Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listonosze narzekają, ale strajku nie będzie

Jakub Horbaczewski
Dorota Orwicz z Wrocławia lubi swoją pracę, ale ma coraz mniej czasu dla własnej rodziny.
Dorota Orwicz z Wrocławia lubi swoją pracę, ale ma coraz mniej czasu dla własnej rodziny. Tomasz Hołod
Klienci do narzekań pocztowców już przywykli, ale wieści o możliwym proteście listonoszy wielu przestraszyły nie na żarty. Czy grozi nam strajk?

- W marcu go nie będzie - uspokaja Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.

Protestu nie będzie, ale problem jest. I nie da się go zamieść pod dywan, nawet mimo wprowadzonego zakazu rozmów z mediami.

Sami klienci widzą, że organizacja pracy doręczycieli nie jest najlepsza. - Żal mi listonoszki, która przychodzi do mojej firmy obładowana setkami reklam - mówi Anna Leśnik, 50-letnia mieszkanka Pilczyc.

Na co narzekają listonosze? Głównie na czas pracy. Osiem godzin dla wielu już od dawna jest mrzonką. - O godz. 16 nie są jeszcze w stanie zejść z rejonu - mówi Moniuszko. A co z ewidencją czasu pracy? - Oficjalnie pracujemy tyle samo. I w maju, i w grudniu, tuż przed świętami.

Z obliczeń listonoszy wynika, że codziennie oprócz 8-godzinnego etatu wyrabiają 2-3 godziny dodatkowo.

W opinii doręczycieli największą bolączką nie jest wcale nadmiar listów. Mnóstwo czasu tracą na papierkową robotę w urzędach. Prawdziwy dramat zaczyna się jednak, kiedy przychodzi do tzw. rozbierania rejonów, czyli sytuacji, gdy z braku jednego z listonoszy jego rejon przejąć muszą inni. - Poczcie brakuje w tej chwili ludzi - twierdzi listonosz i związkowiec Maciej Szczot.

Tymczasem oficjalnie problem nie istnieje. - W styczniu 2010 r. zatrudnialiśmy we Wrocławiu 465 listonoszy, a rok później pracowało ich 464. A jeśli tylko ktoś ma urlop, mamy na jego miejsce zastępcę - zapewnia Joanna Kraśnicka, rzeczniczka Poczty Polskiej we Wrocławiu.

Nikt nie może zapewnić, że listonosze nie zastrajkują we Wrocławiu

Związkowcy się z tym nie zgadzają. Twierdzą, że wielu nowych listonoszy szybko rzuca pracę. - Kierownictwo chyba boi się przyznać, że szukanie oszczędności zaczęło nie tu, gdzie powinno - uważa Moniuszko.

We Wrocławiu listonosz zarabia to ok. 1900 zł netto. Od 1 stycznia wszystkim ucięto dwa dodatki. W efekcie do wypłaty mają średnio po 150 zł mniej. Są też premie i końcówki z emerytur. Ale premia budzi duże kontrowersje. - To, czy ją dostanę, zależy od uzyskania 80 proc. skuteczności doręczeń. Czyli od tego, czy pana Kowalskiego akurat zastanę w domu. To jakiś absurd! - ocenia Szczot.

Ale strajku we Wrocławiu na razie nie będzie. - Ludzie zacisną zęby, ale będą pracować. Poczta zapowiada zwolnienia - mówi Szczot. Moniuszko: - Niczego nie można wykluczyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska