Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem do idoli lepiej nie podchodzić

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber, szef działu Sport
Wojciech Koerber, szef działu Sport Janusz Wójtowicz
Na początek rzucę głośnym nazwiskiem, nic nie sprzedaje bowiem gazety lepiej jak Rafał Dutkiewicz, zwłaszcza internetowego wydania, bo można sobie złorzeczyć anonimowo lub po prostu bluzgać bez opamiętania.

Mianowicie przed niedawnymi wyborami obiecywał prezydent cotygodniowe spotkania z mieszkańcami, jeśli tylko prolongują jego królowanie. Pisałem wówczas, że trzeba być wyjątkowej konstrukcji człowiekiem, by w danej chwili umieć obiecać gruszki na wierzbie i nie mieć z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia. No, okazało się właśnie, że - jak to ludzie prezydenta ujęli - do końca roku terminy są już zajęte. No zajęte są po prostu. Jest więc nasz prezydent w służbie miastu trochę jak służba zdrowia w służbie Rzeczposplitej. Zapisywać można się jak najbardziej, lecz nie wcześniej jak na 2016. Cóż, polityczne wygi wiedzą, że nie ma nic starszego jak wczorajsza gazeta. Że gazeta żyje jeden dzień, stąd ludzie szybko o tych sprawach zapomną. A później znów się im coś obieca.

Piłkarzowi Legii Radoviciowi, ikonie z Łazienkowskiej, jakiś drugoligowy chiński klub obiecał właśnie 20 mln zł za 20 miesięcy. I Radović nie chce już po strzelonych golach z kciuka oraz palca wskazującego elki składać, woli do Chin trafić. Innymi słowy - woli trafić szóstkę w totka. Kibice są ślepi, wyczuwają zdradę, potępiają człowieka, który kształcił się w zawodzie sportowca.

A przecież to zawód jak każdy inny, wy też jeździcie za lepszą robotą do Warszawy lub na wyspy. Wszyscy jesteśmy słoikami, gdy o życiowy dobrobyt chodzi. Zatem Radoviciowi życzę jak najlepiej, trzymam kciuki, by chiński pracodawca nie okazał się wydmuszką i klubem krzakiem. Otóż Piotr Świerczewski, nasz wicemistrz olimpijski z Barcelony, wypuścił swego czasu dziennikarza dużej ogólnopolskiej gazety, że dostał ofertę z chińskiego klubu Sikamtu Sikamtam. Google nie mogły się jeszcze cieszyć dzisiejszą popularnością, bo tenże dziennikarz wpuścił informację na łamy...

Do czego zmierzam? Mianowicie znajomi pytają niekiedy, którym klubom kibicuję i wierzyć nie chcą, że nikomu. Sam przepuszczałem to zjawisko przez własny proces myślowy, próbowałem sobie tłumaczyć, że kiedyś byli wychowankowie, a dziś ich nie ma. Że kiedyś na Oporowską chodziłem dla Tarasiewicza, Rudego i Prusika, na Mieszczańską dla Zeliga, Zielińskiego i Prostaka, a na Olimpijski dla Piekarskiego, Lecha i Szuby. I coś w tym jest, że były to swojaki, rdzenne bądź zasymilowane.

Prawda jest jednak taka, że z dziecięcych emocji odarł mnie zawód dziennikarza i jest to prosty mechanizm. Otóż dawno, dawno temu do tych bohaterów dostępu nie miałem. Mogłem co najwyżej przykleić nos do siatki oddzielającej miejsca stojące od parku maszyn - dziś na te miejsca stojące już nie wpuszczają, czego zrozumieć nie potrafię - no więc mogłem spoglądać na tych żużlowców przez kratę i idealizować ich sobie w dziecięcy sposób. A dziś? Z racji profesji mam do nich, niestety, łatwiejszy dostęp. Dziś to na moich oczach wielu zmienia maskę na gorszą. Traci pokorę, obrasta w butę. Dziś już znam drugą stronę medalu i wiem, kto jest burakiem, kto mnie oszukał, a kto olał. Stąd dziś wyszukuję tylko perełki i kibicuję jednostkom. Z nadzieją, że nos mnie nie zwiedzie. A że nie jestem kolekcjonerem sławnych znajomości, do buraków na kolanach podchodzić nie muszę. Nie podchodzę w ogóle.

Zatem sport to zawód jak każdy inny, a jeśli macie jakichś idoli, to - taka moja rada - czasem lepiej nie podchodzić do nich bliżej. Czasem lepiej pozostać dzieckiem i patrzeć na świat zza siatki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska