska