Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czyja mama robiła lepszą Wigilię? (REPORTAŻ)

Maciej Sas
On jest z Wrocławia, ona - z Białej Podlaskiej. Pierwsza wspólna wieczerza wigilijna to próba sił - co ma się znaleźć na stole? Zawsze się pogodzą - albo pojadą na wigilię do jednej z mam, albo łatwo się dogadają - w końcu świat się skurczył, więc rozmaite obyczaje z różnych stron Polski dobrze się pomieszały.

Tak łatwo nie mieli ci, którzy zakładali na Dolnym Śląsku rodziny tuż po wojnie. Nie dość, że różniły ich tradycje, to często też narodowość, język i wiara. Jak sobie z tym radzili? Zapytałem o to dwie mieszkanki Nowej Rudy, które dorastały w takich rodzinach.

Zrób mi na święta rybę!
Pani Irena Rogowska w każdą Wigilię śpiewa z bliskimi na zmianę kolędy polskie i niemieckie. Jej mama jest Niemką, która urodziła się w Słupcu - niegdyś górniczym miasteczku koło Nowej Rudy (dziś to jej dzielnica). - Tata pochodził z Rzeszowszczyzny. Był na robotach w Niemczech. Po wojnie wrócił do domu rodzinnego, ale tam okazało się, że jego rodzinę wywieziono na Wschód. Postanowił wrócić do Niemiec, bo uznał, że tam mu będzie lepiej - opowiada pani Irena. - Ze swoim szwagrem chciał wrócić do Niemiec. Niestety, nie mieli pieniędzy na podróż. Wysiedli na dworcu w Kłodzku, a w Słupcu była kopalnia. Postanowili więc, że zarobią, pracując w niej, a potem pojadą dalej.

Nie pojechał, bo serce mu mocniej zabiło i niebawem ożenił się z uroczą dziewczyną - Niemką. Szybko dostał z przydziału dom, w którym wcześniej mieszkała już jego żona.

Miłość miłością, ale w święta trzeba dbać o obyczaje. Tyle że każde z młodych miało swoje... Trzeba je było jakoś do siebie dopasować. - Pamiętam, jak tato mówił, że mama przynosiła do izby snopek słomy, że trzeba było na święta cały dom dokładnie wyszorować, wyczyścić - opowiada Irena Rogowska. - Ale były też wschodnie obyczaje: rodzina taty z Rzeszowszczyzny zawsze na Boże Narodzenie przysyłała paczkę, w której był m.in. olej lniany. W czasie wieczerzy wigilijnej tato maczał w nim opłatek.

W paczce była też zawsze kasza. Sęk w tym, że mama pani Ireny nie bardzo wiedziała, co z nią zrobić - Niemcy raczej nie używali jej w kuchni - mówi.

Młodego Polaka początkowo dziwiły świąteczne obyczaje jego teściów, którzy mieszkali w tym samym domu - ich mieszkania dzielił tylko korytarz. - Polska wigilia to spotkanie rodzinne. Niemcy tak nie robili. Dziadkowie sami jedli kolację wigilijną. W niemieckich domach do dzisiaj tak jest - opowiada.

Osobna sprawa to zestaw potraw na stole. Tato pani Ireny chciał, by były to postne, specjalne dania, typowo polskie. - Zawsze najbardziej marzyły mu się śledzie i smażona ryba - opowiada noworudzianka. - A w niemieckiej tradycji jest inaczej. Dziadkowie jedli zupę, a potem parówkę z ziemniakami puree - to była kolacja wigilijna. Mama musiała się dopiero nauczyć postnych, polskich dań.

Jak dodaje, ich wigilijne menu "dojrzewało" latami. - Mama podpatrywała, że sąsiedzi robią jakieś konkretne potrawy, np. pierogi, potem pojawiały się u nas na stole wigilijnym - śmieje się.

Za to dzięki niemieckiej części rodziny pani Irena mogła czuć pewną przewagę nad rówieśnikami - dostawała prezenty pod choinkę, co w wielu zupełnie polskich rodzinach nie należało po wojnie do tradycji. - Moje koleżanki nie dostawały prezentów. One zaczęły się pojawiać dużo później. Nam prezenty przynosił Aniołek (albo Dzieciątko Boże). Zresztą, dzięki temu, że dziadkowie jedli wieczerzę osobno, Aniołek przynosił nam prezenty dwa razy - najpierw u dziadków, a gdy tam je odpakowywaliśmy, słyszeliśmy dzwonek sygnalizujący, że i pod naszą choinką coś zostawił - śmieje się pani Irena. Oczywiście było też śpiewanie kolęd. Tyle że wybór był znacznie większy - na zmianę pojawiały się polskie i niemieckie. I tak zostało do dzisiaj.

Czy przy tym dopasowywaniu tradycji świątecznych dochodziło do zgrzytów? - Nie, nigdy ich nie było. Owszem, tato ciągle prosił mamę, żeby zrobiła na wigilię coś, co przyrządzało się w jego domu rodzinnym. Ale to były spokojne prośby. Moi dziadkowie początkowo przez lata jedli kolację wigilijną sami, ale potem zaczęli do nas przychodzić. Myślę, że to za sprawą taty. Jemu chyba nie mieściło się w głowie, że rodzina mieszka obok siebie, a wigilijną wieczerzę spożywa osobno - opowiada pani Irena.

Strach przed Świętym Mikołajem - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Wigilijne przeżycia pani Krystyny Bałon teoretycznie mogłyby być jeszcze bardziej skomplikowane. Jej tato jest Polakiem urodzonym na Zaolziu. Mama, Niemka, wychowała się w Nowej Rudzie. On był luteraninem, ona - katoliczką. Czy więc przy okazji świąt potrzebny był mediator? - Nie było nieporozumień. Od początku obchodzili święta po polsku. Mimo różnicy narodowości i religii. Zresztą mama szybko zaczęła chodzić na nabożeństwa luterańskie - mówi pani Krystyna, emerytowana nauczycielka języka niemieckiego. - Może na wigilijną wieczerzę nie było 12 dań, ale zawsze mieliśmy 7 lub 9 (musiała być nieparzysta liczba). Zawsze była ryba - pod tym względem mama dostosowała się do obyczajów z rodzinnego domu taty.
Jak dodaje, było to o tyle łatwiejsze, że w czasie wojennej biedy jej mama przywykła do jadania mięsa jedynie "od wielkiego święta". A postne, wigilijne, polskie potrawy doskonale wpisywały się w te realia. - Niemcy lubią w Wigilię jeść sałatkę ziemniaczaną z parówkami jako wstęp do dalszej części wieczerzy. Potem jest karp, niektórzy podają też gęś - wyjaśnia pani Krystyna.

Jak mówi, jej mama bardzo chciała, by wigilijne obyczaje były zbliżone do tych, które tato pamiętał z domu rodzinnego. Wyczytała gdzieś, że na polską wigilię można robić zupę migdałową, bo taką ponoć podawano niegdyś w domach szlacheckich. - I potem my ją zawsze jedliśmy zamiast barszczyku - mówi Krystyna Bałon.

Każdą wieczerzę zaczynało się od czytania fragmentu Pisma Świętego. Po kolacji było śpiewanie kolęd. Głównie polskich. - Mama po wojnie chodziła do szkoły i nauczyła się biegle posługiwać polszczyzną. Zaczytywała się w polskiej literaturze. Bardzo jej się podobały polskie kolędy. Oczywiście, nauczyła mnie śpiewać"O Tannenbaum" czy "Stille Nacht, heilige Nacht!", ale też znałam "Cichą noc" po polsku. Rodzice przed wojną byli w chórach, więc w Wigilię pięknie śpiewali. Szkoda, że tej umiejętności nie odziedziczyłam po nich - wzdycha z uśmiechem.

Co ważne, po pierwszej kolędzie mała Krysia mogła wreszcie wejść do pokoju, który od rana był przed nią zamknięty. Tam stała ubrana w tajemnicy choinka, a pod nią czekały prezenty przyniesione przez Jezuska. - Raz znajomy taty przebrał się za Świętego Mikołaja, ale tak bardzo się go przestraszyłam, że więcej już podobnych eksperymentów rodzice nie robili - opowiada. Noworu-dzianka podkreśla, że świąteczne obyczaje w jej domu były prawdziwym miszmaszem - składały się z tego, co było najlepsze w rodzinnych obyczajach obojga rodziców.

Adwent po niemiecku
Obie panie podkreślają, że z niemieckiej obyczajowości wyniosły głębsze przeżywanie adwentu, czyli czasu przygotowania do Bożego Narodzenia. - W domu niemieckim adwent jest bardzo ważny - przystrajanie domów, mieszkań. Tego nie było w domu polskim. Tu ważniejsze były same święta - mówi Irena Rogowska.

Krystyna Bałon, poza przystrajaniem domu wieńcami adwentowymi, wspomina też inne tradycje. - Mama zawsze robiła dla mnie kalendarz adwentowy (wtedy nie można było kupić go w sklepie). Mogłam co dzień otworzyć okienko. Oczywiście, nie było tam, jak dzisiaj, słodyczy. Były obrazki narysowane przez mamę - wspomina.

W pamięci mocno zapadły jej też ciasteczka, które piekła wspólnie z mamą w czasie adwentu. - Potem musiały swoje odleżeć do świąt. Dzięki tym zwyczajom bardzo lubię adwent. Na Zaolziu, w rodzinnych stronach taty, te zwyczaje nie były znane - mówi.
Czyli że mieli znaczniej mniej, ale duchowo święta były o wiele bogatsze. I kolędy śpiewane w Wigilię radowały, a nie męczyły. Bo nikt nie słuchał ich już od 1 listopada...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska