Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Wilczewski: A jechałem tam jako ofiara

Wojciech Koerber
Z Piotrem Wilczewskim, zawodowym mistrzem Europy federacji EBU, rozmawia Wojciech Koerber

Dzień dobry, czy rozmawiam z młodym Wilkiem europejskiego pięściarstwa?
A pewnie, że tak, dzień dobry.

Gratuluję mistrzostwa Europy i rozumiem, że idzie Pan teraz za ciosem?
Tak, myślimy o tym. O obronie jakiejś, lecz pewnie nie o rewanżu z Asikainenem, bo tego w kontrakcie nie było. Zresztą przed naszą walką Fin mówił w wywiadach, że jeśli przegra, to skończy karierę.

No to mu ją Pan skończył.
No, troszeczkę namieszałem. Poza walką o mistrzostwo Europy EBU chodziło też przecież o pas WBO Intercontinental, by po wygranej ze mną Asikainen skoczył w rankingach i mógł walczyć o MŚ. Taki mieli Finowie plan, więc wkurzeni byli na mnie strasznie, choć pokazywali, że niby wszystko jest OK.

Na pewno fajnie jest wygrywać przed swoją publiką, lecz myślę, że jeszcze lepiej smakuje sukces "na wyjeździe", gdy najpierw trzeba się nasłuchać wielu inwektyw i zoologicznych odgłosów, by na koniec spaprać gospodarzom całe party.
Na pewno. Tym bardziej że takich gwizdów przy wchodzeniu do ringu to ja nigdy wcześniej nie miałem. A Fin? Aplauz dostał niesamowity. Trener Gmitruk stał pół metra ode mnie, a w ogóle go nie słyszałem. To coś pięknego zepsuć tak ludziom humory. Pojechałem tam nie jako faworyt, lecz jako ofiara, w Polsce byłem przez kibiców i fachowców skreślony, a jak pięknie się to odwróciło, prawda?

Prawda, prawda. Przykre jednak, że nic się o tym nie mówiło, a tłukło się temat Pawła Kołodzieja, który walczył akurat w tym samym czasie o tzw. pas Polsatu, na pewno o mniejszą stawkę.
Ja już się nauczyłem, że nigdy u nikogo nie byłem numerem jeden, raczej zawsze stałem w końcowym rzędzie. Ale dziś, jako czwarty Polak z tytułem zawodowego mistrza Europy, też się nie zamierzam o nic prosić. Może jestem trochę wredny, ale nadal będę rozmawiał z tymi tylko, którzy wspierali mnie wcześniej.

Latem 2009 roku, będąc po kontuzji, przegrał Pan w Newark swój jedyny zawodowy pojedynek (TKO w 3. rundzie z Curtisem Stevensem) i przez to pewnie wielu Wilczewskiego skreśliło.
Ręka rzeczywiście nie była zagojona, za szybko ta walka przyszła, ale nie zamierzam się tym zasłaniać. Taki jest boks, że można wygrywać i 11 rund, a jeden cios wszystko zmienia. Ja go dostałem już w pierwszej rundzie, byłem nierozgrzany i światło mi zgasło. Świadomość odzyskałem praktycznie dopiero w szatni.
Ile się zarabia na takim tytule?
Ja się cieszę, bo zarobiłem w końcu największe pieniądze w swojej karierze i mam nadzieję, że w najbliższym czasie niżej nie zejdę. To jest ukoronowanie 20 lat ciężkiej pracy, ciężkich boksów, a nie ukrywam, że uszczerbek na zdrowiu jest. Ale końcówka piękna i coś mogę wreszcie odłożyć.

To ile dostał Pan za mistrzostwo Europy? Na dobre auto starczy?
Wie pan, dobre auto można kupić za 40, ale i za 400 tys. zł.

Takie za 40 tys. kupi Pan?
Tak, spokojnie.

I nadal zostaje Pan przy Andrzeju Gmitruku?
Na dziś tak, dalej jesteśmy z Andrzejem.

Pan też ma trenerską żyłkę, zresztą swoich podopiecznych również.
W Dzierżonowie pomagają mi bracia Zajączkowscy, klub działa już pięć lat i mamy swoich mistrzów, wicemistrzów Polski, a także medalistów zagranicznych imprez. Zresztą pomagam też w grupie Andrzeja Gmitruka, w piątek jadę już na galę do Olsztyna, gdzie walczyć będą koledzy z Ochikara Team. Działam jak orkiestra, choć wiadomo, że jak się dużo rzeczy robi, to się je źle robi. Pewnie w najbliższym czasie skupię się trochę na sobie.

Karta zaczęła się odwracać, bo przecież swego czasu punktem przegrał Pan walkę barażową o wyjazd na igrzyska.
Olimpiada przeszła koło nosa, choć - jak mówią - Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Spełniło się moje marzenie i niebawem dostanę pewnie telefon w sprawie nowej walki. Może być znów za granicą. Ryzyko wtedy większe, jak w Helsinkach, ale i kasa większa.

Fachowcy chętnie by zobaczyli Pańskie starcie z Mariuszem Cendrowskim, który chodzi kategorię niżej, lecz wagę i tak zawsze zbija.
Czemu nie. W niedzielę Mariusz walczy w Gruzji (o tytuł mistrza świata IBO w wadze średniej - WoK) i jeśli wygra, to możemy zacząć rozmawiać. Jeśli znajdą się pieniądze, wszystko można ustalić. Trzeba tylko siąść do stołu.

Piotr Wilczewski

Urodził się 9.08.1978 roku w Dzierżoniowie. Jako amator występował m.in. w Polonii Świdnica i Gwardii Wrocław. Jako zawodowiec stoczył 30 walk (29 zwycięstw, jedna porażka), ostatnią w Helsinkach, gdzie przez TKO w 11. rundzie pokonał Fina Amina Asikainena i zdobył wakujący pas mistrza Europy EBU w kat. super średniej. To nasz czwarty zawodowy mistrz Starego Kontynentu, po Przemysławie Salecie, Albercie Sosnowskim i Rafale Jackiewiczu. Z żoną oraz dwiema córkami (Natalia - 9 lat, Nikola - 3) mieszka w Roztoczniku k. Dzierżoniowa, gdzie własnymi rękami postawił dom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska