Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weronika Nowakowska-Ziemniak: Dostałam potwierdzenie, że mogę, że potrafię [WYWIAD]

Tomasz Bochenek (AIP)
O wspaniałym początku biatlonowych MŚ opowiada Weronika Nowakowska-Ziemniak, srebrna medalistka w sprincie i brązowa w „pościgu”.

Był moment, w którym poważnie zastanawiała się Pani nad zakończeniem kariery?
Tak, w ubiegłym roku po igrzyskach olimpijskich. Jednak za namową trenera, koleżanek z reprezentacji, Polskiego Związku Biathlonu, znajomych, kibiców i troszeczkę posłuchaniu własnego głosu postanowiłam zostać. Na rok, może dwa lata. Z nastawieniem, że jeżeli przez ten czas nic się nie wydarzy, nadal nie będę w stanie przebić się na podium światowych zawodów, to zakończę karierę... Po tym, co stało się w ten weekend, nie pokuszę się jeszcze o deklarację, że wystąpię w igrzyskach w 2018 roku, ale na pewno wiele zmieniło to w mojej głowie.

Dostała Pani gigantyczny zastrzyk pewności siebie?
Na pewno bardzo ogromne znaczenie miały wydarzenia sobotnie. To, że tak dobrze poradziłam sobie również w niedzielnym biegu jest chyba dowodem na to, że coś tam się w głowie odblokowało. Dostałam potwierdzenie, że mogę, że potrafię. Bo o tym, że jestem w dobrej kondycji świadczyły i badania wydolnościowe i opinie trenera, koleżanek z kadry, całego zespołu technicznego.

Co takiego się stało, że przestał Pani przeszkadzać karabin? W porównaniu z ubiegłym sezonie celnych strzałów ma Pani o 5,6 proc. więcej. Jak na zawodniczkę z dużym już doświadczeniem, to postęp szokujący.
Złożyło się na to kilka spraw. Przede wszystkim zmieniłam karabin. Jestem przeszczęśliwa, że podjęłam taką decyzję i z bardzo dobrymi specjalistami udało mi się skonstruować „Leona”. To pierwsza rzecz. Druga to, niestety skromne, ale konsultacje z trenerem Rymskim (specjalistą od strzelectwa sportowego – przyp. boch). No i trzecia, która akurat tutaj odegrała największą rolę, to moja współpraca z panią Kasią Grzybowską-Tomaszek, coachem personalnym. Ona bardzo mocno potrafi odwieźć moje myśli od wyniku, o tym, czy strzelę celnie czy nie. Uczy mnie koncentrowania się na zadaniach.

Przed mistrzostwami nie kryła Pani, że na trasie w Kontiolahti jest podbieg, którego Pani nie cierpi. Po tych medalowych biegach zaprzyjaźniła się Pani choć trochę z tą „ścianą”?
Proszę mi wierzyć, za każdym razem, gdy się do niej zbliżam – nawet w telewizji widać, jak bardzo jest stroma –muszę mocno oddzielić moje ciało od umysłu. I po prostu liczę sobie kroki. Raz, dwa, raz, dwa, biegnę w rytmie. Nie próbuję przeskoczyć samej siebie. Nawet jeżeli ktoś mnie przegania, robię swoje. Wiem, że mogę odrobić na innych odcinkach i na tym akurat jakoś szczególnie się nie spinam.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: MŚ w biathlonie. Weronika Nowakowska-Ziemniak, czyli srebro w sobotę, brąz w niedzielę!

Jak zmobilizować się na trzy kolejne straty? Jak wyzwolić z siebie moc i koncentrację, gdy właśnie spełniło się marzenia?
No, trudno jest mi powiedzieć. Na pewno pani Kasia będzie o to dbała. Zresztą cały czas mnie ponagla: radość - OK, ale o określonej godzinie mam np. odłożyć telefon. Ona prowadzi mnie przez te mistrzostwa, żebym nie zapomniała o tym, co ważne – czyli o relaksie, o moich ćwiczeniach na koncentrację. Po prostu podążam za jej planem.

W sobotę wieczorem musiała sobie Pani pomóc w zaśnięciu tabletką. Jak spało się kolejnej nocy, po drugim biegu i otrzymaniu obu medali? Emocje zaczęły odpływać?
Wręcz odwrotnie. Miałam problemy z zaśnięciem, obudziłam po trzech czy czterech godzinach. Musiałam wziąć tabletkę, żeby trochę chociaż dospać.

Po przebudzeniu sprawdziła Pani, czy medale są na miejscu?
Nie, nie mam czegoś takiego. Nie przywiązuję się bardzo do przedmiotów. Medale od dawien dawna daję mojej mamie, ona je kolekcjonuje, ja u siebie w pokoju nie mam żadnego. Dla mnie zawsze najważniejsza jest droga do medalu. A do tych w Kontiolahti była bardzo długa i bardzo kręta. Ta świadomość smakuje najlepiej. Medale leżą zamknięte w pudełeczkach i czekają na to, żeby przekazać je Bożence.

Jeśli chodzi o sprawy zupełnie przyziemne, to w ten weekend zarobiła Pani na niezły samochód...
Przyrzekam, z ręką na sercu, naprawdę nie wiem, ile zarobiłam. Oprócz tego, że światowa federacja funduje nagrody (za drugie miejsce – 10 tys. euro, za trzecie – 7 tys.), prawdopodobnie przyjdzie też jakaś z ministerstwa, premie od sponsorów. Ale ja tego nie liczę, w ogóle nie jestem w tej chwili tym zainteresowana.

Eurosport trafił, czyniąc Panią główną postacią kampanii promocyjnej przed mistrzostwami. Miało to dla Pani jakieś znaczenie?
Kiedy brałyśmy udział w projekcie, nie widziałam, kto będzie główną postacią. Pytanie, czy końca byłam. Powiedzmy, że zostałam frontalnie ustawiona na głównym plakacie... Sesja zdjęciowa na pewno była fajną zabawą, fajnym doświadczeniem i trochę też odciągnięciem przed mistrzostwami naszych myśli od zawodów, treningów, od dyskusji od biathlonie. A jeśli chodzi o promocję, to na pewno był to genialny pomysł.

Poza tym przyjemnie jest patrząc na własne zdjęcia, stwierdzić: „Wow, ale fajnie wyglądam”...
Nie, nie, ja zareagowałam w swoim stylu. Nie – „Wow, ale fajnie wyglądam”, tylko – „Wow, ale mam wielkie łapy na tym zdjęciu” (śmiech). Tak to jest z nami kobietami, doszukujemy się niedoskonałości.

ZOBACZ ZDJĘCIA NASZYCH BIATHLONISTEK PROMUJĄCE MISTRZOSTWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska