Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

House of Cards sezon 3. Frank Underwood powraca, ale wcale nie w wielkim stylu [RECENZJA] [SPOILERY]

Arlena Sokalska
Netflix/Melinda Sue Gordon
[HOUSE OF CARDS SEZON 3] W trzecim sezonie Frank Underwood (Kevin Spacey) dopiął swego. Jest prezydentem USA, ale musi walczyć o reelekcję. I przekonuje się, że trudniej utrzymać władzę niż ją zdobyć. A najgorsi wrogowie to ci, którzy są najbliżej. Główną osią sezonu jest szekspirowski konflikt prezydenta Underwooda z własną żoną, Claire (Robin Wright), która nie chce być typową pierwszą damą i ma własne ambicje polityczne.

3. sezon „House of Cards" został opublikowany przez Netflix dokładnie tak samo jak poprzednie - w dniu premiery widzowie otrzymali dostęp do wszystkich odcinków serii. I tak jak poprzednio rozpoczął się gorączkowy bieg - kto pierwszy obejrzy całość. A ta nieco rozczarowuje. Po pierwszej serii byliśmy wstrząśnięci. Cynizm i pragmatyzm Franka Underwooda w walce o władzę sprawił, że stał się on popkulturową ikoną prawdziwie skutecznego polityka. W drugim sezonie twórcy wstrząsnęli widzami serwując im od razu w pierwszym odcinku okrutne morderstwo dziennikarki i zarazem kochanki Underwooda, Zoe Barnes. Szokujące tym bardziej, że mordercą był właśnie Underwood.

Rozmowa z twórcą House of Cards | Michael Dobbs: Polityka to twardy biznes

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

W serii trzeciej takiego wstrząsu już nie ma. Owszem, zaskakujące jest to, że Doug Stamper (Michael Kelly), człowiek od czarnej roboty nowego prezydenta jednak przeżył. Twórcom serialu udało się to ukryć przed widzami - podczas kręcenia scen z jego udziałem plan filmowy był ściśle strzeżony przed osobami postronnymi, a nazwisko aktora nie pojawiało się nawet w hotelowych rezerwacjach ekipy.

To jeden z sukcesów „House of Cards", drugim jest niewątpliwie wątek rosyjski. W trzecim odcinku prezydent Underwood spotyka się z prezydentem Rosji Wiktorem Pietrowem (Lars Mikkelsen) , ewidentnie wzorowanym na Władimirze Putinie. Zapowiadany od dawna udział aktywistek z Pussy Riot jest właściwie kwiatkiem do kożucha, bo nic nie wnosi do wydarzeń w serialu. Ale scena, w której obaj prezydenci popisują się swoimi wokalnymi umiejętnościami jest naprawdę zabawna, podobnie jak pocałunek wyciśnięty na ustach zaskoczonej pierwszej damy, Claire Underwood. „To bandyta” - mowi o Pietrowie Underwood, ale cóż, wiemy, że w tym wypadku trafił swój na swego.

Co prawda w trzeciej serii Underwood już osobiście nie zabija - trochę nie ma jak, bo przecież cały czas towarzyszy mu ochrona. Ale gdy widzimy go samotnego, na cmentarzu, teoretycznie w intymnej scenie nad grobem ojca, Frank znów szokuje - oddaje mocz na pomnik z nazwiskiem przodka (tak zaczyna się seria trzecia). A będąc sam w kościele Frank pluje na figurę Chrystusa, która za chwilę upada na podłogę prawie go miażdżąc.

Underwood zapomina, a może nigdy o tym nie wiedział, że pycha zawsze kroczy przed upadkiem, a utrzymanie władzy jest trudniejsze niż jej zdobycie. Serialowy prezydent jest słaby. Ma niskie notowania, a nawet jego własna partia uważa, że jest przypadkowym człowiekiem w Białym Domu. Przez większą część serii Frank walczy o nominację w partyjnych prawyborach, a ma nie lada przeciwniczkę - kobietę.

Ale jego głównym rywalem jest własna żona. Claire ma swoje ambicje polityczne i nie zamierza być typową pierwszą damą. Chce zostać ambasadorem przy ONZ, a w przyszłości prezydentem Stanów Zjednoczonych. Bardzo szybko znika „my”, jak zawsze mówili państwo Underwood planując zdobycie władzy, a pojawia się „ja”. O dziwo, w starciu z własną żoną bezwzględny Frank często przegrywa. To ona jest bardziej cyniczna, bardziej pragmatyczna, a w internecie już pojawiają się głosy, że to będzie najbardziej znienawidzona postać serialowa wszech czasów Cóż, sprawić, by w widzach zalęgł się cień współczucia wobec takiego zimnego drania jak Underwood nie jest łatwo. I przyznać trzeba, że lodowate starcia Underwoodów są zawsze najlepszymi momentami w odcinkach.

Ostatnia zaś scena w serialu, gdy Claire bierze torebkę i mówi „Odchodzę” jest znakomitym punktem wyjścia do serii czwartej. W końcu na plakatach wyborczych widzimy hasło „Underwood 2016”. Ostatni kwadrans serialu to znakomita, prawdziwie szekspirowska scena kłótni między małżonkami. Ale Claire zarzucająca kłamstwa Frankowi jest absolutnie cyniczna - po wizycie w domu kobiety, która nie zamierza poprzeć jej męża w wyborach, Claire już wie, że Frank nie ma szans na wygraną w wyborach. Zostawia go, bo Frank nie jest jej do niczego potrzebny - a wręcz przeciwnie jest obciążeniem.

A jednak mimo wszystko trzeci sezon „House of Cards" jest mniej interesujący od poprzednich, bo właściwie wszystko już w nim było. Zresztą to nigdy nie był najlepszy serial polityczny, jaki wyprodukowano. Znacznie więcej o prawdziwej polityce można się dowiedzieć choćby z duńskiego „Borgen” czy „The Good Wife”. Ale „House of Cards” jest elementem popkultury i jednym z tych seriali, które po prostu wypada znać. Nieprzypadkowo internetowy satyryczny „Asz Dziennik” przez cały piątek relacjonował na Twitterze wyimaginowaną wizytę prezydenta Underwooda w Polsce. I choć trzecia seria „House of Cards” nie jest już tak udana jak poprzednie, to w ogólnym odbiorze nie będzie to miało większego znaczenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: House of Cards sezon 3. Frank Underwood powraca, ale wcale nie w wielkim stylu [RECENZJA] [SPOILERY] - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska