Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sołtys powinien robić coś więcej niż tylko zbierać podatki

Violetta Pietrzak
Na ostatkach w Barcinku bawili się ludzie z całej okolicy
Na ostatkach w Barcinku bawili się ludzie z całej okolicy Fot. Organizatorzy
Sołtys i rada sołecka to na wsi prawdziwa władza. Nie tylko zbiera podatki, ale też wychodzi z wieloma inicjatywami. Co robią sołtysi, aby ich miejscowości stały się znane na zewnątrz, a mieszkańcom po prostu żyło się lepiej? O aktywnych wsiach i stojących na ich czele sołtysach w dniu Święta Sołtysów, które wypada właśnie dziś, 11 marca - pisze Violetta Pietrzak

Barcinek, Antoniów czy Borowice to malutkie wsie położone na uboczu wielkich miast. Na ich czele stoją prawdziwi zapaleńcy, którzy pociągają za sobą innych mieszkańców i w efekcie wsie tętnią życiem. Jego rytm wyznaczają sołtysi. Bo choć w teorii mogą niewiele, to w praktyce to oni decydują o charakterze i atrakcyjności małych miejscowości.

Jak na Michałki to tylko do Barcinka
Prywatnie Sławomir Marek to tato dwójki dzieci i zapalony fotograf. Z aparatem nie rozstaje się od trzeciej klasy podstawówki. Od lat kolekcjonuje też stare widokówki przedstawiające Barcinek. - Większość pochodzi z okresu przedwojennego, ale mam i starsze - opowiada z zapałem. Najstarsza z ponad 80 widokówek, jakie udało mu się zgromadzić, ma ponad 100 lat.

Jego zaangażowanie w lokalne życie zostało nagrodzone. W tym roku, po latach pracy społecznej na rzecz swojej rodzinnej miejscowości, został nagrodzony. Mieszkańcy obdarzyli go zaufaniem i jemu właśnie przypadło stanowisko sołtysa.

- Moim marzeniem jest przede wszystkim integracja mieszkańców - zdradza. Bo jak wszędzie, tak i tu jedni z entuzjazmem podchodzą do wszystkich propozycji, a inni nieufnie na nie spoglądają. Przełamać pewne bariery i opór mają nietuzinkowe metody pana Sławka.

- Być może jestem jedynym w Polsce sołtysem, który jeździ z megafonem przyczepionym na dachu swojego samochodu - mówi, śmiejąc się. A megafon służy mu do tego, aby zapraszać ludzi na imprezy organizowane przez radę sołecką i informować o innych działaniach. Jadący przez wioskę "gadający samochód" wzbudza zainteresowanie i życzliwe uśmiechy. Czy zachęci większą grupę mieszkańców do aktywności, czas pokaże.

Głowa sołtysa Barcinka jest pełna pomysłów. W ostatnią sobotę karnawału udało się zorganizować jeden z nich - bal ostatkowy. Na wiejskiej świetlicy, która znajduje się w samym centrum Barcinka, bawiło się ponad 60 osób. Wieczorowe stroje kobiet i eleganckie garnitury mężczyzn oraz piękny wystrój sali sprawiały, że można było się poczuć, jak na prawdziwym balu.

Następna okazja do wspólnego świętowania nadarzy się zapewne dopiero we wrześniu. Zawsze w ostatni weekend tego miesiąca do Barcinka zjeżdża tłum gości: dostojnicy kościelni, przedstawiciele lokalnych władz, starzy i obecni mieszkańcy. Wtedy bowiem wypada święto patrona miejscowego kościoła - świętego Michała. A Michałki nigdzie nie są tak hucznie obchodzone, jak w Barcinku.

Uroczystość rozpoczyna się mszą świętą, a kończy wspólnym biesiadowaniem. Bawią się i młodzi, i nieco starsi. Przy suto zastawionych przez miejscowe gospodynie stołach toczą się ożywione dyskusje, układane są plany na kolejne spotkania.

Ale oprócz imprez sołtys nie zapomina o codzienności. Już myśli nad organizacją wielkanocnego kiermaszu, topieniu marzanny i wiosennych porządkach na wiosce.

Odwiedza też z przedstawicielami rady sołeckiej najstarszych mieszkańców wsi. - Byliśmy już u jednej pani i naprawdę była wzruszona - opowiada.
Sołtys w dredach
Cztery lata temu odmówił pełnienia funkcji sołtysa. Jakoś siebie w takiej roli nie widział. - Teraz jednak ludzie ujęli mnie swoim zaufaniem i skoro chcieli, żebym stał na czele naszej wsi, to się zgodziłem - mówi Marcin Chlebowski.

Jak sam przyznaje, jest nieco zaskoczony tym wyborem i dopiero przyzwyczaja się do nowej roli. - Bo nic takiego w sumie nie robiłem - uważa i szczerze mówi. Już wie jednak jedno: zbierał podatków nie będzie.

- Chcę mieć inne relacje z ludźmi i nie chcę im się kojarzyć tylko ze zbieraniem pieniędzy - wyjaśnia. Nie chce też być, jak mówi, sołtysem jałowym, dlatego stawia na kontakt z ludźmi.

Z pieniędzmi kojarzyć go nie będą. Będą za to z witrażami. Od lat bowiem razem ze swoją żoną - Beatą Chlebowską - prowadzi w Antoniowie pracownię witraży. I to chyba ich dom z pracownią jest jednym z najbardziej znanych punktów na mapie tej malutkiej wsi. - Robimy tylko projekty na indywidualne zamówienia - opowiada pan Marcin. Praca zajmuje im większość dnia. Marzy im się galeria, ale wszystko, co zrobią, natychmiast znika, więc mają mały kłopot z jej urządzeniem.
Do Antoniowa Marcin Chlebowski z żoną trafił 22 lata temu. - Dokładnie w 1989 roku - mówi.

Przeprowadzili się z Warszawy i swojego wyboru nigdy nie żałowali. Starszy syn przyjechał z nimi, drugi urodził się już tutaj. Pan Marcin z dumą o nich opowiada. - Chyba poszli w nasze ślady, bo oboje mają zacięcie artystyczne - przyznaje. I są niezwykle utalentowani, co naturalnie rodziców cieszy.

Sołtys to więc nietypowy. Ale nietypowa jest też sama wioska. Nikogo tu już nie dziwi sołtys w dredach czy pan z turbanem na głowie. A tacy właśnie ludzie zamieszkują Antoniów i codziennie po nim spacerują. Oprócz wspomnianej pracowni witraży znajduje się tu bowiem centrum jogi. - Ale mówić o samym Antoniowie jest ciężko, bo dużo działań robimy wspólnie z Chromcem - zauważa pan Marcin.

Rzeczywiście, gdyby nie tabliczka, nikt nie zauważyłby, że znalazł się już w innej wsi, bo są ze sobą połączone. Nawet radną mają wspólną. I to z Chromcem wiąże pan Marcin pewne plany. - Chciałbym nawiązać do czasów kilka lat wstecz i organizować na granicy tych dwóch wiosek festyny - mówi. Takie, na których pobawią się i dzieci, i dorośli. Takich imprez bowiem jego zdaniem brakuje.

We wspomnianym Chromcu znajduje się również niezwykle prężnie działająca świetlica, którą prowadzi pani Beata. Panie, które regularnie tam się spotykają, nazwały się "Babami Izerskimi". Robią szklane wisiorki, rzeczy z filcu, opakowanie zdobione techniką decoupage. I wszystko sprzedają na kiermaszach. A zarobione pieniądze inwestują w świetlicę.
Borowice
Do Borowic Bartłomiej Wieczorek przeprowadził się z Wrocławia cztery lata temu, chociaż dom kupił tu już wcześniej. Jest rodowitym wrocławianinem, ale to Karkonosze go oczarowały.

- Bardzo mi się tu podoba - przyznaje. I dodaje, że w Borowicach w ostatnim czasie osiedliło się kilka innych osób ze stolicy Dolnego Śląska właśnie.

Dziś pan Bartłomiej jest sołtysem tej miejscowości. Ma szczęście stać na czele bardzo aktywnej i znanej w całej Polsce wsi.

- Mieszkańców mamy niewiele, bo około 140 osób. Ale miejsc noclegowych ponad tysiąc - wyjaśnia pan Bartłomiej.

Bo Borowice to przede wszystkim turyści. Przyjeżdżają tu przez cały rok, a wyjątkowo dużo jest ich w sierpniu, kiedy to odbywa się tu słynny festiwal "Gitarą i...". Przez osiemnaście lat nazywał się "Gitarą i piórem", dziś jednak ta impreza przeniosła się do Karpacza. - Więc my zmieniliśmy nieco nazwę i dalej robimy koncerty - śmieje się sołtys.

Jak udało mu się w tak szybkim czasie zdobyć zaufanie mieszkańców, to rzecz zagadkowa. W pracach rady sołeckiej nie brał udziału, bo kiedy przyjechał, ta już była wybrana. - Ale udzielałem się w Ochotniczej Straży Pożarnej - wyjaśnia. Zawsze byłem na dożynkach i innych imprezach.
Teraz jego drogi z OSP też się nie rozeszły. Jego priorytetem, jak mówi, jest dokończenie przeróbki land rovera, jaki dostali od policji, na wóz strażacki. Na to potrzebne są pieniądze, o które będzie walczył.

Pan Bartłomiej poznał już wszystkich sołtysów w gminie Podgórzyn i wyszło na to, że jest z nich najmłodszy. Ma 40 lat. Jego plany skupiają się wokół praktycznych spraw: chciałby, aby ta malutka, pięknie położona wioska przyciągała turystów. Chociaż, jak sam mówi, przyciąga samym położeniem.

Co może sołtys?
W całej Polsce jest ponad 40 tysięcy sołtysów. Złośliwi mówią, że to tylko funkcja reprezentacyjna, ale w rzeczywistości zdanie sołtysa w lokalnej społeczności dużo znaczy. Wiele wsi tętni życiem właśnie dzięki aktywnym i pomysłowym sołtysom.

- Jak sołtysowi chce się coś robić, to wieś ładnie wygląda, widać, że coś się dzieje - mówi Ewa Sajak, mieszkanka Barcinka. Ma nadzieję, że takim właśnie sołtysem będzie nowo wybrany.
Od dziecka mieszkając w Barcinku, pamięta bowiem różnych sołtysów i uważa, że to właśnie od nich w dużej mierze zależy to, jak się żyje na wsi.

Na Dolnym Śląsku władzę w małych miejscowościach coraz częściej przejmują ludzie nietuzinkowi. Sołtys w dredach - jak w Antoniowie, zapalony fotograf - jak w przypadku Barcinka czy zupełnie nowy mieszkaniec wsi stojący na ich czele dziś już nie dziwią.

_______________
Śladami historii
Zapytaj babcię, porozmawiaj z dziadkiem i poznaj Dolny Śląsk - nasz apel kierujemy do młodszych (i trochę starszych) mieszkańców Dolnego Ślaska, by spisali historie rodzinne - wspomnienia z pierwszych lat na Ziemiach Odzyskanych (historie z późniejszych lat też mile widziane). Przysyłajcie swoje opowieści na adres: "Gazeta Wrocławska", ul. Strzegomska 42a, 53-611 Wrocław lub [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska