Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuch metanu w Wałbrzychu zabił 18 osób. Andrzej Zieliński mówi, że przeżył własną śmierć

Artur Szałkowski
Są ludzie, którzy twierdzą, że przeżyli własną śmierć. Bez wątpienia należy do nich Andrzej Zieliński, górnik z Wałbrzycha
Są ludzie, którzy twierdzą, że przeżyli własną śmierć. Bez wątpienia należy do nich Andrzej Zieliński, górnik z Wałbrzycha arc. prywatne Andrzeja Zielińskiego
Dla większości mieszkańców Wałbrzycha ostatnie godziny poprzedzające Wigilię Bożego Narodzenia to czas radosnego wyczekiwania na pojawienie się pierwszej gwiazdki, która inauguruje uroczystą, rodzinną wieczerzę. Nie wszystkim wałbrzyszanom ten radosny nastrój się jednak udziela. Dla górnika Andrzeja Zielińskiego okres przedświąteczny to za każdym razem powrót pamięcią do traumatycznych wydarzeń z 22 grudnia 1985 roku.

Tego dnia o godz. 15.10 na poziomie minus 200 (671 metrów pod powierzchnią ziemi) w oddziale wydobywczym G-3, nastąpił potężny wybuch metanu. Podziemne wyrobisko zamieniło się w piekło. Ogromny jęzor ognia pchał potężną falę uderzeniową i wypełniał przestrzeń wyrobiska od poziomu około 1,3 metra, aż do stropu. Ciśnienie wzrosło do 10 atmosfer, a temperatura do około 2600 stopni Celsjusza. W wyniku eksplozji metanu zginęło wówczas 18 górników. Najstarsza z ofiar miała 42 lata, a dwie najmłodsze po zaledwie 18. Wydawało się wówczas, że niemożliwe, by z osób przebywających w epicentrum wybuchu udało się komukolwiek przeżyć. A jednak zdarzył się wówczas prawdziwy cud.

W samym środku piekła
Wówczas 26-letni Andrzej Zieliński, maszynista kopalnianego elektrowozu przejeżdżał nim przez feralne wyrobisko, gdy znalazł się w samym środku piekła. Eksplozja metanu spowodowała u górnika poparzenia 33 procent ciała drugiego stopnia, był także podtruty tlenkiem węgla. W stanie ciężkim trafił na oddział intensywnej terapii Szpitala Górniczego w Wałbrzychu, gdzie lekarze rozpoczęli walkę o jego życie.

- Są ludzie, o których mówi się, że przeżyli własną śmierć i ja właśnie jestem taką osobą - mówi Andrzej Zieliński. - To, że znajdowałem się w epicentrum wybuchu metanu i przeżyłem, traktuję jak dar od Boga. Od tamtej pory podkreślam, że 22 grudnia 1985 roku o godz. 15.10, narodziłem się po raz drugi.

Gdyby obecnie do podobnego cudu doszło w jakiejś kopalni, ocalałemu górnikowi uwagę poświęcałyby wszystkie ogólnopolskie media. Bez wątpienia przed kamerami wypowiadałyby się najbardziej uznane autorytety medyczne. Niewykluczone, że publiczne deklaracje pomocy dla rannego górnika i jego rodziny, składaliby najważniejsi politycy w państwie. Do katastrofy na kopalni Wałbrzych doszło jednak w 1985 roku. W zgoła innych niż w obecnej Polsce realiach politycznych, gospodarczych i społecznych.

CZYTAJ DALEJ: Z niezagojonymi ranami do domu, zwolniony z pracy
Z niezagojonymi ranami do domu, zwolniony z pracy
Po 31 dniach pobytu w szpitalu, Andrzej Zieliński z wciąż niezagojonymi i ropiejącymi ranami, będąc na silnych lekach przeciwbólowych, został wypisany do domu. Przez kolejne pół roku był na zwolnieniu chorobowym. Następnie przez rok na świadczeniach rehabilitacyjnych i wciąż na lekach przeciwbólowych. Od tamtych bolesnych wydarzeń mija właśnie 29 lat. Mimo to Andrzej Zieliński wciąż odczuwa ich konsekwencje. Po tym jak wygasła jego roczna renta przyznana z tytułu wypadku przy pracy, ciężko doświadczony górnik został zwolniony z pracy na kopalni. Być może osoby, którym postawiono zarzuty zaniedbań na kopalni Wałbrzych i doprowadzenia w efekcie do katastrofy, nie miały odwagi spojrzeć Andrzejowi Zielińskiemu w oczy.

Górnik nie dawał za wygraną. Usilnie potrzebował pracy, bo miał na utrzymaniu żonę i dwóch synów. W końcu zaoferowano mu pracę na powierzchni zakładu wydobywczego, na przeróbce mechanicznej węgla. Dopiero w 1990 roku, kiedy wałbrzyskie kopalnie postawiono decyzją rządu polskiego w stan likwidacji, zezwolono Andrzejowi Zielińskiemu na powrót do pracy pod ziemią. Trafił ponownie do kopalni Wałbrzych. Niebawem przekształconej w Zakład Wydobywczo-Przeróbczy Antracytu S.A. Był to ostatni zakład górniczy w Wałbrzychu. Po jego całkowitym zamknięciu w 1999 roku, Andrzej Zieliński znów pozostał bez możliwości pracy w górnictwie. Kopalnie węglowe w regionie przestały bowiem istnieć. Przez kolejne dwa lata górnik znów miał problemy ze znalezieniem stałego zatrudnienia. Dopiero w 2001 dostał pracę w Przedsiębiorstwie Budowy Kopalń, które drążyło tunel metra w Warszawie. W stolicy pracował do połowy 2003 roku, z kilkumiesięczną przerwą. Dzięki wsparciu ówczesnych wałbrzyskich parlamentarzystów od września 2003 roku do dziś pracuje jako górnik dołowy w kopalni KGHM Polkowice Sieroszowice.

Jeszcze dwa lata do emerytury
Wydawać by się mogło, że po tylu latach przepracowanych na kopalni oraz przeżyciu cudem wybuchu metanu, wałbrzyszanin już powinien przebywać na zasłużonej emeryturze. Tak jak większość jego kolegów, z którymi pracował na kopalni w Wałbrzychu. Niestety zła wola dyrekcji kopalni Wałbrzych, która zwolniła Andrzeja Zielińskiego z pracy po powrocie z tymczasowej renty, a później odmawiała mu przyjęcia do pracy na dole sprawiły, że wciąż musi pracować w kopalni zagłębia miedziowego. Z ustaleń Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że do uzyskania zasłużonej emerytury musi przepracować jeszcze dwa lata. Wałbrzyszanin nie należy do osób użalających się publicznie nad swoim losem. Swoją sytuację opisał kilka lat temu w listach wysłanych do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii Prezydenta RP. Prosił o pomoc w uznaniu czasu świadczeń rehabilitacyjnych i renty z tytułu wypadku przy pracy i ogólnego stanu zdrowia do wymaganego stażu pracy.

Wydawać by się mogło, że podjęcie takiej decyzji przez najważniejsze osoby w państwie, wobec człowieka, który przeżył i to dosłownie piekło w kopalni, nie powinno być problemem. Okazało się jednak, że wałbrzyszanin nie doczekał stamtąd pomocy.
Według obecnie obowiązującej Ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, górnicza emerytura przysługuje pracownikowi, który ukończył 55 lat życia, ma okres pracy górniczej wynoszący łącznie z okresami pracy równorzędnej co najmniej 25 lat dla mężczyzn. Do okresów pracy górniczej zalicza się także okresy m.in. niezdolności do pracy z tytułu wypadku przy pracy albo z tytułu choroby zawodowej, za które wypłacone zostało wynagrodzenie lub zasiłek chorobowy albo świadczenie rehabilitacyjne. Andrzej Zieliński spełnia wszystkie kryteria, dodatkowo przeżył katastrofę górniczą i wciąż musi pracować pod ziemią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska