Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze święta od 14 lat bez krat. Skazany za zabójstwo: "Nikt nie odda mi młodości..."

Sylwia Królikowska
- Nikt nie odda mi młodości - mówi Radek Krupowicz, skazany na więzienie za zabójstwo antykwariusza. Mężczyzna po czternastu latach i miesiącu wyszedł na wolność
- Nikt nie odda mi młodości - mówi Radek Krupowicz, skazany na więzienie za zabójstwo antykwariusza. Mężczyzna po czternastu latach i miesiącu wyszedł na wolność Sylwia Królikowska
Radek Krupowicz 14 lat spędził w więzieniu, skazany za zabójstwo antykwariusza. Jego kolega cały czas jest za kratami. Całą młodość zabrały im zeznania jednego, anonimowego świadka. Badanie wariografem potwierdziło, że nie kłamali, gdy mówili: "Nie zabiliśmy".

Kiedy trafił do więzienia miał niespełna dwadzieścia lat. Sam dziś mówi, że nie był aniołkiem. Być może tym bardziej łatwo było go skazać. Czas, kiedy trafił do więzienia wspomina jak koszmarny sen. Przez pierwsze lata był załamany. Nie radził sobie psychicznie. Szukał nawet wsparcia u więziennej psycholog, ale nie czuł się poważnie traktowany.

- Pamiętam, jak byliśmy z Patrykiem na sprawie, podczas której miał być odczytany wyrok. Jeszcze przed sprawą rozmawialiśmy o tym, co zrobimy, jak wyjdziemy. Bo przecież za chwilę mieliśmy być na wolności. Kiedy weszliśmy, zobaczyliśmy smutną minę mojej mamy. Chyba już wiedziała. Za chwilę usłyszeliśmy jedno zdanie, które odebrało nam całą młodość: 25 lat więzienia - opowiada Radek.

Czytaj więcej o ZABÓJSTWIE ANTYKWARIUSZA

Sędzia zmniejszył wyrok
Kilka tygodni temu wyszedł na wolność, bo w 2011 roku sędzia zmniejszył wyrok. Uznał, że z wałbrzyszanami była trzecia osoba i w związku z tym to ona mogła strzelać... Od tego momentu zaczęły się starania o przedterminowe opuszczenie więzienia. Radkowi się udało, Patryk niedawno przegrał kolejną próbę. O wyjście będzie mógł się starać za pół roku.
Sprawy w sądzie penitencjarnym odbywają się bardzo szybko. Ktoś, kto tak jak Radek spędził w więzieniu ponad 14 lat, wychodzi na wolność po... dwóch godzinach.

- Przyjechali po mnie koledzy, mama czekała już w domu, z obiadem. Zaraz zjechała się cała rodzina. Byłem tym wszystkim ogłuszony i chyba jeszcze do dziś jestem - mówi Radek. Trudno mu wysiedzieć w jednym miejscu. Od razu daje się zauważyć nerwowe ruchy. - Czasem sam widzę, że zachowuję się tak, jakbym chciał dogonić ten stracony czas. Ale wiem, że to niemożliwe - mówi dziś 32-letni mężczyzna.

Zmieniło się wszystko
Przyznaje, że teraz chce sobie dać trochę czasu, by przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Przecież zmieniło się wszystko. Sam Wałbrzych, jego znajomi, bliscy. Radek żartuje, że nawet moda w sklepie jakaś dziwna. - Ostatnio chciałem sobie kupić spodnie. Nachodziłem się jak głupi, wszystkie jakieś z dziurami, łatami, a ja chciałem takie normalne - śmieje się.

W więzieniu wyboru nie miał. Dżinsy były niemile widziane, mógł mieć pięć białych koszulek, ani jednej więcej... Pamięta też święta, do których w więzieniu nie przykładał wagi. - Czasem był jakiś koncert kolęd, może trochę lepsze jedzenie, no i paczki od rodziny. Ale nie chciało się świętować, bo święta, to dom - mówi.

Teraz, po ponad czternastu latach, święta spędza z bliskimi. Pomagał mamie w przygotowaniach, ozdabiał dom. Przyznaje, że każdą minutę ma teraz wypełnioną zajęciami, spotkaniami z bliskim. Trudno mu znaleźć na to wszystko czas. Ale ma też chwile, kiedy zamyka się w swoim pokoju.

- Cały czas czuję się tam bezpiecznie, za zamkniętymi drzwiami, w ciszy. Ale staram się krok, po kroku wracać "do żywych". Chciałbym założyć kiedyś rodzinę, znaleźć dobra pracę, przecież mam dopiero 32 lata. Przede mną jeszcze całe życie - mówi.

CZYTAJ DALEJ: Policja nie miała nic. Skazani po zeznaniach anonimowego świadka
Skazani po zeznaniach anonimowego świadka
Zabójstwo wałbrzyskiego antykwariusza sprzed 14 laty to sprawa, w której wciąż wiele znaków zapytania. Wciąż nie ma pewności, co naprawdę stało się w marcu 2000 roku w centrum miasta i kto tak naprawdę strzelał do mężczyzny. Skazani w poszlakowym procesie w przyszłym roku wyjadą na wolność. Wciąż mówią, że są niewinni Do zabójstwa Henryka Ś., wałbrzyskiego antykwariusza, doszło 16 marca 2000 roku. Sprawcy weszli do jego sklepu w centrum miasta około godziny 15.30 i oddali kilka strzałów. Pięć z przedziwnej broni przypominającej wstrzeliwarkę do gwoździ, która strzelała kawałkami grubego drutu, i jeden z pistoletu kaliber 9 mm. Do dziś nie wiadomo, co zginęło ze sklepu, poza zeszytem, w którym Henryk Ś. zapisywał każdą transakcję. Nie skradziono natomiast żadnych wartościowych rzeczy. Sprawcy nie zabrali nawet złotego roleksa, który ofiara w chwili zdarzenia miała na ręku, i sporej gotówki, którą miała w kieszeni.

Policja nie miała nic
Policja przez wiele miesięcy bezradnie szukała sprawców. Nie miała nic. Nie ustaliła, do kogo należą odciski palców zabezpieczone w sklepie, nie znalazła broni, z której strzelano. Nie potwierdziła też wątku, że zabity był paserem (świadczyć miał o tym m.in. fakt, że ze sklepu zginął zeszyt z nazwiskami osób, z którymi robił interesy). Stojące w martwym punkcie śledztwo nabrało tempa półtora roku później, kiedy hipotetyczną rekonstrukcję zdarzeń (sugerującą zabójstwo na tle rabunkowym) przedstawiono w bijącym wtedy popularność telewizyjnym programie TVP 997. Nazajutrz na policję zgłosiła się mieszkanka Wałbrzycha, która zeznała, że jej syn feralnego dnia widział trzech mężczyzn wchodzących i po kilku minutach wybiegających ze sklepu antykwariusza. Funkcjonariusze od razu podchwycili ten trop. Przesłuchano syna kobiety. Ten zeznał, że nie tylko widział sprawców, ale w jednym z trójki mężczyzn rozpoznał Radosława. Mówił, że zna go z widzenia i nie ma wątpliwości, że był wśród osób, które 16 marca wybiegały z antykwariatu. Mężczyzna został przez śledczych objęty statusem świadka anonimowego. To na jego zeznaniach budowano potem całą linię oskarżenia. Kiedy po kilku miesiącach policja ustaliła, że drugim sprawcą mógł być kolega Radosława - Patryk, świadek anonimowy rozpoznał go na zdjęciu, choć co ważne, nie był tego pewny na sto procent.

Młodzi wałbrzyszanie poddali się badania wariografem. Potwierdziło, że nie kłamią, gdy mówią, że nie mają ze sprawą nic wspólnego.

W 2011 roku Sąd Apelacyjny zmniejszył oskarżonym wyrok z 25 na 15 lat pozbawienia wolności. Sędzia Witold Franckiewicz z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu tłumaczył, że sąd dopuścił, iż skazani nie musieli strzelać, bo według zeznań anonimowego świadka w dniu, kiedy doszło do zabójstwa, z antykwariatu wychodziło trzech mężczyzn. - Tym samym sąd przyjął, że to właśnie ta trzecia, do dziś nieustalona osoba mogła strzelać. Ale nawet jeśli tak było, to skazani wiedzieli, że ma broń - wyjaśniał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska