Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzecznik rządu jak dobroczynność

Agata Grzelińska
Od kilku dni telewizyjne (i nie tylko) serwisy informacyjne raczą nas "dramatycznym" serialem z panią premier, co to nie ma rzecznika rządu. Nie dość, że od kilku dni mówi się o kimś, kogo właściwie nie powinniśmy oglądać, a przynajmniej nie za często, to jeszcze robi się z tego informację numer jeden. Może jako pracownik mediów jestem w tej kwestii skrzywiona, ale naprawdę nie wydaje mi się, żeby dla czytelników, widzów, słuchaczy czy internautów była to wiadomość, bez której nie mogą spokojnie zasnąć. Co innego - dla kandydatów na następcę Iwony Sulik, ale iluż ich może być?

Jak ważny jest dobry rzecznik, dobrze wie każdy dziennikarz. Tak samo jak każdy prezes firmy wie, że ani rusz bez dobrej sekretarki, bez której nie ogarnąłby mnóstwa spraw. Ale czy kiedykolwiek wszystkie media trąbiły, że na przykład nowy prezes KGHM szuka nowej sekretarki? Nie. Może dlatego, że prawdopodobnie taki "opuszczony" top menedżer byłby śmieszny i mało wiarygodny?

Z rzecznikiem prasowym jest trochę jak z dobroczynnością. Wiemy, że jest niezbędna. Doceniamy i podziwiamy, ale jakoś nie lubimy, gdy sama siebie eksponuje i chwali. Dziennikarze cenią najbardziej takich rzeczników, którzy sami się raczej nie wypowiadają, potrafią natomiast zorganizować spotkanie ze swoim szefem lub kimś równie ważnym z firmy i jeszcze przekonają go, że sto razy lepiej i wiarygodniej zabrzmi, gdy to on zaprezentuje stanowisko firmy.

Nie przepadamy za wychwalającymi samych siebie za dobre uczynki. Przypomina mi się lokalny polityk, teraz chwilowo bezrobotny, który zawsze, gdy zrobił coś dobrego - na przykład kupił kilka pralek dla powodzian albo ufundował grupie dzieci z ubogich rodzin wyjazd na kolonie - dzwonił do mediów, by o tym napomknąć. Wiadomo, że polityk, co ma gest i nie jest skąpy, może liczyć na przychylność wyborców. Ciekawi mnie jednak, czy teraz, gdy nie jest już na żadnym ważnym stanowisku, przestał pomagać, czy nadal pomaga, lecz o tym nie mówi, bo mu ten szum nie jest potrzebny?

Na szczęście w morzu nieistotnych informacji od czasu do czasu uda się wyłapać tę ważną. Choćby na temat dobroczynności. Przykład? Od wielu lat franciszkanie z parafii przy ul. Kasprowicza we Wrocławiu codziennie karmią pół tysiąca ludzi. Nie trąbią o tym. Robią swoje. Ludzie to widzą i chętnie ich wspierają. Tym bardziej, że nie tylko karmią głodnych, ale podają rękę tym, którzy upadli. Są trochę jak sekretarka prezesa. Mało się o nich mówi, ale to nie znaczy, że ich robota jest mała. Jeśli chcecie wiedzieć więcej o tym, co robią, jak pomagają ludziom pokiereszowanym przez życie, zajrzyjcie do piątkowej "Gazety Wrocławskiej". Jeśli chcecie im pomóc, wybierzcie się o godz. 18 w niedzielę, 1 lutego, do kościoła św. Antoniego na dobroczynny koncert. Posłuchacie śpiewu sopranistki Moniki Gruszczyńskiej i będziecie mogli zrobić coś dobrego. Po cichu. Jak? Kupując cegiełkę albo dając dowolną kwotę jako datek, wesprzecie kuchnię charytatywną.

Żeby była jasność - doceniam zarówno sprawnych, czujących bluesa rzeczników, jak i gest wspomnianego polityka. I to nie mniej niż pomoc zakonników. Nie mnie przecież oceniać. Chodzi mi tylko o to, żeby nadawać sprawom właściwą rangę i nie tracić energii ani czasu na rzeczy trzeciorzędne.

I jeszcze jedno. Zastanówcie się, o czym nie usłyszeliśmy w serwisach, bo zabrakło czasu, który zajęły doniesienia o poszukiwaniu rzecznika?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska