Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rządzą Kubuś i Hania. No bo kto pamięta o Krysi, Bożence czy Jasi. O Franku i Staszku nie wspomnę

Robert Migdał
31.03.2011 wroclaw n/z robert migdal gazeta wroclawska pawel relikowski / gazeta wroclawska
31.03.2011 wroclaw n/z robert migdal gazeta wroclawska pawel relikowski / gazeta wroclawska Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska
Przyjście na świat nowego członka rodziny może sprowadzić do domu nie tylko radość i szczęście. Ale i zawirowania, które mogą być przyczyną kłótni między młodymi rodzicami. I nie chodzi mi tylko o rozważania: czy karmienie piersią jest lepsze od butelki (wiadomo, że pierś wygrywa, i nie chodzi tu tylko o kwestie zdrowotne) albo czy tetrowa pielucha jest zdrowsza od jednorazowej. Chodzi mi o spór, który pojawia się zawsze między młodą matką i świeżo upieczonym ojcem (wiem, bo batalię z moją żoną przechodziłem dwukrotnie): jak dać dziecku na imię.

Problem stary jak świat. Właśnie w internecie trwa jego kolejna odsłona. Niejacy państwo Soukeras poszli prawie na noże, bo ona - matka - chce nazwać synka Michael, zwyczajnie, po amerykańsku, tak jak u nas dziecku daje się na imię Staś lub Janek. Ale on - ojciec, Grek z pochodzenia i urodzenia - jest temu przeciwny i postanowił synka nazwać Spiridon (bo tak się nazywał jego ojciec i dziadek). Państwo S., nie mogąc się dogadać, postanowili oddać sprawę w ręce internautów. To buszujący w sieci mają zagłosować i zadecydować, jakie imię będzie nosił potomek rodu. Znak czasu. Internet rządzi nawet tutaj…

Czytając to, uśmiechnąłem się pod nosem, bo przypomniało mi się, że identyczna sytuacja wydarzyła się w mojej rodzinie 39 lat temu, w Głogowie. Gdy przyszedłem na świat, moi rodzice nie mogli dojść do porozumienia, jak mi dać na imię: mama chciała Sławomir, a tato Robert.
Żadne z ich nie chciało ustąpić. Tato więc zarządził: "Będzie głosowanie".

Lata 70. Internetu wtedy#nie było (dziwne, prawda?), ale były telefony (stacjonarne, o komórce wtedy nikt nie słyszał). Tato pracował w Hucie Miedzi Głogów. On i jego koledzy zaczęli dzwonić po różnych wydziałach - najpierw w samej hucie, potem w całym KGHM-ie (po wszystkich kopalniach w zagłębiu miedziowym). I tak górnicy i hutnicy Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi zadecydowali w głosowaniu, że dziś noszę imię Robert (z tego miejsca, po latach, dziękuję bardzo, bo Sławomir podoba mi się mniej).

Jak widać - historia lubi się powtarzać. Różne zdarzenia (i różni ludzie) wpływają na to, jakie imiona dostają dzieci. Imię (drugie) dla mojej pierworodnej wybrał... kardynał Henryk Gulbinowicz. Podczas jednego z naszych spotkań, kiedy dowiedział się, że lada dzień urodzi mi się córka, stwierdził: "Dziecko musi mieć w życiu duchowego opiekuna. Daj jej, redaktorze, imię jakiejś świętej". Gdy zapytałem: "Jakiej"? Usłyszałem: "No, najważniejszej. Nazwij ją Maria, choćby na drugie imię", a na koniec dodał: "A jak tak zrobisz, to dodatkowo odprawię w jej intencji mszę w swojej kaplicy"…

A wy, Drodzy Czytelnicy? Też macie rozterki, jak nazwać wasze pociechy? Oto mała podpowiedź. Jak przeczytałem w "Gazecie Wrocławskiej", najpopularniejsze chłopięce imiona nadawane na Dolnym Śląsku w ub. roku to Jakub (dostało je 642 chłopczyków), Antoni (556) i Filip (512). A gdzie miejsce dla Stanisława, Eugeniusza i Franciszka? Wśród imion dziewczęcych w naszym regionie najczęściej wybierano Hannę (653), Lenę (635) i Julię (627). Kto dziś pamięta o Krysi, Bożence i Janinie?

PS. Czy z wyborem imienia dla Was (lub Waszych najbliższych) wiąże się jakaś ciekawa historia? Czekam na opowieści, listy, maile: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska