Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nas policzyli w parafiach, a nasze samochody na ulicach. Z zapisków pasażera czekającego

Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski Paweł Relikowski
Siedzę na dworcu. Jednak nie w Kansas City, jak kiedyś śpiewali Skaldowie, a w Legnicy. Nie jadę, bo osobowy do Wrocławia spóźniony jest o pięćdziesiąt minut. Siedzę więc i piszę ten felieton. A dzięki temu mniej marznę, bo pisanie, jak się okazuje, rozgrzewa.

- Panie, przecież to nie jest czterdziesty piąty, żeby tak się pociąg mógł spóźniać! - nie dowierza głosowi ze stacyjnego megafonu profesor Stanisław Dąbrowski, który też chce jechać do Wrocławia. Ale to nie kwestia wiary, tylko fakt komunikacyjny. Historyk czasów współczesnych z rezygnacją i stoickim spokojem, jak na profesora przystało, machnął tylko ręką i począł wydzwaniać do ludzi we Wrocławiu, uprzedzając, że się spóźni na umówione spotkania.

Na szczęście na stacji jest zasięg telefonii komórkowej i telefon działa. Co jest istotnym elementem odróżniającym obecną sytuację na kolei od roku 1945, kiedy telefony raczej milczały. Albo były tylko w rękach Armii Czerwonej (Polacy odzyskali dworzec w 1946 r.). Skuteczność obecnej telefonii nijak jednak nie można zapisać na plus kolei.

Czas się dłuży, więc zaczynam liczyć. Nie żeby zasnąć, ale żeby zleciało. W tym tygodniu dziesięć razy jechałem pociągami Kolei Dolnośląskich, z czego cztery były mocno spóźnione. Kolej w Polsce chwali się punktualnością na poziomie frekwencji wyborczej w PRL. Zawsze powyżej 90 proc. A z moich obliczeń wynika, że tylko 60 proc. pociągów jeździ punktualnie. Czyli pasażer, jeżeli ma coś pilnego czy ważnego (operacja, samolot) powinien liczyć, ale na siebie bądź samochód kuzyna czy sąsiadki.

Liczy się wszystko. W końcu mamy cywilizację cyfrową i nawet pogodę można zapisać w zeszycie do matematyki. Jesienią liczyli nas w kościołach. Znów okazało się, że mniej osób chodzi na msze, ale księża mówią, że to ilość idzie w jakość. Szczególnie dokładnie liczą podczas kolędy proboszczowie w diecezji legnickiej, którym kuria każe płacić 5,50 zł od osoby. Chcą się doliczyć realnej liczby parafian, żeby nie płacić kurii podatku za nieobecnych. Np. za tych, którzy teraz wypłatę liczą w funtach.

W tym tygodniu drogowcy liczyli pojazdy na drogach. Po to, żeby wiedzieć, gdzie duży ruch i trzeba drogi poszerzać, przebudowywać, by jeździło się lepiej. Słusznie, niech liczą, skoro tego nie wiedzą. Choć wystarczy telefon do komendy powiatowej, a powiedzą, gdzie ludzie haratają swoje samochody i samych siebie z powodu złej drogi. Nie pomaga nawet znakomania. Są skrzyżowania w regionie (służę adresami), gdzie stoi 30 (!) znaków drogowych! W samym Wrocławiu nie ma problemu, by znaleźć takie z 20. Sam liczyłem.

Także teraz (20/21 stycznia) odbyło się ogólnopolskie liczenie bezdomnych. Przeszło jakoś bez echa, bo nie ma prawdziwej zimy i codziennego apelu poległych w mediach.

Na koniec tygodnia zapowiedziano zimowe ptakoliczenie. Przyjaciele skrzydlatych robią to co roku i cieszą się, że ptaszków przybywa. Ale słyszałem, że to źle, bo wiele pierzastych, zbałamuconych dokarmianiem, traci instynkt i nie odlatuje do ciepłych krajów. Co może się skończyć katastrofą dla tych gatunków.

Wreszcie przyjechał mój osobowy. Gdy wsiadałem, usłyszałem, że kolejny spóźnia się o 20 minut. Czyli o 30 minut mniej niż mój. Jak by nie liczyć, jest poprawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska