Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Świder: Sprinty? Przebiegnięte kilometry? To nieważne! Liczy się wynik [WYWIAD]

Jakub Guder; Twitter @JakubGuder
fot. Śląsk Wrocław
Marek Świder - trener przygotowania fizycznego Śląska - opowiada o tym jak zaczął pracę na Oporowskiej, za co tam odpowiada, dlaczego lubi filozofię Jurgena Klinsmana i dlaczego każe piłkarzom zaraz po meczu jeździć na stacjonarnych rowerkach.

Jaka była Pana droga do Śląska? Pewnie wcześniej sam grał Pan w piłkę. Na jakiej pozycji?
Bramkarz. Zerwałem jednak więzadło krzyżowe w lewej nodze. W trakcie rehabilitacji obroniłem pracę magisterską pod kierunkiem dra Krzysztofa Paluszka, który był wtedy dyrektorem sportowym Śląska. Żeby nie marnować czasu podczas rekonwalescencji od razu zapytałem Pana Paluszka o stażu w Śląsku. Tak to się zaczęło.

Przestał Pan już zupełnie grać?
Broniłem jeszcze w Stali Brzeg (IV liga opolska), ale gdy kończą się studia, to zaczyna się poważne życie. Ze względów finansowych wróciłem do Wrocławia i zacząłem się realizować zawodowo w wojskowym Śląsku i wrocławskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego „Junior”. Do tego amatorsko występowałem jeszcze w Parasolu Wrocław.

Za co odpowiada Pan dokładnie w Śląsku?
Za przygotowanie motoryczne i ruchowe zawodników. Do moich zadań należy również wprowadzenie kontuzjowanych sportowców do obciążeń treningowych po rehabilitacji w Centrum Rehabilitacji „A. Czamara”, tak by mogli oni bez obaw rywalizować o powrót do podstawowej jedenastki.

Na ile Pana decyzje są autonomiczne? Trener Tadeusz Pawłowski podkreśla zawsze, że ma duże zaufanie do swoich współpracowników ze sztabu szkoleniowego.
Ja przedstawiam tygodniowy plan pracy nad motoryką, trener to weryfikuje o swoje założenia i na drodze kompromisów powstaje plan doskonały. Wszystko tak, żeby optimum otrzymali zawodnicy. Musimy pamiętać, że jeśli są na przykład jakieś ćwiczenia taktyczne, to to także jest motoryka. Czasem pewne rzeczy da się połączyć. Trzeba tylko usiąść, pomyśleć i wszystko dokładnie przedyskutować. Gdy na przykład trener chce zaaranżować jakąś grę, a mi zależy na konkretnym ćwiczeniu, to mogę wykorzystać czas między nimi. W ten sposób potrafimy bardziej efektywnie wykorzystać czas. Najważniejsze żebyśmy pamiętali, że zawodnicy mają przede wszystkim grać w piłkę, a nie być mistrzami motoryki. Nikt nie będzie rozliczał napastnika z wydolności, jeśli w każdym spotkaniu gwarantuje dwie bramki. Gorzej jak się zablokuje. Wtedy wszyscy powiedzą, że jest wolny i słaby kondycyjnie (śmiech).

To Pana pomysł, by zaraz po meczu piłkarze musieli – jeszcze na stadionie – ćwiczyć na stacjonarnych rowerach?
Zawodnicy mówią, że to jeden z moich gorszych pomysłów (śmiech). Rower jest o tyle fajny, że siedząc na nim nogi są odciążone. Im szybciej zaczyna się po spotkaniu proces regeneracji, tym na lepszą dyspozycję zawodników mogę liczyć na kolejnym treningu. Chodzi przede wszystkim o to, by zmniejszyć ilość mleczanu krążącego we krwi. To tak jak w Dieslu – gdy się zatrzymamy, to trzeba zaczekać 10, 20 sekund, zanim wyłączymy silnik. Tak samo działa organizm.

Można mówić o różnych szkołach jeśli chodzi o motorykę? Na której się Pan wzoruje?
Wzoruję się na filozofii amerykańskiej agencji motorycznej Athletes Performance. Hołduje jej m.in. Jurgen Klinsman, który ściągnął Amerykanów do Niemiec. W tej filozofii pracują Bayern Monachium czy Galatasaray Stambuł, a od tego sezonu także Arsenal Londyn. Aktualne trendy to powrót do podstaw – do wzorców ruchowych, do mobilności, stabilności ciała. To są fundamenty, których szybkość i wytrzymałość są pochodnymi. Amerykanie mają fajne powiedzenie: „Jest wiele różnego rodzaju metod, ale jeżeli nie są połączone w jeden konkretny system, to nie jest to do końca dobrze zbudowana struktura”. Oczywiście w Śląsku stworzyliśmy system, w którym staramy się odzwierciedlić amerykańskie wzorce, ale jeszcze wiele nam brakuje, aby było to w 100 proc. Athletes Performance.

Gdyby miał Pan podać kilka charakterystycznych punktów wspomnianej filozofii, to co by to było?
Po pierwsze – motoryka podstawowa, czyli skupienie się na mobilności oraz stabilności. Drugi element to wzorce ruchowe, ekonomia poruszania. Trzeci – jakość ponad ilość. To główny punkt, który ją definiuje.

Pan faktycznie nawet podczas najprostszych ćwiczeń przywiązuje dużą wagę do szczegółów i do ilości powtórzeń. To można zauważyć na treningach.
Diabeł tkwi w szczegółach. Jest na przykład określona liczba przeskoków, którą piłkarz może wykonać podczas sesji treningowej, żeby nie doznać przeciążenia lub - co gorsza - kontuzji. Ile? Wszystko zależy od potencjału zawodników. Jeden może zrobić więcej, inny mniej. Na tym polega indywidualizacja i periodyzacja procesu treningowego. Przełamywanie zawodnika na siłę może doprowadzić do tego, że za dzień-dwa dozna kontuzji. Proste. U nas najczęściej od młodych chłopaków nie wymaga się jakości. Oni są nauczeni pracy ilościowej. Myślą, że jeśli będą trenować od rana do wieczora, to będą lepsi. To jest zły punkt widzenia, który należy zmieniać.

Czego nie udaje się przenieść na Polski grunt? To pewnie kwestia zaplecza, finansów...
Nie uważam, że problem tkwi w finansach. To kwestia myślenia i postrzegania pewnych rzeczy, zaczynając od samego dołu, aż do góry. Amerykanie na szkoleniach mówią: „OK, nie masz tego, to spróbuj daną rzecz zrobić inaczej”. Proste środki okazują się skuteczne. Tu nie chodzi o duże nakłady finansowe. U nas zawodnicy po prawie roku zrozumieli, że mnie nie interesuje ilość powtórzeń a ich jakość. Zrób mniej a dokładniej, kontrolując każdy element ćwiczenia. To lepsze niż robić dużo nie kontrolując niczego.

Swego czasu trener Ryszard Tarasiewicz zabierał drużynę na zimowe zgrupowania do Zieleńca, gdzie bardzo dużo się biegało. Jak Pan podchodzi do tych metod?
Piłka się zmienia. Gdy oglądałem mistrzostwa świata we Francji w 1998 roku, to wydawało się, że futbol jest niewiarygodnie szybki. Teraz ten sam mecz wyglądają jak w zwolnionym tempie. Nie powinniśmy oceniać metod z perspektywy dzisiaj czy jutro, ale przez pryzmat wyników.

To zaskakujące, że amerykańska filozofia przyjmuje się w piłce nożnej, która wciąż jest bardziej europejska.
Tam jest inny sposób myślenia. Amerykanie starają się przenieść naukę do sportu dzięki. Duże pieniądze przeznaczają na badania. Co z tego, że staram się doszkalać, czytać publikacje zza oceanu, jak tego jest tyle, że nie jestem w stanie nadążyć. To pokazuje o jakiej skali badań mówimy i jak wszystko idzie do przodu. Metody się zmieniająm ewoluują. Każda drużyna chce jak najmniejszym nakładem czasowym zrobić jak najwięcej.
Inną sprawą jest duża świadomość w filozofii amerykańskiej. Tam trenerzy są świadomi, ze pracują z ludzkim organizmem, gdzie źle dobrane ćwiczenie, obciążenie może skutkować kontuzją przekreślającą karierę zawodnika. U nas w Polsce bardziej niż na bezpieczneństwo zawodnika patrzy się na zrealizowanie konspektu treningowego.
Tym czym amerykanie „kupili” Europę jeżeli chodzi trening to zdefiniowanie na cel.
Jeśli przedstawiam zawodnikowi cel i mówię, żeby wykonał go poprzez 10 powtórzeń, a on zrobi sześć – za to bardzo dokładnie egzekwując od siebie wszystkie kluczowe wskazówki, które mu dałem – to oznacza, że wykonał zadanie. Osiągnął cel – nauczył się świadomie nowego elementu, który kontrolował a nie go po prostu wykonał 10 razy. Każdy zawodnik może pracować nad innym detalem w ćwiczeniu, ponieważ jeden zrobi niektóre rzeczy lepiej, drugi gorzej.

Ile można wypracować w motoryce na treningach, a ile tkwi w genach?
Zawsze pojawia się to pytanie (śmiech). To zależy od potencjału piłkarza. Od tego, gdzie jest jego sufit. Jeśli ktoś mówi, że szybkości nie da poprawić, no to jest to kłamstwo. Oczywiście, że ze mnie czy z Pana nie zrobimy nigdy Usaina Bolta. Natomiast możemy osiągnąć swój szczyt, chociaż to nie gwarantuje przecież, że będziemy najszybsi w drużynie. Na zachodzie Europy robi się specjalne badania genetyczne i na ich podstawie określane są predyspozycje i potencjał do danego sportu.

Gdy analizuje Pan zakończony już mecz, to które dane są dla Pana najważniejsze – liczba sprintów piłkarze, przebiegnięte kilometry, czy może jeszcze coś innego?
Dla mnie najważniejszy jest... wynik meczu. Co z tego, że będę miał jedenastu najszybszych zawodników w lidze, czy najbardziej zwinnych, skoro nie będą potrafili wygrać meczu?

No ale te parametry przekładają się przecież jakoś na mecz.
To tak jakbyśmy rozmawiali, czy ilość strzałów przekłada się na wynik. Przykład meczu z Jagiellonią. Motoryka to jeden z czynników, nie decyduje o wszystkim. Pytają, jaka jest moja zasługa w tym, że Śląsk jest tak wysoko. Tego nie da się ocenić, bo na to wpływa klub, drużyna, zespół, które się zazębiają, uzupełniają. Jeśli już mówimy o parametrach, to ważna jest liczba kontuzji przeciążeniowych. Jeśli jest ich mało, to znaczy że idziemy w dobrym kierunku, a obciążenia są dobrze dobrane.

Z perspektywy Pana pracy to, że zimowa przerwa jest krótsza, to lepiej, czy gorzej?
Pytanie powinniśmy odwrócić: czy mamy w polskiej lidze zawodników o takim potencjale, że mogą się w tak krótkim czasie zregenerować? Pewne jest to, że po tych zmianach zawodnicy muszą być bardziej świadomi tego, co robią. Jeszcze jednak za mało czasu minęło, by oceniać skutki reformy.

A faktycznie da się przygotować szczyt formy piłkarzy na konkretny mecz, tydzień? Może to mit?
Jeśli masz pod opieką jednego zawodnika, to nie ma z tym problemu. Trudniej , gdy jest to cała drużyna. W jakimś stopniu da się ustawić mikrocykl tak, by zespół w danym okresie był w optymalnej formie, cały czas jest to jednak wypadkowa dyspozycji 11 zawodników, którzy też mają swoje życie – wychodzą z klubu, wracają do rodziny, sami podejmują decyzje. Ważne jest na przykład to, ile śpią. To też ma duży wpływ na ich formę.

Czy gdy przygotujemy formę na konkretny mecz, to automatycznie wyklucza, by drużyna grała tak samo dobrze za tydzień, czy dwa?
Jeśli potencjał zawodników jest duży, to możemy ich formę utrzymać dłużej. W przypadku, gdy zbudujemy szczyt formy za szybko, musimy się liczyć z tym, że niemożliwością jest utrzymanie jej do końca rozgrywek. To tak jak w przedsiębiorczości: skoro notowany jest wzrost, to musi przyjść spadek. Pytanie jest takie, jak duży będzie ten spadek? Formę najczęściej buduje się metodą dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Siłą rzeczy musi przyjść w sezonie słabszy dzień. Kluby z europejskiej czołówki, które mają dostęp do najnowszych technologii i własne laboratoria, także się mylą, więc trudno abyśmy my byli nieomylni.

Jak dużo młodym piłkarzom Śląska brakuje do seniorów?
Pod względem motorycznym młodym zawodnikom brakuje na pewno typowych treningów siłowych. Nie chodzi tu jednak aby z młodego zawodnika zrobić strongmana. Bardziej o stworzenie mocnego fundamentu siły, który pozwoli przepchnąć się w walce o piłkę. Nie oszukujmy się - w większości przypadków na młodych zawodnikach wchodzących do drużyny seniorów wystarczy położyć rękę, aby odebrać im piłkę. Przygotowanie siłowe przekłada się też na wyniki szybkościowe, czy zwinność oraz na profilaktykę urazów. Cristiano Ronaldo jak ściągnie koszulkę wygląda tak dobrze nie dlatego, że spędza na siłowni 12 godzin. On musi tak wyglądać, bo generuje taką moc, że w innym przypadku miałby problemy z urazami mięśni lub więzadeł. Dlatego ważne jest, by już z 11 czy 12-latkami pracować na siłowni. Jak Pan to napisze, to pomyślą trenerzy, że zwariowałem, ale dlaczego już w tak młodym wieku nie uczyć chłopaków prawidłowych wzorców ruchowych? Przysiadu, zarzutu sztangi – tych elementów, których uczą się teraz w Śląsku zawodnicy.
Gdy tak przygotowany chłopak przychodziłby do pierwszej drużyny, to wtedy nie tracilibyśmy czasu na naukę podstaw, ale zaczęlibyśmy z nim pracować na obciążeniach. Teraz najczęściej polskie kluby potrzebują 2-3 lata, by młodemu zbudować ten fundament siły.

Z pracy których piłkarzy Śląska w ostatnim roku jest Pan najbardziej zadowolony?
Najbardziej z tych, którzy nie wierzyli w to, co chciałem im przekazać. Podchodzili do tego bardzo sceptycznie, a teraz są prekursorami. Ważną rolę odegrała postawa Adama Kokoszki oraz bramka Sebastiana Mili z Niemcami. Gdy strzelał, to pomyślałem sobie, że teraz chłopaki już z pewnością przekonają się, że to rzeczywiście działa. No i uwierzyli, że jeśli Sebastian dał radę, to oni też ciężką pracą mogą powalczyć o reprezentację.

Ale to co – w szatni było wcześniej sporo szydery?
Podejście było sceptyczne. Z biegiem czasu pojawiały się pytania – Po co nam się to przyda? Dlaczego tak? Jaki to ma pływ? To dowodzi, że zawodnikom trzeba uzmysławiać takie rzeczy, dokładnie wszystko tłumaczyć. Dobrym okresem na to są obozy, na których jest więcej czasu, więc mogłem to bardziej szczegółowo wyjaśnić. Zawodnik musi być świadomy, po co wykonuje konkretne ćwiczenia. Wtedy może się w pełni zaangażować.

Ideał pod względem motoryki to dla Pana...
Cristiano Ronaldo, chociaż ma parę mankamentów. Nic o nich nie powiem jednak, bo się będą śmiali, że trener z Polski, jeszcze młody, wytyka błędy Ronaldo (śmiech). Jest fenomenem, jest najlepszy. Nawet zwolennicy Messiego przyznają, że motorycznie piłkarz Realu jest lepszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska