Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od piątku w kinach "Czarny czwartek"

Ryszarda Wojciechowska
W filmie Antoniego Krauzego statystowało ok. 800 osób
W filmie Antoniego Krauzego statystowało ok. 800 osób fot. maria gasecka/kino świat
Z Mirosławem Piepką, współproducentem i współscenarzystą "Czarnego czwartku" - filmu o tragicznych wydarzeniach grudnia 70., rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Mógłbyś powiedzieć szczerze, co Wam się w tym filmie udało?
Udało nam się pokazać nie tylko prawdę historyczną, ale też odsłonić duszę ludzką w najbardziej dramatycznych chwilach. Odsłanianie tej duszy to zasługa wspaniałej gry aktorskiej. Na planie filmowym tego nie dostrzegałem, bo tam widzi się głównie całą tę kuchnię filmową, chaos i rozgardiasz. Natomiast już na ekranie ogląda się czysty kadr. Chylę więc czoła przed aktorami, zwłaszcza przed Martą Honzatką i Michałem Kowalskim. Honzatko, uważam, przeszła samą siebie. Na kolaudacji w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, z udziałem takich reżyserów, jak Wojciech Marczewski, Ryszard Bugajski i Janusz Zaorski, z ich strony padały do reżysera Antoniego Krauzego pytania - gdzie ty ją znalazłeś? A przecież to debiut fabularny tej aktorki.

Ile jest w tym filmie prawdy czasu, a ile prawdy ekranu?
Prawdy czasu jest 95 procent. Staraliśmy się naprawdę skrupulatnie podchodzić do faktografii. Chociaż czasami myślę, że może niektóre warstwy należałoby jeszcze rozbudować o wątki fabularne.

Czego się nauczyłeś przy produkcji "Czarnego czwartku"?
Ten film przede wszystkim wprowadził mnie do świata fabuły od kuchni. Stał się największą lekcją, jaką do tej pory przerobiłem. A jedną z najtrudniejszych spraw było znalezienie pieniędzy na produkcję. Zwłaszcza że wszystkie możne firmy Wybrzeża odmówiły.

Jak tłumaczyły odmowę?
Dwie odpowiedziały nam wprost, że to tak dramatyczny film, iż nie wkomponowuje się w optymistyczny wizerunek ich firmy. Trochę przewrotnie, a nawet absurdalnie. Ale bardzo przychylni okazali się sponsorzy z Warszawy i południa Polski. Jednak największej pomocy, której nie da się nawet przeliczyć na pieniądze, udzieliło nam samo miasto Gdynia.
Ten film to był skok na głęboką wodę.
Żartujemy sobie, że teraz nie boimy się już żadnej wielkiej produkcji, chyba że byliby to "Krzyżacy" albo "Ogniem i mieczem". "Czarny czwartek" kosztował nas mnóstwo nerwów i stresów, czasami nawet łez, ale przeszliśmy wspaniałą szkołę. I daliśmy radę.

To nie jest film łatwy i przyjemny.
Nie, to film z olbrzymią traumą. I powiem szczerze, że oglądałem go już tyle razy, a zawsze w dwóch momentach puszczają mi emocje i nie potrafię powstrzymać łez.

Scena w filmie, która robi na Tobie największe wrażenie?
Mam dwie takie sceny.
Jedna rozgrywa się pod wiaduktem. Blokada wojska i czołgów, w ich stronę idzie tłum z Godlewskim na drzwiach. Wojsko na rozkaz repetuje broń i kieruje ją w stronę nadchodzących ludzi. Przed wojskowy szereg wychodzi oficer i mówi do nich: "Jak się nie zatrzymacie, to będziemy strzelać". I wówczas z tłumu wyskakuje młody człowiek, rozrywa na sobie ubranie i woła: "No to strzelaj, jak Polak do Polaka". A druga scena, jeszcze bardziej traumatyczna, ma miejsce w kostnicy. Ale to trzeba zobaczyć.

Czy widz to zniesie?
Nie da się tego pokazać inaczej. Ryszard Bugajski, wspaniały reżyser, po kolaudacji w PISF stwierdził, że do każdego biletu powinno się dokładać środki uspokajające. Ale tak było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Od piątku w kinach "Czarny czwartek" - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska