Miejsc brak. Nerwice i depresje atakują. Paradoks? Otóż nie. Jak już szef łaskawie urlop nam podpisał (nie każdy pryncypał lubi takie fanaberie personelu), trzeba będzie gdzieś pojechać. To znaczy, że trzeba mieć pieniądze. Pierwszy poważny stres i depresja gotowa.
Załóżmy jednak, że pieniądze odkładaliśmy systematycznie przez cały rok, więc możemy zabrać rodzinę na wczasy do Mielna czy Pobierowa. 10-godzinna podróż dziurawymi, ciasnymi drogami zabija pierwszą radość.
Potem okazuje się, że na plaży luzu tyle, ile mają go sardynki w puszce, deszcz leje, a porcja mintaja w smażalni kosztuje majątek (bałtyckiego dorsza nie ma, bo UE zabrania łowić). Na dodatek szef ciągle wydzwania, bo musi nas o coś zapytać. Takie obciążenie wytrzymuje mało kto.
Ale zdarzają się twardziele. Wracają do domu - 10 godzin. Przez Wrocław brną kolejne 2, bo drogowcy nie mają w zwyczaju planować remontów szos tak, by zostawić choć jeden objazd. Jeśli w takich warunkach kogoś nie zabijemy, z pewnością popadniemy w depresję.
I po co był cały ten urlop? A jeszcze okazuje się, że wydaliśmy za dużo na "wypoczynek" i teraz brakuje nam na ratę kredytu mieszkaniowego...
- Wszystko przez to, że większość z nas nie potrafi wypoczywać. Trzeba się tego nauczyć - przekonywał mnie kiedyś znany wrocławski lekarz. Nic dziwnego, że wielu z nas wraca do pracy w stanie skrajnego zmęczenia. Albo nie wytrzymuje napięcia i potrzebuje pomocy psychiatrów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
