Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legnica: Złamał chłopcu nogę, wyrok w czwartek

Zygmunt Mułek
Proces ze względu na dobro dziecka jest utajniony
Proces ze względu na dobro dziecka jest utajniony fot. piotr krzyżanowski
Przed legnickim Sądem Rejonowym zakończył się głośny proces 29-letniego Marka Ł., oskarżonego o skatowanie i złamanie nogi siedmioletniemu Arturowi. W poniedziałek został przesłuchany ostatni świadek.

Mowy końcowe wygłosili prokurator Mariusz Kluczyński i mecenas Marek Michalski. Sąd ogłosi wyrok w najbliższy czwartek.

Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Mogliśmy porozmawiać więc o tej sprawie tylko na korytarzu. Prokurator zażądał dla Marka Ł. dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 8 tys. zł grzywny. - Oskarżony konsekwentnie przyznaje się do winy i wyraża skruchę - powiedział nam prokurator Kluczyński. - Jako prokurator stoję na stanowisku, że jego czyn miał charakter chuligański. Sąd może wyeliminować ten czyn i wyrok wówczas będzie niższy.

Obrońca prosił sąd o wymierzenie kary jednego roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 5 tys. zł grzywny. Oskarżony nie komentuje przebiegu procesu.

Zdarzenie miało miejsce 21 sierpnia na skrzyżowaniu ulic Daszyńskiego i Czarnieckiego w Legnicy. Arturowi odbiła się piłka od krawężnika i wpadła pod stojące na czerwonym świetle auto. Wybiegł z niego Artur Ł., podniósł chłopca i dwa razy kopnął go w nogę. Potem rzucił dziecko na chodnik i odjechał. Artur przeszedł bardzo skomplikowaną operację, teraz przechodzi rehabilitację. Dotąd, z tego powodu, uczył się w domu. We wtorek po raz pierwszy ma pójść do szkoły na zajęcia lekcyjne w pierwszej klasie.

Mimo że proces był utajniony, światło dzienne ujrzały niektóre fakty. Wiadomo, że sprawca skończył studia i nie był karany. Feralnego dnia jechał do szpitala, bo zmarł jego dziadek. - Nie ma co ukrywać, że chłopcy rzucali śliwkami na jezdnię - opowiadała nam mama kolegi Artura, z którym tego dnia był koło przejścia. - Ale kierowca nie powinien tak skatować dziecka.

Babcia Artura, Władysława Deryj, wspomina, że przed Bożym Narodzeniem obrońca zaprosił ją do kancelarii i dał paczkę i piłkę. - Ale prosił, żeby o tym nikomu nie mówić - mówi pani Deryj. - A potem opowiadał o tym w sądzie. Nie wiem, co o tym sądzić. Chłopca czeka jeszcze bolesna operacja wyciągnięcia stabilizatorów z nogi. Pojedziemy do sanatorium - dodaje babcia Artura.

Druga babcia Artura Grażyna Leszczyńska podkreśla, że kierowca powinien przyprowadzić dziecko do rodziny, wezwać policję, ale nie katować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska