Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolnoślązacy odkrywają tajemnice. Po pracy

Alina Gierak
Janusz Skowroński prowadzi firmę komputerową w Lubaniu. Jest autorem książek o zamku Czocha, Lubaniu i G. Hauptmannie
Janusz Skowroński prowadzi firmę komputerową w Lubaniu. Jest autorem książek o zamku Czocha, Lubaniu i G. Hauptmannie Janusz Pawul
Choć większość z nich zawodowo nie jest związana z historią, to znają na Dolnym Śląsku, w miastach, w których mieszkają, niemal każdą kamienicę i każdy kamień. Gromadzą dokumenty, kojarzą fakty, przepytują ludzi i piszą o tym książki. O ludziach, którzy ze zgłębiania historii uczynili cel swojego życia, pisze Alina Gierak.

Są budowlańcami, nauczycielami, dziennikarzami, emerytami, informatykami. Mogliby po pra-cy spacerować, chodzić na siłownię, oglądać telewizję i robić tysiące innych rzeczy. Ale biegną do bibliotek i archiwów, a w domach wyciągają z biurek ksera dokumentów i pracowicie odtwarzają historię okolic, które zamieszkują. Dzięki nim malutkie dolnośląskie wsie mają swoje monografie, w zamkach opisana jest prawie każda cegła, a bitwy, które toczyły się pod Kamienną Górą czy Lubaniem, odtworzone są co do minuty.

Detektyw Skowroński
- Trochę czuję się jak detektyw - przyznaje Janusz Skowroński, informatyk, właściciel firmy komputerowej, były burmistrz Lubania, autor książek o historii tego miasta i innych na Dolnym Śląsku, specjalista od zamku Czocha.

- O to trzeba zapytać Skowrońskiego - taka pada odpowiedź, gdy na spotkaniach poświęconych dziejom regionu jeleniogórskiego ktoś dociekliwie wypytuje o to, co działo się na zamku.
Skowroński jako jedyny do-tarł do ludzi mieszkających w zabytku. Jego książka o tym miejscu miała już cztery wydania. To, że zajął się Czochą, było oczywiste, skoro mieszka tak niedaleko. Odkrycie jednej tajemnicy otwierało drzwi do następnej. Tak to się kręci. Teraz Janusz Skowroński prześwietla Gerharta Hauptmanna, niemieckiego dramatopisarza, noblistę, który mieszkał w Szklarskiej Porębie i Jagniątkowie.

- Rok kwerendowałem archiwa w Berlinie - opowiada. Było to możliwe, bo zdobył na prace badawcze stypendium. Wkrótce wyda książkę i dowiemy się z niej, że Hans Frank, gubernator okupowanej Polski, uciekając w 1945 roku z Krakowa, był w domu Hauptmanna. Stypendium dla Skowrońskiego jest wyjątkiem, na ogół badacze wydają własne pieniądze. Koszty się nie zwrócą, nawet jeśli uda się im znaleźć wydawcę i doprowadzić do wydrukowania książki.

O drewnie do szuflady
- Publikacja nie jest prosta - przyznaje Regina Chrześcijańska, szefująca wydawnictwu Ad Rem w Jeleniej Górze. Nawet ona, darząca ogromną sympatią lokalnych autorów, wspierająca ich radą i pomysłami, może wydać tylko dwie takie pozycje w roku. Bo wydawnictwo to biznes, a na pozycjach o bitwach czy monografiach wsi się nie zarabia.

- Dlatego większość tych publikacji idzie do biurka autora - żałuje pani Regina.
Rolę mecenasa mogłoby przejąć miasto i może wtedy opracowanie o drewnianych elementach domów w Jeleniej Górze, które przygotował jeden z historyków amatorów, doczekałoby się wydania. Do Ad Rem co tydzień zgłasza się ktoś z historycznym opracowaniem. Ludzie zajmują się szczegółami, rozsupłują ludzkie historie ze swojej okolicy, po które naukowiec uniwersytecki nigdy nie sięgnie.

- Charakter Dolnego Śląska sprzyja takim poszukiwaczom - twierdzi Regina Chrześcijańska. Ludzie znaleźli się na tych terenach i chcą poznać, co działo się tu przed nimi. Młodych fascynuje różnorodność i to, że tyle jest do poznania. W innych miejscach Polski jest już wszystko poukładane i posegregowane. Tutaj można czuć się jak odkrywca.

224 strony o Rybnicy
Czasami pani Regina ulegnie i wyda taką mało chodliwą pozycję, jak na przykład monografia wsi Rybnicy, położonej 8 kilometrów od Jeleniej Góry. Każdy z jej mieszkańców z dumą trzyma w domu tę książkę ze szczegółowym opisem gospodarstw, historią strażaków ochotników, losami kościołów i proboszczów. Autorami są dwaj emeryci: Tadeusz Smoliński - wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Rybnicy, emerytowany oficer Wojska Polskiego, oraz Zenon Szkudlarek, prezes Towarzystwa, urodzony w Rybnicy i - jak mówi - po po-nad 60 latach spędzonych w Rybnicy nie zamieni tego miejsca na inne w świecie. Panowie zbierali dokumenty, fotografie, relacje osadników, utworzyli izbę historyczną, aż w końcu wydali książkę.

- Nie mieliśmy w zamyśle nazwać jej monografią - opowiada Zenon Szkudlarek. - Ale spełnia rygory tego pojęcia - dodaje. I już wie, że potrzebny będzie aneks, bo są nowe fotografie i dokumenty.

Naukowcy i bajkopisarze
Ivo Łaborewicz, kierujący jeleniogórskim oddziałem Archiwum Państwowego, dzieli autorów publikacji o regionie na bajkopisarzy i tych z zacięciem naukowym, którzy podpierają się faktami i relacjami świadków. O pierwszych nie ma co pisać. Ci drudzy zasługują na ogromne uznanie.

- Zajmując się jednym tematem, potrafią spod ziemi wydobyć dokumenty, docierać do ludzi - opowiada Łaborewicz. - Wykazują się cierpliwością i dociekliwością. Pokonali barierę językową. A nie jest wcale łatwo czytać teksty po niemiecku, drukowane neogotycką czcionką.
- Zawodowi historycy nigdy nie lekceważą prac amatorów - podkreśla szef Archiwum Państwowego.

Emil od drogi św. Jakuba
Jednak Emil Mendyk, filozof, przewodnik, tłumacz, znawca szlaku św. Jakuba, twierdzi, że polskie środowisko naukowe rzadko zajmuje się tym, co ciekawi ludzi. - Saksońscy historycy wychodzą naprzeciw zainteresowaniom mieszkańców i w tym kierunku prowadzą badania - mówi. Emil, który imponuje ogromną wiedzą na temat Karkonoszy, śmieje się, że nie miał wyjścia, skoro jako czterolatek przeczytał podręcznik do geografii do klasy IV. Wciągnęło go odkrywanie struktur łączących pokolenia i miejsca na Dolnym Śląsku.

- Wiele rzeczy jest tu nie wprost, trzeba je odkopać - opowiada z zaangażowaniem. Bo dlaczego na Dolnym Śląsku drzwi wejściowych do domu nie montowano od zachodu? - Bo będzie wiało do chałupy. To wiedzieli na tych ziemiach 100 lat temu. Współczesnym trzeba o tym napisać.

Skarby się sprzedają
- O książki o regionie pytają młodzi i starsi ludzie, wiek nie ma znaczenia - podkreśla Grzegorz Nowicki, prowadzący Antykwariat pod Arkadami w Jeleniej Górze. - Chcą poznać miejsca, w których mieszkają. Sprzedają się książki o bitwach z wojny 30-letniej i wojen napoleońskich, te o wydarzeniach z czasów II wojny światowej i wszelkie, które mają w tytule słowo "skarb". Tak wstrzelili się w rynek bracia Maciej i Wojciech Szczerepowie oraz Robert Primke. Dwóch nauczycieli historii i archiwista wydali kilka książek o bitwach na dolnośląskich polach oraz "Skarby Śląska".

Opisy z Jeleniej Góry, Głogowa, Nowogrodźca, Złotego Stoku czy Szklarskiej Poręby budzą wyobraźnię. Podobnie jak książki Janusza Skowrońskiego "Skarby III Rzeszy" czy "Tajemnice zamku Czocha".

Te i podobne wydawnictwa sprawiają, że kolejni Dolnoślązacy bardziej dokładnie czytają napisy na nagrobkach, oglądają stropy swoich gospodarstw i pytają, co tu się działo przed 100 laty.

Śladami historii
Zapytaj babcię, porozmawiaj z dziadkiem i poznaj Dolny Śląsk - nasz apel kierujemy do nauczycieli, wychowawców, bibliotekarzy. Na-mówcie swoich uczniów, by spróbowali poznać skomplikowaną historię Dolnego Śląska. Na teksty czekamy do końca roku szkolnego. Rozmawiajcie, piszcie i przysyłajcie swoje opowieści na adres: "Gazeta Wrocławska", ul. Strzegomska 42a, 53-611 Wrocław lub [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska