Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk - Podbeskidzie 0:0. Niemoc wrocławian trwa, czerwona kartka Lacnego [ZDJĘCIA, RELACJA]

Jakub Guder; Twitter @JakubGuder
Śląsk Wrocław - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0. WKS pozostaje jedyną na wiosnę drużyną bez wygranej w lidze, chociaż po tym meczu ma 40 punktów, o których tak często wspomina trener Tadeusz Pawłowski. Szkoleniowiec nie może być jednak zadowolony z postawy swojej drużyny, która kończyła spotkanie w dziesiątkę po dwóch żółtych kartkach Milosa Lacnego.

W tym roku w Śląsku nic nie może zaskoczyć w jedną całość, która da zwycięstwo. Jeśli wrocławianie strzelają w meczu dużo bramek, to błędy popełnia obrona i zostaje im remis. Gdy grają z tyłu dobrze - tak jak w sobotę - to z kolei brakuje skuteczności. Nawet jeśli w 90 min. prowadzą 1:0, to - jak w Łęcznej - tracą bramkę w samej końcówce bo błędzie bramkarza. Jakieś fatum.

Trzeba uczciwie przyznać, że przez pierwsze dwa kwadransa na stadionie we Wrocławiu działo się niewiele. Podbeskidzie wysoko atakowało rywali, przez co Śląsk miał problemy z wyprowadzaniem akcji. Jednocześnie obie jedenastki bardzo czuje grały w obronie. Efekt - sporo walki, mało składnych akcji i jeszcze mniej strzałów.

Pierwszy godny odnotowania strzał mieliśmy w 32 min. Gospodarze wyszli z dobrą kontrą, w pewnym momencie mieli przewagę czterech na trzech, piłkę dostał Robert Pich, dobrze złamał akcję do środka, ale uderzył wprost w Richarda Zajaca. Górale odpowiedzieli jedynie niecelnym strzałem z dystansu Macieja Iwańskiego.

Jeśli już ktoś postawiłby nas pod ścianą i musielibyśmy wskazać wyróżniających się piłkarzy na boisku to w Śląsku postawilibyśmy na Mariusza Pawełka, a w Podbeskidziu na Bartosz Śpiączkę. Bramkarz wrocławian, który wrócił do pierwszego składu po kontuzji, grał bardzo pewnie. Do wszystkich wysokich piłek wychodził bez pomyłki, skuteczni piąstkował i dobrze dyrygował defensywą. Śpiączka był natomiast agresywny i potrafił ściągnąć obrońcę, co ułatwiało grę jego kolegom.

Druga połowę zaczęliśmy od starcia Flavio z Zajacem w polu karnym i musimy przyznać, że cała sytuacja nas zastanowiła. Otóż Portugalczyk przy próbie dojścia do dośrodkowania wpadł na bramkarza i przypadkowo uderzył go w kolano. Ostro wystartował do niego Marek Sokołowski, a potem dołączył do nich Marco i większość graczy Górali. Nie chcemy szukać teorii spiskowych, ale pozostali wrocławianie nie poszli za bliźniakami jak w ogień...

Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego na potęgę próbowali dośrodkowań w szesnastkę, ale efektu właściwie nie było. - Dośrodkowania tylko po ziemi, mówiłem to w przerwie. Zwracałem uwagę, ale moi chłopcy za bardzo chcieli wygrać - mówił po spotkaniu Pawłowski.

Na 25 min przed końcem meczu nad Stadionem Wrocław pojawiła się... śnieżyca. To pewnie zmroziło nieco znudzonych kibiców (ledwie ponad 8 tys.), ale w porę wróciło słońca, a i gra jakby w końcówce się ożywiła. Przez pewien czas przycisnęło Podbeskidzie, było trochę zamieszania przed bramką Pawełka, ale trudno mówić o realnym zagrożeniu.

Pawłowski chciał zwycięstwa, więc w 76 min. dał wreszcie szansę Milosowi Lacnemu, który to ostatnio głośno się o to upominał, mówiąc wszakże, że Marco Paixao to nie żaden Zlatan Ibrahimović. Słowak wszedł na boisko naładowany i zmotywowany, ale chyba... za bardzo. Już po trzech minutach dobrze główkował po wrzutce z wolnego, ale prosto w ręce Zajaca. Po chwili trafił w słupek - tym razem dogrywał mu Marco Paixao, by w sumie po 11 minutach gry... wylecieć z boiska za dwie żółte karki. Tak bowiem walczył zaciekle o piłkę, że w ledwie 6 minut dwa razy na połowie przeciwnika w bezmyślny sposób powalił wślizgiem obrońców Podbeskidzie na ziemię. Nawet nie protestował, gdy zobaczył czerwony kartonik. No zagotowało się w główce...

Remis koniec końców jest sprawiedliwym wynikiem, a jeszcze Górale grając w przewadze mogli coś wcisnąć. Wrocławianom pewnie żal, bo jeśli nie z Podbeskidziem, to z kim?

Dziś dla odmiany słabiej zagrali piłkarz ofensywni - zwłaszcza bracia Paixao, którzy przez cały mecz oddali wspólnie dwa strzały. Tyle, co Lacny przez 11 minut, co oczywiście nie broni go jeśli chodzi o dwie żółte kartki. Jest taka teza, że oni grać razem nie mogą, bo strzelają mniej goli i drużynie nie idzie. Póki co jednak wydają się niezmienialni. Bo Lacny wszedł na boisku za szybkiego Picha, a nie za jednego z nich.

Na koniec - dla nas cichym bohaterem tego meczu był Mariusz Pawelec. Ponownie udowodnił, że całkiem niego przecinak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk - Podbeskidzie 0:0. Niemoc wrocławian trwa, czerwona kartka Lacnego [ZDJĘCIA, RELACJA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska