Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi"

Robert Migdał
Słowa piosenki - zawarte w tytule - autorstwa Jonasza Kofty, którą znakomicie zaśpiewał na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu Jerzy Stuhr, są ponadczasowe. Bo przecież każdy - i ten, kto umie śpiewać, i ten, któremu słoń nadepnął na ucho - od czasu do czasu wydobywa z siebie różne dźwięki, bo "(...) Czasami człowiek musi, inaczej się udusi, uuu (...)" - jak pisał Kofta.

Większość z nas ogranicza się jednak do śpiewania przy goleniu (panowie twarzy, panie nóg), pod prysznicem - niektórym to świetnie wychodzi: niedowiarkom polecam film "Zakochani w Rzymie" Woody'ego Allena o przedsiębiorcy pogrzebowym, którego talent do śpiewania arii operowych rozkwitał, gdy ten polewał się wodą w łazience. Albo w prowadząc samochód. Przykładu nie muszę daleko szukać: z pewnością Państwo pamiętają Jerzego Stuhra jako komisarza Rybę w "Kilerze", jak zawodził za kółkiem "Widziałam orła cień". Ale niektórym śpiewanie w czterech kątach czy puszce na czterech kółkach nie wystarczy. Chcą, żeby usłyszał o nich świat: niektórzy zadowalają się poklaskiem znajomych, albo wioski, w której mieszkają, inni marzą o złotych i platynowych płytach i karierze światowej.

Rozumiem tych, którzy mają talent - grzechem by było marnować dar od Pana Boga - niech śpiewają ku pokrzepieniu serc, żeby wzbudzać emocje, dla zabawy. Gorzej z tymi, którzy łyknęli ciut popularności - zabłysnęli na chwilę w jakimś szoł, tv lub w polityce - talentu nie mają za grosz, a chcą śpiewać (i to na całe gardło, pełną gębą). Zawsze tacy byli - wystarczy wspomnieć gwiazdki "Big Brothera" (Monika Sewioło, Piotr "Gulczas" Gulczyński), a ostatnio karierę wokalną na telewizyjnej popularności chce zrobić Adam Kraśko, jeden z uczestników telewizyjnego szoł "Rolnik szuka żony". Pan Adam nagrał piosenkę (disco-polo), z teledyskiem w wiejskich klimatach, o tytule "Oj Aniu, Aniu". Hit to może i jest, ale chyba tylko dla jego kolegów zza płota.
Muzyczne zapędy, od czasu do czasu, pojawiają się też wśród polityków. Widziałem (i słyszałem) już śpiewającego Stanisława Huskowskiego (byłego wiceprezydenta Wrocławia i wiceministra w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji) - talentu wokalnego mu Bozia poskąpiła, czy senator Alicję Chybicką (pani profesor powinna częściej wychodzić na scenę - bo i głos ma ładny, i na gitarze cudnie gra - niedowiarkom polecam odsłuchać w internecie utwór "Od małego" z repertuaru Tercetu Egzotycznego).
Ostatnio talentem postanowili zabłysnąć radni wrocławscy i powiatowi, którzy w ramach projektu Narodowego Forum Muzyki ("Pośpiewaj mi mamo, pośpiewaj mi tato") wykonują... kołysanki. M.in. Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS śpiewa "Kołysankę dla Okruszka" (wychodzi jej świetnie) czy radny PO - Jerzy Skoczylas (klasa sama w sobie i wielki talent, ale nie ma się co dziwić, to przecież Elita), Urszula Mrozowska oraz Iwona Dyszkiewicz. Gratuluję odwagi.

Żałuję, że politycy częściej nie biorą się za śpiewanie. Bo zamiast publicznych utarczek, docinków czy niekiedy wręcz chamskich odzywek do "politycznych wrogów", mogliby wziąć się w domowym zaciszu za muzykowanie (tak dla rozładowania złych emocji). I nieważne, czy mają głos i słuch. Niech śpiewają, bo wiadomo, już od lat, że muzyka łagodzi obyczaje. I jak już się tak wykrzyczą i wyszaleją, to może na co dzień będą bardziej strawni. I dla siebie, i dla innych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska