Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było prawie jak w filmie: groźni gangsterzy, policja i prostytutki

Małgorzata Moczulska
Policjanci przez kilka lat mieli współpracować z niebezpiecznym gangiem. Pogrążył ich świadek koronny
Policjanci przez kilka lat mieli współpracować z niebezpiecznym gangiem. Pogrążył ich świadek koronny Janusz Wójtowicz
Ile kosztuje honor policjanta? W Świdnicy kosztował niewiele. Butelkę wódki, kilkaset złotych lub seks za darmo. - Każdy ma jakieś słabości, a wóda w tym zawodzie to była codzienność - twierdził podczas rozpraw jeden z przestępców. O ośmiu stróżach prawa, którzy przez sześć lat współpracowali z groźnym gangiem - pisze Małgorzata Moczulska.

W okratowanym miejscu zwanym przez policjantów klatką, w jednej z największych sal Sądu Okręgowego w Świdnicy siedzi kilku mężczyzn. Niepozorni, w średnim wieku, kilku ma zmęczone twarze, niektóre kojarzę. Pewnie mijałam ich nieraz na korytarzach komendy. Jednego dobrze pamiętam. Kilka lat temu zaczepił mnie przed budynkiem komendy po jednym z pierwszych artykułów dotyczących gangu bokserów i żartował, że próbuję tropić mafię, jakbym mieszkała na Sycylii, a jestem w Polsce i tu żadnej mafii nie ma. Była w jego głosie ironia. Dziś wiem, że jeszcze wtedy czuł się bezkarny: wiedział, że jego przyjaciele gangsterzy i on sam są nietykalni.

- Oni naoglądali się za dużo filmów sensacyjnych, a tam gangi, policja, prostytutki. Układy i wielka kasa - mówi jeden z oficerów operacyjnych biorących udział w rozpracowaniu grupy. - Zapomnieli tylko, że te filmy zazwyczaj happy endu nie miewają - dodaje.

Zakończenia nie napisze im życie, a ogłosi sąd

Film świdnickich policjantów zakończy się w przyszłym tygodniu. W środę, po trwającym ponad rok procesie, sąd ogłosi wyrok. Za działalność w zorganizowanej grupie przestępczej grozi im nawet 15 lat więzienia. Więcej do stracenia już nie mają. Kilku z nich rozpadły się rodziny, stracili pracę, odwrócili się od nich znajomi. Mimo to na ich twarzy nie widać załamania. Ich adwokaci próbowali podważać zeznania świadków koronnych i dowody prokuratury. Czy skutecznie? Okaże się za kilka dni.

- Oni udowodnią, że cały ten proces to jedna wielka pomyłka. To dobrzy policjanci, tylko zostali wrobieni - mówi matka jednego z nich, którą spotykamy pod drzwiami sądu. - Nie będę z prasą rozmawiać, wy już dawno wydaliście na nich wyrok - dodaje podniesionym głosem kobieta.

Policjant dawny kolega, więc zwerbować go łatwo

- Świdnica to wbrew pozorom małe miasteczko. Ludzie się tu znają. To nam bardzo pomogło - opowiada jeden z blisko stu członków gangu bokserów, który przez lata terroryzował region wałbrzyski i robił tu praktycznie co chciał. - Chłopaki znali kilku gliniarzy. Niektórzy wydawali się nie do ruszenia, ale kilku miało problemy, to z alkoholem, to z długami. Byli też i tacy, którym marzyła się kasa i nie mieli skrupułów, by ją zdobyć. Kilka rozmów, kilka litrów wypitej wódki i byli nasi - uśmiecha się, odpalając kolejnego papierosa. Spędził w areszcie zaledwie kilka miesięcy, dlatego przechwala się, iż był tak mocny, że psy niewiele na niego miały. On natomiast miał pieniądze na dobrych adwokatów. - Szkoda tylko naszych bossów (Stanisław S. i Piotr T., byli mistrzowie Polski w boksie - przyp. redakcji), bo ci siedzieli aż siedem lat. Ale spokojnie, oni też się jeszcze odkują.
Sprzedali się za wódkę, kasę i dziwki za darmo

- Gliniarze byli nam potrzebni. Dzięki nim wiedzieliśmy, co policja na nas ma, kiedy unikać skoków czy kombinować alibi - dodaje i opowiada, że gang miał grafiki patroli, informacje z prowadzonych śledztw, zeznania świadków, które mogli dzięki temu szybko podważyć. - Wyprzedzaliśmy policję zawsze o krok, wyprzedzaliśmy, o ironio, dzięki policji - śmieje się mężczyzna. - A kiedy wokół gangu zaczynało się robić gorąco, gliniarze byli już tak umoczeni, że nie mogli się wycofać. Chyba się zwyczajnie bali. Nas, konsekwencji tego, co będzie, jak nas wsypią. Zresztą ciężko by im było zrezygnować z darmowej wódy, kasy czy dziwek - podkreśla.

Przez lata nikt nie zauważył czarnych owiec w komendzie

Informacja o zatrzymaniu ośmiu policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy była dla wszystkich szokiem. Zajmujący się sprawą prokuratorzy mówili wtedy wprost, że jednym z powodów przestępczej działalności policjantów był szwankujący system nadzoru w komendzie.

- Przerażające, że w tak małej komendzie tak wielu policjantów przez tyle lat bezkarnie współpracowało z gangsterami. Gdzie byli ich przełożeni? - pytała ówczesna rzecznik prokuratury Małgorzata Stanny.

Okazało się, że wśród zatrzymanych policjantów pięciu to pracownicy sekcji dochodzeniowo-śledczej. Pozostali pracowali w prewencji. Wszyscy to funkcjonariusze z kilkunastoletnim stażem pracy, z którymi nie było wcześniej żadnych problemów. Śledztwo w ich sprawie trwało blisko cztery lata. W końcu 31 grudnia 2009 roku prokuratorzy skierowali do sądu akt oskarżenia. Zarzucono im przyjmowanie korzyści majątkowych i osobistych, przekroczenie i niedopełnienie obowiązków służbowych, ujawnianie tajemnicy służbowej, utrudnianie prowadzenia postępowań karnych oraz o udział we włamaniach czy handlu narkotykami. Sześciu z nich dodatkowo o działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej.

Agencje dawały schronienie i kasę

Jeden ze świdnickich taksówkarzy wspomina z rozrzewnieniem czasy kontrolowania przez gang działalności dwóch agencji towarzyskich: Siedem Pokus i Ranczo.

- Jakie oni napiwki dawali, dwa kursy w jedną noc i można było zjeżdżać do domu - mówi. - A jakich ludzi tam widywałem, ho, ho, ho. Byłby towarzyski skandal - opowiada, ale szczegółów zdradzić nie chce. Policjantów też dobrze pamięta.

- Wprawdzie nie przedstawiali się, ale sposób, w jaki rozmawiali, dawał do zrozumienia, że to stróże prawa. W dodatku tacy, co to zeszli na złą drogę - komentuje ironicznie.
Mieszcząca się w zabytkowej kamienicy w centrum Świdnicy agencja Siedem Pokus była przez lata miejscem, gdzie gang załatwiał swoje sprawy. Śledczy udowodnili, że bardzo często bywali tam też skorumpowani policjanci. Gang płacił im w naturze za życzliwość i przymykanie oka na ich nielegalną działalność. I do końca był wobec nich lojalny.

Gang był wobec policjantów lojalny

Funkcjonariuszy nie pogrążyli szefowie grupy, a świadkowie koronni. Trzech skruszonych przestępców zgodziło się na współpracę z policją i ze szczegółami opowiedziało prokuratorom o interesownej znajomości stróżów prawa z przestępcami. Szczególne znaczenie miały zeznania głównego świadka Daniela B. To on był najbliżej z kilkoma funkcjonariuszami, dwóch znał jeszcze z czasów szkolnych. On też miał z nimi bezpośredni kontakt.

Mimo tak mocnych dowodów policjanci nie przyznają się do jakichkolwiek interesów z gangiem.

Włamania, narkotyki i przemyt na wielką skalę

A interesy te wykraczały poza przysługi za kilkaset złotych, wódkę czy fanty z kradzieży. Kilku z funkcjonariuszy miało znaczące miejsce w hierarchii grupy i brało udział we wspólnych przestępstwach. Udowodniono im np. udział w czterech kradzieżach z włamaniem do domku jednorodzinnego i sklepów oraz przestępstwa narkotykowe. - Jeden z policjantów brał w obrocie kilku kilogramów narkotyków, inny przez ponad rok własnym samochodem przewoził narkotyki z Holandii do Polski. I były to bardzo duże ilości, m.in. 200 kg marihuany, 20 tysięcy tabletek ecstasy i 2 kg kokainy - opowiada Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

- Za pomoc w handlu narkotykowi policjanci otrzymywali też większe pieniądze. Jeden z nich zarobił co najmniej 50 tys. zł - dodaje prokurator.

My mamy kasę i broń, oni tylko ambicję

Wśród funkcjonariuszy, którzy pomagali zdemaskować skorumpowanych policjantów, krążyła kiedyś taka anegdota. Zatrzymany przestępca, pytany o to, kto chronił jego tyłek, że przez tyle miesięcy nie wpadł handlując kokainą, nie kryjąc się z tym zbytnio, uśmiechnął się i tajemniczo stwierdził: - Panowie, zapamiętajcie te słowa. Wszystko, co robiłem, robiłem pod osłoną prawa i w jego majestacie. Czasem nawet ramię w ramię z prawem. Cóż - ja mam pieniądze, ktoś inny ma władzę, ktoś trzeci broń, a wy? Wy tylko ambicje, by zostać supergliną, i ewentualnie, jak przyjdą lepsze czasy dla policji, dostać marne 200 złotych premii. Ta ambicja to za mało.
Na szczęście był w wielkim błędzie...

Milion tabletek i 150 gangsterów

Gang bokserów to największa i najgroźniejsza grupa przestępcza w regionie. Do tej pory prokuratura oskarżyła już blisko 150 przestępców. Ponad połowa została skazana. Grupa ma na sumieniu usiłowanie zabójstwa, zastraszania, handel bronią, granatami, pobicia oraz produkcje i handel narkotykami. Gang przez kilka lat przemycał marihuanę do Polski z Holandii. Na rynek trafiło co najmniej 800 kg tego narkotyku. Bokserzy zmonopolizowali narkotykowy rynek na południu Polski. We wrześniu 2003 r. przyjęli zlecenie na przemyt do Austrii miliona tabletek ecstasy wartych 4,5 miliona zł. Z Holandii bez problemu przedostali się do Wiednia, ale wpadli podczas transakcji w hotelowym pokoju, bo przemyt był prowokacją amerykańskich i austriackich służb specjalnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Było prawie jak w filmie: groźni gangsterzy, policja i prostytutki - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska