Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skarbie, mamusia i tatuś zrobią z ciebie gwiazdę. Bo czy tego chcesz, czy nie - musisz być sławna!

Robert Migdał
Robert Migdał, redaktor
Robert Migdał, redaktor fot. arch. Polska Press Grupa
Nie rozumiem rodziców, którzy chcą na siłę zrobić ze swoich dzieci gwiazdeczki. Za wszelką cenę - cenę dobra i spokoju - chcą, żeby ich pociechy były popularne, znane, rozpoznawalne. Chcą z nich zrobić "celebrity kids", ale czy myślą o konsekwencjach? O emocjach swoich dzieci? O tym, że wrzucają je w trybiki maszynki o nazwie "szołbiznes", która może po prostu pokaleczyć, zranić i przemielić ich dzieci. Raczej nie.

Myślą bardziej o tym, że ich dziecko trafi na łamy kolorowych gazetek-szmatek, że będą mogli się pochwalić (rodzinie, znajomym, sąsiadkom), że ich córunia/synuś "są znani". Niektórzy robią to pewnie też dla pieniędzy, bo na znanym/popularnym/rozpoznawalnym dziecku można zarobić: bo może wystąpi w jakiejś reklamie, filmie, nagra piosenkę i tatuś z mamusią będą mogli odcinać kupony "od sławy".

Są też tacy rodzice, którzy na siłę pchają swoje dzieci na afisz, bo im samym się w życiu nie udało i teraz swoje niepowodzenia, porażki, niespełnione ambicje przerzucają na dzieci - "Mamusia też ładnie śpiewała, ale jej się nie udało zrobić kariery, to teraz tobie się uda", "Tatusiowi nie udało się zdobyć medalu w zawodach sportowych, to zdobędziesz ty. Musisz!".

Dzieci są coraz bardziej obciążone psychicznie pędem do sławy (głównie przez rodziców, ale też przez kolorowy świat, który ich atakuje z ekranu TV i komputera). Bo ktoś, kto jest sławny, popularny, to jest KTOŚ WAŻNY. Tak przecież ten świat jest pokazywany, a raczej sprzedawany. Mówi się tylko o blaskach, a o cieniach (a raczej mroku) sławy rodzice wolą milczeć. I nieważne, jak tę popularność się zdobywa - czy szukając drugiej połówki jabłka na polach i łąkach ("Rolnik szuka żony" w TVP), skacząc do wody ("Celebrity Splash" w Polsacie) czy uprawiając seks przed kamerami, klnąc przy tym i pijąc alkohol ("Warsaw Shore" na MTV).

Rodzicom przestało już wystarczać promowanie swoich pociech na spotkaniach w gronie przyjaciółek ("No, kochanie, zaśpiewaj ciociom piosenkę, dam ci cukierka") czy wrzucanie filmików z córeczkami i synkami w rolach głównych na YouTube. Niekiedy ośmieszają własne dzieci, są one wytykane potem palcami w szkole, ale przecież liczy się liczba "polubień" i kliknięć od internautów - bo dzięki temu kanał TV naszego dziecka jest popularny, zgłoszą się firmy, którzy umieszczą na nim swoje reklamy - co ma proste przełożenie: będzie z tego kasa.

To parcie rodziców na szkło wykorzystał TVN, proponując szoł "Mali giganci" - program rozrywkowy, w którym dzieci - te malutkie, które niezbyt wiedzą, co się wokół nich dzieje, jak i te starsze, wystylizowane, nauczone roli - mają cały program dla siebie: tańczą, recytują, śpiewają. Ale jak w każdym tego typu programie, muszą być ci, co wygrywają, jak i ci, co przegrywają. Nikt dokładnie nie wie, jakie spustoszenie w głowach (i sercach) tych dzieci robi gorycz porażki. Oglądając ten program (z zawodowego obowiązku, a nie z przyjemności), współczułem dzieciom, które z programu odpadały, zalewając się łzami. Byłem zły na rodziców, którzy pozwolili na to, żeby ich skarby nie miały normalnego dzieciństwa.

Pewnie pojawią się głosy typu "dzieci same chcą". Bywa i tak. Ale bycie dorosłym polega też na tym, żeby wyjaśnić dzieciom, co jest dobre, a co złe. I nie pozwalać na wszystko...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska