Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt na osiedlu powodzian pod Wrocławiem (ZDJĘCIA)

Malwina Szczygłowska
Mieszkańcy osiedla przy ul. Żernickiej w Świętej Katarzynie mają dosyć życia w duńskich barakach
Mieszkańcy osiedla przy ul. Żernickiej w Świętej Katarzynie mają dosyć życia w duńskich barakach Pawel Relikowski / Polska Press Grupa
Niemal sześćdziesięcioletnie dziś duńskie domki były darem dla powodzian w 1997 roku. Miały kojarzyć się z dobrocią i pomocą. 18 lat po powodzi stulecia, baraki w Świętej Katarzynie stały się kością niezgody między lokatorami a władzami gminy. Jedni chcieliby dostać nowe mieszkania. Drudzy uważają, że obecne domki powinny im wystarczyć, zwłaszcza że większość z nich nie płaci czynszu.

Niemal sześćdziesięcioletnie dziś duńskie domki były darem dla powodzian w 1997 roku. Miały kojarzyć się z dobrocią i pomocą. 18 lat po powodzi stulecia, baraki w Świętej Katarzynie stały się kością niezgody między lokatorami a władzami gminy. Jedni chcieliby dostać nowe mieszkania. Drudzy uważają, że obecne domki powinny im wystarczyć, zwłaszcza że większość z nich nie płaci czynszu.

Tzw. osiedle powodzian przez kilkanaście lat zamieniło się w osiedle domków socjalnych. Z 39 rodzin powodzian zostało ich tylko 8. Mieszkańcy osiedla uważają, że domki są w tak złym stanie, że nie będą płacić za nie czynszu. Są już przez to zadłużeni wobec gminy na kilkanaście tysięcy zł. Zamiast iść do kasy gminy z czynszem, grożą, że pójdą do prokuratora, żeby poskarżyć się na złe i niebezpieczne warunki życia.

W marcu na tzw. osiedlu powodzian w Świętej Katarzynie doszło do pożaru jednego z duńskich domków. - Około godziny 21 poczuliśmy zapach spalenizny. Syn wyszedł na korytarz i powiedział, że w tym miejscu, gdzie jest skrzynka, zaczęło się palić. Dym szedł do góry, a korytarz już się palił. Ogień poszedł na sufit. Żeby się ratować, wyskakiwaliśmy przez okno - opowiada o swoim dramacie Monika Krupniewska.

Mieszkańcy osiedla są tą sytuacją tak samo poruszeni, jak pani Monika. Opowiadają, że w ich domach również pojawiają się spięcia i wybuchają żarówki. - Boję, że mój dom też się zapali - mówi pani Walczak, sąsiadka Moniki Krupniewskiej.

Minął miesiąc od pożaru, a według mieszkańców osiedla gmina nie zrobiła nic, by było bezpieczniej. - Bezpośrednio po pożarze pojawił się u nas gminny elektryk i stwierdził, że potrzebna są natychmiastowa wymiana instalacji - mówi Monika Krupniewska. - Na piśmie się skończyło, bo jak dotąd nikt nie przyszedł wykonać wymiany - dodaje.

Gmina Siechnice w odpowiedzi na zarzuty mieszkańców osiedla twierdzi, że każdy budynek przy ul. Żernickiej 30--46 ma założoną książeczkę obiektu budowlanego. Wszystkie przeglądy stanu technicznego budynków są wykonywane zgodnie z przepisami. - Ostatni przegląd był wykonywany w listopadzie 2013 roku, w tym też instalacji elektrycznej - mówi Barbara Kosterska, sekretarz gminy Siechnice.

Według informacji uzyskanych od urzędu gminy domek duński, w którym był pożar, zostanie wyremontowany. - Remont zaczynamy od poniedziałku. Zostanie wymieniona instalacja elektryczna oraz wodno-kanalizacyjna - precyzuje Barbara Kosterska.

- Nie rozumiem, dlaczego gmina trzyma nas w takich warunkach - skarży się Dariusz Zięba, który na osiedlu mieszka już osiemnaście lat. - Nie mam zamiaru płacić czynszu, skoro gmina nie chce wymienić mi na przykład okien, które zamarzają. Poza tym w każdym domku jest grzyb - dodaje Zięba. Mieszkanka Marzena Nadbrzeska potwierdza, że grzyb w domkach jest wszędzie i maluje ściany co roku.

Faktycznie, osiedle powodzian już tak naprawdę dawno nie jest osiedlem dla powodzian. Z 39 rodzin, które zamieszkują ul. Żernicką, tylko 8 to powodzianie. - Od czasu powodzi stulecia 8 rodzin kupiło sobie mieszkania w Oławie i Wrocławiu, dwie przeniosły się do innego lokalu komunalnego, 13 rodzin otrzymało mieszkania w gminnych budynkach komunalnych wybudowanych w 2010 i w 2013 roku, a siedem rodzin wyjechało za granicę - tłumaczy Barbara Kosterska.

Wśród tych co zostali niektórzy nie płacą czynszu od kilku lat. - Prawdopodobnie jestem zadłużony w gminie na jakieś kilkanaście tysięcy złotych - mówi Dariusz Zięba. - Ja też nie płacę czynszu - wtóruje mu Monika Krupniewska. Czy właśnie dlatego gmina nie chce przenieść wieloletnich mieszkańców do nowych bloków socjalnych?

- Gdybym nie płacił czynszu za mieszkanie, od razu by mnie dopadł komornik - komentuje całą sytuację jeden z mieszkańców Świętej Katarzyny. - Nie chcą im nic wymienić? Wielka szkoda i bardzo im współczuję. Ale ja też muszę sobie sam remontować mieszkanie - dodaje.
- Oczywiście, gmina powinna zadbać o bezpieczeństwo ludzi i sprawdzić te instalacje. Ale nie uważam, że od razu należą się tym ludziom nowe mieszkania. Ja musiałam zarobić na swoje i też nie dostałam go za darmo - mówi Jolanta Żeska ze Świętej Katarzyny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska