Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli kochać, to nie indywidualnie - przekonywali nas ze sceny. Ale właściwie co to może znaczyć?

Janusz Michalczyk
Szczęściem należy się dzielić z bliźnimi. Tak można by skomentować postępek trzech mężczyzn z Tajlandii, którzy niedawno wzięli ślub. Nie znaczy to wcale, że każdy z nich związał się w tym samym czasie z wybranką swego serca. Prawda jest bardziej skomplikowana, więc podpowiadam - są gejami.

Jeśli teraz doszliście do przekonania, że ślub (jednopłciowy) wzięło dwóch z nich, a trzeci robił im zdjęcia weselne, to również się mylicie. Otóż, oni zawarli małżeństwo trzyosobowe - Państwo Młodzi to cała trójka! Domyślam się, że w tym momencie większość czytelników wzdrygnęła się na myśl, że w Azji zboczeńcy mają jak w raju.

Dla mnie rzecz jest o tyle ciekawa, że na pierwszy rzut oka nie widać specjalnych korzyści ze związku trzyosobowego, których nie byłoby w związku dwuosobowym, za to gigantycznie rośnie ryzyko nieporozumień, powstaje pożywka dla niezdrowej rywalizacji i chorobliwej zazdrości. No i jak wygląda rozwód? Dwóch wyrzuca z domu trzeciego czy każdy idzie swoją drogą?

Właściwie nietypowe małżeństwa nie są niczym nowym. Weźmy choćby mormonów, u których związki tworzy jeden mężczyzna i dowolna liczba kobiet. Tam nie ma żadnej demokracji, liberalizmu czy partnerstwa - facet jest królem, reszta ma go słuchać i jest porządek jak w gułagu.

Wiem, że myśl, którą za chwilę się z wami podzielę, jest karkołomna, lecz zawczasu wyjaśniam, że jej podstawowym walorem jest możliwość odświeżenia zatęchłej atmosfery w polskiej polityce. Tak jak trzy osoby stworzyły w Tajlandii miłosny związek - tak w naszym kraju mogłaby rządzić dwójka... prezydentów. Nie rozumiecie? Nie prezydent z żoną lub prezydentka z mężem. Nie jeden po drugim, ale jednocześnie. Związek prezydenta z narodem byłby zmodyfikowany mianowicie do układu: dwóch prezydentów - jeden naród. Nieco inne trójkąty już przecież w historii mieliśmy, bo trafili się nam królowie, którzy jednocześnie rządzili np. Polską i Litwą albo Polską i Węgrami.

A teraz zastanówmy się, jakich korzyści moglibyśmy się spodziewać. Przede wszystkim - elastyczność. Weźmy parę: Bronisław Komorowski i Magdalena Ogórek. W zależności od sytuacji Komorowski grzmiałby na imperialistyczną politykę Kremla lub Ogórek dzwoniłaby do Putina, by porozmawiać o pokoju, przy czym - zauważmy - żadne z nich nie straciłoby twarzy. Jakże łatwo byłoby uniknąć różnych gaf?! Komorowski przykro się przejęzyczył, mówiąc o "ofiarach Żołnierzy Wyklętych" zamiast Żołnierzach Wyklętych jako ofiarach. W ustach prezydent Ogórek, taszczącej bagaż postkomuny, "ofiary Żołnierzy Wyklętych" są jak najbardziej na miejscu. Gdyby podczas wizyty w Japonii Ogórek żartowała o gejszach, byłoby to nieco wulgarne, ale Komorowski nazywający generała Stanisława Kozieja szogunem, jest zabawny prawie jak Benny Hill. Kolejna wspaniała para: Andrzej Duda i Anna Grodzka. Dzięki niemu respekt dla Pałacu Prezydenckiego mieliby ci, którzy wyznają konserwatywne wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna, Radio Maryja. Ona z łatwością zyskałaby wsparcie liberalnych środowisk, gotowych umrzeć za gender.

Prekursorami rewolucyjnych rozwiązań są często ludzie kultury. W Kabarecie Starszych Panów śpiewano: "Jeżeli kochać, to nie indywidualnie, jak się zakochać, to tylko we dwóch (...)". Czyli w zasadzie da się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska