Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oscar to nagroda filmowa, a "Ida" to film, nic więcej.Nie uczmy się historii z "Potopu",bo nie zdamy

Arkadiusz Franas
No i mamy kumulację. Nie myślę teraz o tej bardzo popularnej grze losowej, co to kumuluje marzenia wszystkich Polaków o zostaniu milionerami w myśl biblijnej zasady: "Nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi". Każdy ma prawo do takich marzeń. I żeby nie było czuć swądu obłudy, to przyznaję, że sam tak czasami sobie marzę... Ale dziś o czymś innym trochę. O kumulacji złych uczuć, żeby nie powiedzieć nienawiści, jaka pojawiła się w momencie, gdy film Pawła Pawlikowskiego "Ida" zdobył Oscara.

A tak naprawdę działo się to już dużo wcześniej, gdy tylko szansa na taką nagrodę się pojawiła. Po raz kolejny starły się siły lewaków i tych wszystkich, którzy dzięki owym lewakom czują się coraz lepiej, czyli wszelkich odmian antylewaków. Jedni zarzucają, że w filmie jest za dużo elementów antysemickich, a drudzy, że filmowcy zakłamują historię i szerzą antypolonizm.
Normalnie takie sytuacje komentuję jednym słowem: Jezuuuu... i nie wdaję się w dyskusję. Ale czasami trudno wytrzymać. Dlaczego my wszędzie musimy doszukiwać się spisku? Ci z lewej strony, którzy uważają przez swój daltonizm społeczny, że każdy człowiek jest jednaki i niczym między sobą się nie różnimy. I wszędzie widzą rasizm, ksenofobię, antysemityzm, homofobię i co tylko Państwo sobie życzą. I nie są w stanie zrozumieć, że nie każdy, któremu zdarzy się nawet pośrednio skrytykować Żyda, nie jest kolejnym wcieleniem Adolfa Otto Eichmanna. Przypomnę tylko, że to ten zbrodniarz wojenny, którego zadaniem w III Rzeszy było wykonie planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. I gdyby owi spadkobiercy radzieckiego systemu indoktrynacji bardziej uważali na lekcjach fizyki, zamiast co rusz sprawdzać, czy koleżanka (lub kolega) czymś się od nas różnią tu i ówdzie, to zauważyliby istnienie III zasady dynamiki Newtona. W skrócie brzmi tak: "Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, lecz przeciwnie zwrócona". I tak faktycznie odradzają się różne pomysły, które na zasadzie sprzeciwu dla zasady i zmęczenia materiału twierdzą, że Polska ponad wszystko, a lewacy chcą nas zniszczyć. Właśnie przez takie filmy, jak "Ida".

Tylko jakoś jedni i drudzy zapominają o pewnym kluczowym słowie: film. To nie jest podręcznik historii. Cały świat nie analizuje jego scen jak interpretacji zachowań jednego czy drugiego narodu, bo duża część widzów nawet nie bardzo kojarzy, gdzie akcja się dzieje. Czy "Lotna" Andrzeja Wajdy traci na wartości przez to, że powiela stereotypowy mit propagandy niemieckiej o nigdy niemających miejsca szarżach polskiej kawalerii na niemieckie czołgi? Nie, to bardzo ładny artystyczny obraz o czymś kompletnie innym. Czy zakazać wyświetlania "Pancernika Potiomkina" Siergieja Eisensteina dlatego, że gloryfikuje rewolucyjny zryw marynarzy przeciw carskiemu dowództwu? Oddam głos samemu Pawlikowskiemu, który w jednym z wywiadów powiedział: "Nie ma jednej prawdy o wszystkim, jest wiele ludzkich zachowań, przypadków, paradoksów. (...) Sztuka to spojrzenie na świat pod włos. Znalezienie jakiejś formy i mądrości o świecie". Dokładnie.

Nie traktujmy "Idy", "Lotnej czy "Potopu" Henryka Sienkiewicza jako zapisu historycznego. Gdybyśmy tylko po przeczytaniu Trylogii polskiego noblisty próbowali podejść do egzaminu z historii Polski wieku XVII, to zaręczam, że nie zdamy. Pawlikowski zdał celująco egzamin "tylko" ze sztuki filmowej. I o tym pamiętajmy, oglądając nie tylko "Idę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska