Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna. Cracovia - Śląsk 1:1 [RELACJA]

Jakub Guder
fot. Paweł Relikowski
Śląsk Wrocław zremisował na wyjeździe z Cracovią 1:1. Swoją pierwszą bramkę dla WKS-u strzelił Peter Grajciar.

Gdyby ktoś po pierwszej połowie meczu z Cracovią powiedziałby Śląskowi, że do Wrocławia przywiezie jeden punk, to pewnie wszyscy wzięliby to z pocałowaniem ręki. Po ostatnim gwizdku jednak było trochę niedosytu, bo brakło raptem pięciu-siedmiu minut, by wygrać.

Przyznajmy - to nie był dobry mecz WKS-u. Zwłaszcza pierwsza połowa. To “Pasy” atakowały, miały inicjatywę, stwarzały sytuacje. Inna sprawa, że krakowianie byli albo bardzo nieporadni pod bramką, albo nieźle spisywali się wrocławscy obrońcy lub bardzo pewnie bronił Jakub Wrąbel. Nastolatek stanął między słupkami zamiast Mariusz Pawełka, który podczas spotkania z Legią nabawił się kontuzji małego palca i ostatecznie nie był w stanie wczoraj zagrać.

Wrąbel tymczasem emanował spokojem i opanowaniem. Łapał wszystkie piłki, a potrafił wykazać się też refleksem i kocią zwinnością kiedy to w 48 min. świetnie wybił zmierzającą pod poprzeczkę główkę Denissa Rakelsa.

Prowadzenie WKS-u na początku drugiej połowy było dość niespodziewane. Gola strzelił Peter Grajciar, który cała pierwszą część spotkania był właściwie zupełnie niewidoczny. Po ładnym dośrodkowaniu Dudu z lewej strony w polu karnym Cracovii zrobiło się zamieszanie, Krzysztof Pilarz zbił piłkę, która trafiła wprost pod nogi Słowaka, a ten z najbliższej odległości trafił do siatki. Co ciekawe do zmiany przygotowany już wcześniej był Mateusz Machaj, ale Tadeusz Pawłowski postanowił, że poczeka jeszcze kilka minut. No cóż - opłaciło się.

Piłkarze Roberta Podolińskiego zaczęli jeszcze bardziej nacierać, ale nie byli w stanie wyrównać. Śląsk bronił się mieszanką szczęścia i umiejętności, a też sam mógł załatwić sprawę dobijając przeciwników. Przy takiej nieskuteczności Cracovii bramka na 2:0 pewnie załatwiłaby sprawę. W 87 min. WKS wyszedł z kontrą, miał przewagę liczebną w polu karnym, wystarczyło, że Flavio podałby w bok do zupełnie niepilnowanego Tomasza Hołoty, a ten dostawiłby stopę i byłoby po meczu. Portugalczyk jednak zachował się bardzo egoistycznie i huknął na bramkę, wysoko nad poprzeczką.

To się zemściło. Minutę później bramkę wyrównującą po szybkiej kontrze strzelił Marcin Budzyński, a Flavio usiał na ławce rezerwowych...

Jeśli ktoś jednak myśli, że to koniec emocji, to się myli. Obie drużyny czuły, że wciąż mogą powalczyć o pełną pulę no i Śląsk... strzelił gola. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał grający tego dnia na prawej obronie Hołota. Gości oszaleli z radości, ale cieszyli się tylko kilkadziesiąt sekund... Główny arbiter Bartosz Frankowski skonsultował decyzję z liniowym i wskazał, że był spalony. No i chyba faktycznie Hołota był kilkadziesiąt centymetrów za obrońcą. Szacunek dla sędziego za sokole oko.
- Na to nas dzisiaj było stać. W dwa dni mało który zespół w Europie jest w stanie się zregenerować. Czapki z głów przed chłopcami - powiedział po spotkaniu Pawłowski i raz jeszcze powtórzył, że nie miał obaw stawiając między słupkami na Jakuba Wrąbla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska