Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Polska to jeden wielki skansen?

Wojciech Koerber
Zaczęła się walka o fotel prezydenta, w którym drzemie sobie dostojnie Bronisław Komorowski. Niekiedy przysypia podczas własnych przemówień, co - paradoksalnie - czyni go mężem jeszcze bardziej poczciwym i godnym zaufania. Mamy wówczas do czynienia ze zjawiskiem, które obecni specjaliści od wystąpień publicznych nazywają "zarządzaniem ciszą". To taka celowo stosowana pauza, przerwa mająca zbudować napięcie. Niekiedy sam stosuję, gdy np. skleją się kartki ze scenariuszem. Tak, zarządzanie ciszą to wyższa szkoła jazdy, znamionuje siłę spokoju i niemałe doświadczenie. No więc Komo-rowski nie podnosi głosu, nie unosi się. Jak w tym dowcipie o emerytach - z uniesień pozostało im uniesienie brwi, a ze wzruszeń - wzruszenie ramion.

A konkurencja? Otóż konkurencja przypomina mi młodszy odłam kolegów dziennikarzy. Nazywam ich bohaterami własnej opowieści, bo krzyczą głośno, lecz bez sensu. I głównie o sobie. Znam takich, co piszą teksty pochwalne na swój własny temat. I piszą, że ich obecność na imprezach podnosi rangę wydarzenia. Są zakochani w sobie z wzajemnością.

Konkurencja pana Bronka na tym jest właśnie etapie - musi wykrzyczeć swoje miejsce na ziemi. Andrzej Duda zaczął jak rasowy polityk - od oszustwa. Że niby z czapy podczas konwencji przemawiał, że niby na talencie jechał. No a kilka dni później bohatersko udzielił na stoku pomocy poszkodowanemu, koledze posłowi z PiS-u. Ustawka? W Polskę ruszył skromnym dudabusem, autosanem, by jasny poszedł w świat przekaz - Tusk mógł się wozić jak panisko, ja jestem jednym z was. To czym wyruszy w Polskę wymyślona przez Leszka Millera urocza pani Magda? Ogórkiem?

Wszyscy oni chcą zmieniać z nami Polskę, a potrzebę zmian dostrzegamy niemal wszędzie. Otóż korzystając z kilku dni urlopu, odwiedziłem Szklarską Porębę. I wiecie co? Gdyby nie reklamy, można by tam kręcić kolejne odcinki "Stawki większej niż życie".

Ten nasz kurort wciąż jest szary i paskudny, a domostwa nie doczekały się remontu od dziesiątków lat. Bida! Tak bardzo kłuje ona w oczy, gdy podjedziemy kilka ledwie kilometrów dalej, do czeskiego Harrachova. Czysto, kolorowo, nowocześnie, nawet śnieg jakiś taki bielszy, a droga szersza. Tak, jesteśmy biedakami. Nie na tle Niemców. Już na tle Czechów.

Wierzcie mi, nie jestem zwolennikiem negatywnego nakręcania się. Próbuję dostrzegać jasną stronę Księżyca, czego starał się nas uczyć Leo Beenhakker, a było mu o tyle łatwiej, że co miesiąc przytulał 100 tys. euro. Dostrzegam zatem, ile zbudowaliśmy ostatnio pięknych futbolowych obiektów. Dziś na palcach jednej ręki, i to należącej do drwala po przejściach, zliczymy wszystkie poważne ośrodki, które na taki stadion wciąż czekają. Ale to tylko moda, przekłamuje rzeczywistość. I jedno mnie martwi: Skansen Olimpijski we Wrocławiu. W Toruniu piękną MotoArenę postawiono za 96 mln złotych. Tymczasem u nas za 120 baniek jesteśmy w stanie wykonać jedynie lifting zmurszałego stadionu. Dawno, dawno temu na obiekt wchodziło 60 tys. ludzi. Po remoncie zaczęło się mieścić 30 tys., a po najbliższym trybuny mają pomieścić 11 tys... Jeden gigant w mieście wystarczy, lecz czy o taki skansen walczyliśmy? Działacze z Planicy i Vikersund od lat remontują na przemian swoje mamucie skocznie, pogłębiając zeskok i czyniąc je bardziej mamucimi. Efekt rywalizacji - kolejne rekordy świata. A Olimpijski z każdym remontem mniejszy. Nie za dużo zagrabiamy pod siebie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska