Myślą bardziej o tym, że ich dziecko trafi na łamy kolorowych gazetek-szmatek, że będą mogli się pochwalić (rodzinie, znajomym, sąsiadkom), że ich córunia/synuś "są znani". Niektórzy robią to pewnie też dla pieniędzy, bo na znanym/popularnym/rozpoznawalnym dziecku można zarobić: bo może wystąpi w jakiejś reklamie, filmie, nagra piosenkę i tatuś z mamusią będą mogli odcinać kupony "od sławy".
Są też tacy rodzice, którzy na siłę pchają swoje dzieci na afisz, bo im samym się w życiu nie udało i teraz swoje niepowodzenia, porażki, niespełnione ambicje przerzucają na dzieci - "Mamusia też ładnie śpiewała, ale jej się nie udało zrobić kariery, to teraz tobie się uda", "Tatusiowi nie udało się zdobyć medalu w zawodach sportowych, to zdobędziesz ty. Musisz!".
Dzieci są coraz bardziej obciążone psychicznie pędem do sławy (głównie przez rodziców, ale też przez kolorowy świat, który ich atakuje z ekranu TV i komputera). Bo ktoś, kto jest sławny, popularny, to jest KTOŚ WAŻNY. Tak przecież ten świat jest pokazywany, a raczej sprzedawany. Mówi się tylko o blaskach, a o cieniach (a raczej mroku) sławy rodzice wolą milczeć. I nieważne, jak tę popularność się zdobywa - czy szukając drugiej połówki jabłka na polach i łąkach ("Rolnik szuka żony" w TVP), skacząc do wody ("Celebrity Splash" w Polsacie) czy uprawiając seks przed kamerami, klnąc przy tym i pijąc alkohol ("Warsaw Shore" na MTV).
Rodzicom przestało już wystarczać promowanie swoich pociech na spotkaniach w gronie przyjaciółek ("No, kochanie, zaśpiewaj ciociom piosenkę, dam ci cukierka") czy wrzucanie filmików z córeczkami i synkami w rolach głównych na YouTube. Niekiedy ośmieszają własne dzieci, są one wytykane potem palcami w szkole, ale przecież liczy się liczba "polubień" i kliknięć od internautów - bo dzięki temu kanał TV naszego dziecka jest popularny, zgłoszą się firmy, którzy umieszczą na nim swoje reklamy - co ma proste przełożenie: będzie z tego kasa.
To parcie rodziców na szkło wykorzystał TVN, proponując szoł "Mali giganci" - program rozrywkowy, w którym dzieci - te malutkie, które niezbyt wiedzą, co się wokół nich dzieje, jak i te starsze, wystylizowane, nauczone roli - mają cały program dla siebie: tańczą, recytują, śpiewają. Ale jak w każdym tego typu programie, muszą być ci, co wygrywają, jak i ci, co przegrywają. Nikt dokładnie nie wie, jakie spustoszenie w głowach (i sercach) tych dzieci robi gorycz porażki. Oglądając ten program (z zawodowego obowiązku, a nie z przyjemności), współczułem dzieciom, które z programu odpadały, zalewając się łzami. Byłem zły na rodziców, którzy pozwolili na to, żeby ich skarby nie miały normalnego dzieciństwa.
Pewnie pojawią się głosy typu "dzieci same chcą". Bywa i tak. Ale bycie dorosłym polega też na tym, żeby wyjaśnić dzieciom, co jest dobre, a co złe. I nie pozwalać na wszystko...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?