Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk będzie miał dwóch nowych błogosławionych

Agata Grzelińska
Peruwiańczycy mówią o o. Zbigniewie (z prawej) i o. Michale "nasi święci". Są pierwszymi męczennikami za wiarę w tym kraju
Peruwiańczycy mówią o o. Zbigniewie (z prawej) i o. Michale "nasi święci". Są pierwszymi męczennikami za wiarę w tym kraju Fot. Archiwum zakonu franciszkanów
We wtorek papież Franciszek promulgował (uprawomocnił) dekrety męczeństwa ojców Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego. To znaczy, że wydał zgodę na beatyfikację dwóch polskich franciszkanów, zamordowanych przez terrorystów z organizacji Świetlisty Szlak w Peru w 1991 roku.

Wiadomość o bliskim już wyniesieniu na ołtarze ojców Zbigniewa i Michała cieszy nie tylko mieszkańców Andów, którzy nazywają ich swoimi świętymi, ale także Polaków. W tym Dolnoślązaków, zwłaszcza z Legnicy i Pieńska, którzy mieli okazję poznać osobiście obu franciszkanów. Obaj bowiem, zanim wyjechali na misję do Peru, pracowali przez dwa lata na Dolnym Śląsku.

Sprawiedliwa złota rączka

O. Zbigniew Strzałkowski urodził się w Zawadzie koło Tarnowa w 1958 roku. Po ukończeniu technikum mechanicznego najpierw pracował w państwowym ośrodku maszynowym, a potem wstąpił do zakonu franciszkanów w Krakowie. Marzył o wyjeździe na misje. Po święceniach, które przyjął z rąk kard. Henryka Gulbinowicza - we Wrocławiu, w kościele św. Karola Boromeusza przy ul. Kruczej,7 czerwca 1986 roku - został skierowany na dwa lata do pracy w Legnicy. Był wychowawcą i wicerektorem w Niższym Seminarium Duchownym (dziś jest to prowadzone przy klasztorze franciszkanów Katolickie Liceum Ogólnokształcące). Jego uczniem przez rok był Jan Szewek z Kątów Wrocławskich, który jest franciszkaninem.
- Doskonale pamiętam o. Zbigniewa. Robił na nas ogromne wrażenie. Widzieliśmy, że on naprawdę żył tym, co mówił - wspomina o. Jan Maria Szewek. - Był bardzo sprawiedliwy. Nie miał względu na osoby. Gdy dobry uczeń coś przeskrobał, potrafił go upomnieć. I tak samo, gdy słaby uczeń zasłużył, ojciec Zbigniew chwalił go publicznie. Był dla nas autorytetem.
Młodym chłopakom w męskiej szkole imponował też kondycją. Był człowiekiem wysportowanym. Miał wykonaną własnoręcznie sztangę i ciężarki. Był złotą rączką. Potrafił wszystko zrobić. - Gdy trwał remont poddasza, które było adaptowane na internat, Zbigniew nadzorował robotników budowlanych i sam z nimi pracował - opowiada o. Szewek. - Wiązał chustkę na czole i nosił razem z nimi wiadra gruzu.

Michał z gitarą

O. Michał Tomaszek urodził się w Łękawicy koło Żywca. Był o dwa lata młodszy od Zbigniewa. Zanim wstąpił do zakonu, uczył się w tym samym legnickim Niższym Seminarium Duchownym. Nie najlepiej szło mu z matematyki, ale był bardzo pracowity i maturę zdał na czwórkę. Podczas tej samej mszy świętej, 7 czerwca 1986 r. we Wrocławiu, przyjął święcenia diakonatu, a rok później w Krakowie kapłańskie. Pierwszą i jedyną placówką w Polsce, gdzie pracował, zanim wyjechał do Peru, była parafia św. Franciszka z Asyżu w Pieńsku, koło Zgorzelca.
- Michał był bardzo pogodny. Grał w siatkówkę. Bardzo go lubiły dzieci i młodzież, z którymi miał świetny kontakt. Śpiewał, grał na gitarze i tym ich przyciągał, miał dla nich wielkie serce - wspomina o. Marek Kustroń, gwardian klasztoru w Pieńsku, kolega o. Michała z seminarium i z parafii. - Ludzie tutaj cały czas wspominają, że Michał udzielał im ślubu albo chrzcił ich dziecko. Wszyscy cieszymy się ogromnie z tej wtorkowej wiadomości.

Zabici za wiarę i pomoc

Jan Szewek i jego koledzy z klasy obliczyli, że gdy o. Zbigniew po raz pierwszy po trzech latach przyjedzie z Peru na urlop do Polski, będą po maturze. Chcieli się z nim spotkać we wrześniu, ale nie zdążyli.
Obaj zakonnicy marzyli o misjach. W listopadzie 1989 roku wyjechali do bardzo biednej wsi w Peru. Wysoko w Andach ludzie żyli tam wtedy bez prądu, bieżącej wody, telefonu, radia. Razem z Dobrą Nowiną franciszkanie z Polski przynieśli do Pariacoto szkołę, prąd, radio, telefon. Miguel (tak go nazywali) pracował z młodzieżą i dziećmi, a Zbigniew zajmował się opieką medyczną. Wybuchła tam akurat w okolicy epidemia cholery.
Jednak nie wszyscy byli zadowoleni z tego, że franciszkanie głoszą ubogim naukę Chrystusa. 9 sierpnia 1991 roku, gdy ojcowie skończyli odprawiać mszę świętą, za drzwiami kościoła czekali już na nich uzbrojeni terroryści z maoistowskiej organizacji Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak). Związali franciszkanów i dwoma samochodami wywieźli ich za wioskę. Tam odczytali wyrok śmierci. Za co? Za głoszenie pokoju, modlitwę i rozdawanie ludziom żywności od kapitalistów. Wykonali go, strzelając misjonarzom w tył głowy. Na plecach o. Zbigniewa oprawcy zostawili tabliczkę z napisem: "Tak umierają lizusy imperialistów". Jak zginęli polscy franciszkanie, opowiedziała siostra Berta, która była świadkiem egzekucji. Terroryści oszczędzili jej życie.

Ze Słońcem Peru

Proces beatyfikacyjny ojców Zbigniewa i Michała na szczeblu diecezjalnym rozpoczął się w Pariacoto w 1996 roku. W piątek (13 lutego) odbędzie się tam spotkanie, na którym zostaną ustalone szczegóły.
- Możliwe, że zapadnie też decyzja o dacie beatyfikacji - mówi o. Szewek, który od razu wiedział, że będą wyniesieni na ołtarze. - Są przecież męczennikami za wiarę.
Błogosławionym będzie też Włoch ks. Alessandro Dordi, zabity przez Świetlisty Szlak kilka dni później, i abp Oscar Arnulfo Romero z Salwadoru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska