Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O wyrzeczeniach i odpuszczaniu sobie

Agata Grzelińska
Wielki Tydzień to okazja, by zatrzymać się przynajmniej na chwilę. Za dwa dni Wielki Piątek, a z nim nieodłącznie wiąże się niekochane przez nas słowo: post. Nie jesteśmy mistrzami w poszczeniu, a szkoda. Tracąc tę niemodną umiejętność, tracimy zarazem niesamowicie skuteczne i darmowe narzędzie do (od)budowania sił. Może nie musielibyśmy chodzić na żadne kursy pozytywnego myślenia, terapie czy grupy wsparcia...

Zakładając, że dopóki żyjemy, mamy szansę coś zmienić, może przeprosimy się z tą starą, ale nieprzestarzałą praktyką duchową? Ja chciałabym spróbować. Wiem, że taka deklaracja teraz, kilka dni przed świętami, może brzmieć podejrzanie. Skoro jednak wrocławscy dominikanie przeprowadzili rekolekcje ostatniej szansy (właśnie dziś się kończą), to może na post ostatniej szansy też nie jest za późno. Tym bardziej że kulminacja, czyli Wielki Piątek, dopiero przed nami. Pisząc o tym, że chciałabym przeżyć prawdziwy post, nie mam na myśli tego, że raz w życiu nie najem się schabowym. Zazwyczaj pamiętam, by tego nie robić w Środę Popielcową czy Wielki Piątek, ale czy to oznacza prawdziwy post? Czy to tylko mniej lub bardziej mechaniczne zachowanie tradycji?

Może powinniśmy nieco bardziej skupić się na istocie postu, czyli wyrzeczeniu. Bo przecież w poszczeniu wcale nie chodzi tylko o to, by raz na jakiś czas przeżyć dzień bez mięsa. Tak naprawdę ważne jest, by przeżyć oczyszczenie. To fizyczne, przez głodzenie się, ale przede wszystkim duchowe. Jak pisze dominikanin, o. Tomasz Kwiecień - "poszcząc, stawiamy czoło naszym lękom". I dodaje: "Post to czas, który każe popatrzeć na nasze życie inaczej".

To tego, by spojrzeć na nasze życie inaczej, potrzebujemy wyciszenia, wyostrzenia spojrzenia. Potrzebujemy zrezygnować z czegoś, co nam ten wyraźny obraz przesłania czy zagłusza. To może być pełny brzuch, ale również wszechobecny szum. Może dla kogoś, na przykład dla wegetarianina, dzień bez mięsa jest dniem takim samym jak każdy inny. Czy to znaczy, że wegetarianin nie potrzebuje postu? Po prostu musi sobie odmówić czegoś innego. I może wcale nie chodzi o kotlety sojowe, pasztet z ciecierzycy czy tofu, ale na przykład o "fejsbuk" czy inną rzecz, bez której nie wyobraża sobie udanego dnia. Ostatnio zastanawiam się też nad innym modnym słowem, które na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z postem. Myślę o asertywności. O czymś, co powszechnie uznawane jest za wielką wartość. Wiadomo, nowoczesny, inteligentny człowiek powinien być wyzbyty kompleksów i - szanując innych - powinien umieć jasno mówić "nie", krytykować, prezentować własne zdanie, wyrażać swoje emocje, określać swoje oczekiwania. Strasznie dużo tego skupienia na sobie.

A jeśli te dwa zjawiska połączymy? Odrzucimy to, co niewygodne i niemodne, na przykład post, a skupimy się na naszych pragnieniach i emocjach? Wtedy niepostrzeżenie zaczniemy sobie odpuszczać różne trudne, niewygodne i wymagające wysiłku czy wyrzeczenia sprawy. I nagle możemy stwierdzić, że nie osiągnęliśmy jakiegoś ważnego celu, bo zabrakło nam sił. Czy to znaczy, że mamy nie być asertywni? Nie. Lecz aby być w pełni asertywnym, trzeba być silnym. By wymagać od innych i od siebie, trzeba być silnym. By umieć odmawiać innym i sobie, trzeba być stanowczym, a więc silnym. Skąd wziąć tę siłę? Nie kupimy jej w aptece, musimy znaleźć ją w sobie, ale najpierw musimy ją w sobie wyrobić. Jak? To proste - poszcząc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska