Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[WYWIAD, ZDJĘCIA] Lukas Droppa z piękną dziewczyną: Hiszpańskiego się nie uczę. Dobrze mi tu z Sonią

Jakub Guder; Twitter @JakubGuder
We Wrocławiu Lukasem Droppą opiekuje się jego piękna dziewczyna Sonia
We Wrocławiu Lukasem Droppą opiekuje się jego piękna dziewczyna Sonia fot. archiwum prywatne
Lukas Droppa [WYWIAD], pomocnik Śląska Wrocław, w długim wywiadzie opowiada o rodzinnych Morawach, szybkim dorastaniu w praskim internecie, o piłce, o swojej pięknej Sonii, etc.

Uczy się Pan już hiszpańskiego?
(śmiech) Nie, jeszcze nie. Póki co wsiadam ze Śląskiem do samolotu (rozmawialiśmy dzień przed wylotem na zgrupowanie do Turcji - przyp. JG). Od razu zaznaczam, że nie mogę rozmawiać O Maladze. Tak się umówiłem z prezesem.

Dlaczego właściwie wybrał Pan Śląsk, skoro miał Pan ofertę z Lokomotiwu Moskwa? W Rosji pewnie zarobiłby Pan dwa razy więcej niż w Polsce.
To całkiem możliwe. Jednak umowa była taka, że najpierw musiałbym przyjechać na testy do Turcji, gdzie Lokomotiw miał zgrupowanie. Może bym się tam dostał, ale to nie było takie pewne jak w Śląsku. Do rosyjskich drużyn, gdy są na obozach, przyjeżdża po 10 zawodników na testy, a zostaje jeden. Tego się bałem, dlatego nie zdecydowałem się na WKS. We Wrocławiu od razu zaczęły się rozmowy z prezesem i trenerem. To było dla mnie lepsze rozwiązanie.

Miało dla Pana znaczenie, że trenerem w Śląsku był Czech?
Nie znałem wcześniej trenera Levego. Oczywiście było trochę łatwiej, bo mogliśmy porozmawiać po czesku, a on zadzwonił do znajomych trenerów w naszym kraju, by o mnie wypytać. To mi pomogło. Zaznaczał jednak, że nie chce by ludzie myśleli, iż do pierwszej jedenastki dostałem się dlatego, że też jestem Czechem. Po tym względem to było dla mnie nawet trochę trudniejsze.

PRZECZYTAJ - Tadeusz Pawłowski prywatnie: Nie mam w kontrakcie klauzuli o reprezentacji. Na szczęście... [DŁUGI WYWIAD]

Pana sytuacja mogła się zrobić błyskawicznie nieciekawa. Po krótkim czasie Stanislava Levego zwolniono, a Pan został w grupie piłkarzy, których niektórzy uznawali za zawodników czeskiego szkoleniowca.
Pewnie, że się bałem, bo byłem we Wrocławiu chyba tylko dwa dni i nagle przychodzi trener Pawłowski, o którym wiedziałem tylko tyle, że grał w Austrii, ale przecież on nie znał czeskich piłkarzy. Równie dobrze mógł mnie od razu przesunąć do rezerw. Dał mi jednak szansę, przyglądał się jak pracuję na treningach i za to jestem mu bardzo wdzięczny.

O Maladze nie chce Pan rozmawiać, ale Pana umowa w Śląsku kończy się za pół roku. Jeśli nie uda się przeprowadzka do Hiszpanii, to co dalej?
To bardziej pytanie do prezesa czy trenera. Ja jestem zadowolony z pobytu we Wrocławiu, chciałbym tu zostać. Wiadomo jednak, że jak przyjdzie oferta z Hiszpanii... Tam chyba każdy chciałby grać. Jeśli to jednak nie wyjdzie, to liczę na rozmowy o nowej umowie przy Oporowskiej.

Jestem zadowolony z pobytu we Wrocławiu, chciałbym tu zostać. Wiadomo jednak, że jak przyjdzie oferta z Hiszpanii... Tam chyba każdy chciałby grać.

A gdyby przyszła oferta z jakiegoś egzotycznego kraju? Ostatnio kilku polskich piłkarzy wybrało Chiny, Arabię Saudyjską, Japonię...
Sam mam kolegów, którzy na przykład grali w Indiach. Taką ligę mam jeszcze czas. Nie chce myśleć tylko o pieniądzach. Jak będę miał 31-32 lata to mogę się zastanowić nad tym, by jeszcze trochę zarobić dla mojej rodziny.

Jak treningi tej zimy - mocne? Macie szanse dogonić Legię? Jest blisko, a jeszcze dzielicie punkty, strata się zmniejszy.
Trenujemy dużo, ale jednocześnie tyle ile potrzeba. Latem też było ciężko i to czuliśmy to w pierwszych ligowych meczach.

Trener powiedział wamwtedy, że z obecnej drogi nie zejdzie.
No tak. Jesteśmy na tym poziomie kilka miesięcy i jest nam już łatwiej. Myślę, że niektóre drużyny mogą za dużo biegać zimą i będą zmęczone. Wierzę w to, że w naszym wykonaniu już pierwsze spotkania wiosną będę dobre.

Legia jest do dogonienia?
Myślę że jest, a im dłużej gra w europejskich pucharach tym... lepiej dla wszystkich: dla Lecha, dla nas, dla Wisły. Mogą przecież pojawić się jakieś kontuzja, rotacje w składzie. Inni to mogą wykorzystać. Legia to jednak mocny zespół z szeroką kadrą. Pokazuje to grą w pucharach czy walką o mistrzostwo Polski. Da się jednak z nimi walczyć.

Pan pochodzi z Moraw. Proszę wyjaśnić, jakie są różnice między Czechami z Moraw, a tymi z Pragi.
Na Morawach ludzie trzymają się bardziej razem. Gdy przyjedzie tam chłopak z Pragi, to od razu wszyscy biorą go do pubu na piwo. Ma z kim posiedzieć i pogadać. W drugą stronę to tak nie działa. W Pradze noszą trochę nosy zadarte go góry. Nie byłem nigdy w Warszawie, ale może to coś podobnego. Tak słyszałem... Myślę, że to zawsze działa podobnie w przypadku dużego miasta. Wszyscy, którzy przyjeżdżają na Morawy, są zachwyceni. Nawet moi koledzy z Polski mówią, że tam jest fantastycznie.

To musi Pan jakoś zachęcić Dolnoślązaków, bo oni przede wszystkim wybierają Pragę.
Fakt - tak na 2-3 dni to tam jest super. To jedno z najładniejszych miast w Europie. Ma mnóstwo zabytków. Na Morawach jednak klimat jest lepszy, inni ludzie. Fajnie tam się siedzi, rozmawia.

Czym Pana zdaniem różnią się Czesi od Polaków?
Wielkich różnic nie ma. Jesteśmy do siebie dosyć podobni. Tak jak u was - są dobrzy i źli Czesi. Jedyne co słyszałem od kolegów, to że w obcym kraju Polacy nie zawsze trzymają się razem. Czesi sobie pomagają, Polacy podobno niekoniecznie

W Polsce panuje chyba moda na Czechy - czyta się czeskie książki, pije czeskie piwo, jeździ do Pragi.
Wiem, że dużo chłopaków ze Śląska było w Pradze: Marco Paixao, Tom Hateley...

A Czesi interesują się Polską?
Dużo Czechów ode mnie jeździ do Auschwitz zobaczyć obóz koncentracyjny. Generalnie jednak, to na przykład Warszawa jest dla nas już za daleko. Więcej osób wybiera zatem Pragę.

Na "szóstce" czy "ósemce" zawodnicy są niedoceniani. Proszę zobaczyć - gdy w Realu Madryt grał Claude Makélélé, to byli najlepsi na świecie. Gdy odszedł, już nie szło im tak dobrze. Przez wiele lat nic nie wygrali.

Jako defensywny pomocnik gra Pan chyba na najbardziej niedocenianej pozycji.
Trochę tak. Nie strzelam wielu goli, nie mam dużo sytuacji pod bramką. Mojej pracy w obronie czasem nie widać. Jak ktoś gra na "10" to wiadomo, że zawsze będzie mieć więcej szans, by się pokazać. Na "szóstce" czy "ósemce" zawodnicy są niedoceniani. Proszę zobaczyć - gdy w Realu Madryt grał Claude Makélélé, to byli najlepsi na świecie. Gdy odszedł, już nie szło im tak dobrze. Przez wiele lat nic nie wygrali.

Makélélé to jeden z Pana piłkarskich idoli?
Z tych starszych piłkarzy tak. Albo teraz Yaya Toure - wyjechał na Puchar Narodów Afryki i Machesterowi City idzie gorzej. To bardzo ważna pozycja, ale wiadomo, że nie strzela się wielu bramek. Tylko trenerzy doceniają naszą grę.

Czuje Pan, że grając we Wrocławiu, zrobił postęp?
Tak mi się wydaje, bo obok siebie mam lepszych piłkarzy. Dużo więcej gram po ziemi, nie boję się gry do przodu. Wiem, że jak zagram klepkę, to dostanę piłkę z powrotem, a nie poleci gdzieś na aut.

Poziom ligi czeskiej jest wyższy niż polskiej?
Kiedyś tak było, gdy Sparta Praga czy Victoria Pilzno grały w pucharach. Teraz ich nie ma w Europie, ale jest tam Legia Warszawa. Od kiedy mieszkam w Polsce oni zrobili duży krok do przodu. Poziom między ligą polską i czeską wyrównał się

Jak Śląsk poradziłby sobie w lidze czeskiej?
Myślę, że załapałby się do pierwszej piątki.

Mimo tego, że gra Pan jako defensywny pomocnik, udało się jesienią zanotować trzy asysty. Ta ostatnia - z Bełchatowem - niczym Tomas Rosicky.
No tak - udało się. (uśmiech) Teraz mogę już powiedzieć, że podanie było świetne, ale zaliczyłem asystę tylko dlatego, że w polu karnym był Marco. Gdyby to podanie trafiło do kogoś innego, to pewnie nie byłoby bramki. A tu chodzi właśnie o to, że to ON tam był. Wiedziałem, że to skończy.

To Pana zdaniem najlepszy napastnik w Polsce?
Wcześniej byłem tego pewien, ale po meczu w Warszawie muszę powiedzieć, że na podobnym poziomie gra Mirosław Radović.

Zawsze Pan grał na defensywnym pomocniku?
Zaliczyłem chyba wszystkie pozycje, ale najwięcej występowałem w środku. Byłem też stoperem i prawym obrońcą. Grałem bardzo ofensywnie i strzeliłem kilka bramek. Gdy jako 16-latek trafiłem do Sparty Praga, występowałem za to jako napastnikiem.

Przenosiny dla nastolatka do stolicy chyba nie były łatwą sprawą.
Tak. Wielu chłopaków przychodziło razem ze mną i muszą powiedzieć, że Praga potrafi zmienić człowieka. Ja w głowie na szczęście miałem tylko piłkę. Po szkole szedłem na trening i o siódmej wieczorem wracałem prosto do internatu. Głupoty się mnie nie trzymały. Chyba dzięki temu, że dobrze wychowali mnie rodzice. Wiem, że część chłopaków chodziła wtedy do baru czy do kasyna. Nie mówię, że nigdy tam nie byłem, ale mi to nie pasowało. Chciałem grać w piłkę i wszystko robiłem w tym kierunku.

Wielu chłopaków przychodziło razem ze mną i muszą powiedzieć, że Praga potrafi zmienić człowieka. Ja w głowie na szczęście miałem tylko piłkę.

W Polsce hazard wśród piłkarzy to spory problem.
W Czechach też. U nas czasem jest tak, że na ulicy, na której jest szkoła, są na przykład trzy małe kasyna. Dla mnie to niezrozumiałe. Jak była przerwa między zajęciami, to wszyscy wychodzili grać na przykład w ruletkę.

Pana rodzina jest usportowiona? Ojciec grał w piłkę? A może w hokeja?
Tylko w niższych ligach. Mój pradziadek od strony mamy też był piłkarzem. Wychowywałem się w małej miejscowości i nie było lodowiska. Gdy miałem cztery-pięć lat zacząłem grać w piłkę, a od siedmiu występowałem już regularnie w meczach.

Ma pan rodzeństwo?
Nie, jestem jedynakiem i wyjazd do Pragi wiele mnie nauczył - musiałem sam prać, gotować.

Proszę opowiedzieć coś jeszcze o kibicach Banika Ostrawa. Podobno to jedna z najlepszych grup w Czechach.
Faktycznie tak jest. Czasem na wyjazdach jest ich tysiąc. W Czechach to bardzo dużo. Pribram kiedy gra nawet u siebie, to często nie ma tylu fanów na trybunach. Teraz w Ostrawie kibice trochę się odwrócili, bo prezes zrobił kilka niefajnych rzeczy. Generalnie jednak, to potrafili czasem robić na wyjazdach jakieś "problemy". No i wtedy pojawiają się kibice z Katowic, bo mają z nimi zgodę.

Kiedy zrobił Pan pierwszy tatuaż?
7-8 lat temu. Dla mamy to nie był problem. Ojcu nie powiedziałem, gdy robiłem pierwszy. Bałem się co powie.

Robi je Pan na jakieś okazje?
Nie - najczęściej jak mnie coś tak napadnie, zobaczę coś w internecie, trochę pozmieniam projekt no i następnego dnia umawiam się do salonu. Bywa jednak tak, że przez trzy miesiące nic nie robię. Teraz na przykład muszę iść jeszcze raz z tym samym tatuażem. Dzwonili nawet do mnie, czy nie chciałbym przyjść, ale powiedziałem, że teraz nie.

To co jest na tych tatuażach?
Tu mam dziewczynę i napis "Smile now, cry later" (ang. "Uśmiechnij się teraz, płacz później") - bo ja jestem wesoły człowiek. Obok "Ochroń mnie i moją rodzinę". A tu mam takie pióra, bo chciałem zamaskować pierwszy tatuaż. To były jakieś chińskie znaki, bez sensu. Teraz mam tatuaże tylko na rękach, ale już myślę, żeby w przyszłości zrobić coś na klatce piersiowej.

Rodzice bywają często na meczach we Wrocławiu?
Tak. Zresztą do rodzinnego domu nie mam daleko. Trochę ponad trzy godziny jazdy samochodem. Są mniej więcej na co drugim domowym meczu Śląska. Bardzo im się tu wszystko podoba. Zwłaszcza stadion.

Po wizycie w Afrykarium trener Tadeusz Pawłowski powiedział, że miał okazję poznać Pana piękną dziewczynę. To proszę się pochwalić - jak ma na imię?
(śmiech) Sonia. Jesteśmy ze sobą rok i dwa miesiące. Mieliśmy latem jakąś przerwę, ale teraz już pół roku mieszka ze mną we Wrocławiu i wszystko jest ok. Cieszę się, że tutaj jest. Jak mam dużo treningów to przychodzę do domu zmęczony, czasem zdenerwowany, a tu ona na mnie czeka, zrobi kolację. Ja w zamian czasem zabieram ją na kolacje do miasta (śmiech).

Zna się na piłce?
Wcześniej się nie znała, bo jej poprzedni chłopak chyba nie interesował się sportem. Teraz już coraz bardziej wszystko rozumie.

Wie co to spalony?
No nie – tego nie wie (śmiech). Jeszcze jej nie wytłumaczyłem. Ja też nie chce za dużo rozmawiać o piłce, gdy wracam do domu. Ona mnie wypytuje - jak było? Jak graliśmy? Jak wypadłem? Ja jej na to - czy to takie ważne? W domu wolę spokój i nie chce już rozmawiać dużo o piłce. Dyskutuję o tym w szatni, potem z trenerem, z menadżerem, z ojcem, to już nie chce z dziewczyną. No a jeszcze jak się nie zna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska