Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces za lincz. Sędzia: Jak pokrzywdzony mógł czuć się w bagażniku? Oskarżony: Niekomfortowo...

Marcin Rybak
Kolejna rozprawa czterech mężczyzn oskarżonych o lincz na złodzieju samochodu w czerwcu ubiegłego roku
Kolejna rozprawa czterech mężczyzn oskarżonych o lincz na złodzieju samochodu w czerwcu ubiegłego roku fot. Paweł Relikowski
Kolejna rozprawa czterech mężczyzn oskarżonych o lincz na złodzieju samochodu w czerwcu ubiegłego roku. Wszystko działo się w warsztacie na ul. Strzegomskiej we Wrocławiu. Jeden z oskarżonych przekonywał dziś sąd, że jego zachowanie było spowodowane emocjami, bo warsztat był wcześniej kilka razy okradany. Wycofał swoje wyjaśnienia - składane w śledztwie - o biciu i straszeniu pokrzywdzonego.

Fragment dialogu podczas dzisiejszej rozprawy:
Sędzia Marcin Sosiński do oskarżonego:Jak pan myśli jak pokrzywdzony czuł się w bagażniku?
Oskarżony Maksymilian T.:Niekomfortowo...
Sędzia- Dlaczego? Bo nie miał pasów zapiętych?
(...)
Oskarżony: - Chciałem żeby pokrzywdzony wyszedł z warsztatu nie rzucając się w oczy. Do auta na siedzenia schowałem narzędzia, bo zawsze je wożę do domu. I wziąłem pana do bagażnika.
Sędzia - Zaprosił go pan?
Oskarżony - Za ręce zaprowadziłem.
Sędzia: Woził pan kiedyś kogoś w bagażniku? Może to jest norma, że wozi pan klientów w bagażniku?

Maksymilian T. - przepytywany wczoraj we wrocławskim Sądzie Okręgowym - to jeden z szefów warsztatu samochodowego przy ulicy Strzegomskiej we Wrocławiu.

Prokuratura zarzuca mu udział w linczu na mężczyźnie, który - w czerwcu ubiegłego roku - próbował ukraść BMW spod warsztatu. Razem z Maksymilianem T. na ławie oskarżonych zasiadają trzy osoby.

To Maksymilian T. zauważył jak dwóch mężczyzn wypchało BMW spod warsztatu na ulice. Złapał jednego z nich zaprowadził do warsztatu, , skrepował mu ręce plastikową taśmą i zadzwonił po wspólnika i dwóch znajomych.

Według prokuratury złodziej był torturowany, straszony, przypalany lutownicą i wożony w bagażniku samochodu. Maksymilian T. w śledztwie przyznał, że było bicie. Choć nie młotkiem i bez przypalania lutownicą i że były groźby. Przyznał, że - na koniec - gdy chciał złodzieja wypuścić - zawiózł go w bagażniku do lasu i jeszcze postraszył. Ale pogodzili się a złodziej rozumiał jego postawę.

Dziś na rozprawie oskarżony złagodził opis zdarzenia. Gróźb - jak twierdzi - nie było ani bicia. Tylko rozmowa.
- Taka spokojna? Literackim językiem? Bez przekleństw? - Dociskał sędzia Sosiński. - Z przekleństwami - przyznał oskarżony. - Padały groźby? - dopytywał sędzia. - Myślę, że nie - usłyszał w odpowiedzi.

A dlaczego w ogóle to zrobił? Dlaczego nie zadzwonił na policję i nie oddał złodzieja w ręce funkcjonariuszy? Maksymilan T. dziś wie, że popełnił błąd. Kilka razy podkreślał, że działał pod wpływem emocji. Że wcześniej warsztat był okradany i to nie raz.

Policja umarzała sprawę za każdym razem. Z warsztatu raz zginął mu raz majątek wart przeszło 60 tysięcy złotych. - Ledwo się podźwignąłem - mówił Maksymilian T. Podejrzewał, że ze złodziejami współdziałał jakiś pracownik. Dlatego chciał przepytać złodzieja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Proces za lincz. Sędzia: Jak pokrzywdzony mógł czuć się w bagażniku? Oskarżony: Niekomfortowo... - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska