Ta walka przeszła już do historii polskiego MMA z kilku powodów. To był pokaz wielkiego serca do walki, heroizmu i równie pokaźnej głupoty ludzi, którzy prowadzili pojedynek 21-letniego zawodnika Fightmana Bochnia z 26-letnim Portugalczykiem.
Młody Polak jeszcze przed walką wieczoru we Wrocławskiej hali Orbita zafundował sobie morderczy rygor i aby zmieścić się w przedziale wagowym postanowił zacisnąć zęby i schudnąć piętnaście kilogramów. Jak osłabiony chłopak, który wymyślił sobie, że jest nieśmiertelny miał na zasadach MMA wykiwać starszego i bardziej doświadczonego przeciwnika na dystansie pięciu rund, z których każda trwała po pięć minut? Sam pomysł był już trochę karkołomny. Tymoteusz pokazał wielki hart ducha i prawie wytrzymał do końca. Prawie bo w ostatniej rundzie, do której nie powinno się w ogóle dopuścić, "dostał" od Marinho ostatni strzał, po którym stracił przytomność, padł na deski, a z jego buzi wyleciał ochraniacz na zęby. Bardzo brutalny "game over".
Wcześniej przeciwnik skutecznie obijał jego twarz przez dwadzieścia minut, a Świątek z zapuchniętymi oczami słaniał się na nogach niczym Rocky Balboa w walce z Iwanem Drago. To nie film z happy endem, tutaj mogło skończyć się tragedią. Sędzia Sebastian Jagielski walki nie przerwał i pewnie już żadnej nawet nie zacznie. Winą o pobyt w szpitalu młodego wojownika obarcza się trenera Tomasza Knapa i cały narożnik Świątka. - Nie wybaczyłby mi gdybym przerwał - mówił szkoleniowiec. A wybaczyłby wózek inwalidzki, paraliż, albo inne problemy ze zdrowiem?
Mądrze i zwycięsko walczyli m.in. Róża Gumienna z Wrocławia i Paweł Biszczak z Legnicy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?