Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kurczyński, statystyk Impela: Człowiek i pies statystycznie mają po trzy nogi [ROZMOWA]

Jakub Guder
Wojciech Kurczyński, statystyk Impela Wrocław
Wojciech Kurczyński, statystyk Impela Wrocław fot. Impel Wrocław
Wojtek Kurczyński, który w sztabie Impela Wrocław jest statystykiem, opowiada o tajnikach swojej pracy, magii liczb i planach na przyszłość.

Jak to się stało, że trafił Pan do Impela Wrocław jako statystyk?
Pochodzę z Bogatyni, a trenerką zajmuję się od 2006 roku. Zaczynałem od prowadzenia grup młodzieżowych. Potem – studiując na politechnice – trafiłem do Gwardii Wrocław. W międzyczasie zrobiłem kurs instruktorski. Na Krupniczej przez 2,5 roku współpracowałem z trenerem Tomaszem Pajorem. Będąc przy nim II szkoleniowcem zacząłem robić statystyki na swoich autorskich programach czy arkuszach kalkulacyjnych. Nawiązałem też współpracę z Markiem Solarewiczem. Poprosiłem go, aby pokazał mi zaawansowane programy do statystyk - Data Volley 2007 oraz Data Video, które już wcześniej co prawda widziałem, ale nie miałem okazji się nauczyć, bo wymagają licencji. Od 2012 roku pomagałem Impelowi jako jeden z asystentów. Gdy zmieniono trenera Tore Aleksandersen zasugerował, by oddzielić posadę II trenera od statystyka. Ja byłem pod ręką.

Jak wygląda praca statystyka w juniorskich zespołach?
Podstawowe arkusze obserwacji można sobie samemu wymyślić. Pewną wiedzę na ten temat można wynieść też z kursów trenerskich. Z biegiem czasu samemu się określa, co jest priorytetem. Ważne jest też, czego wymaga pierwszy trener. Zaczynałem tak, że robiłem poziomą linię i wpisywałem punkty – te na górze były dla nas, te na dole dla przeciwnika. Te punkty były z adnotacją działania i oceny tego działania. Zaraz po meczu szybko wrzucałem to do arkusza kalkulacyjnego i otrzymywałem najpotrzebniejsze dane. Ważne jest zawsze to, żeby dane były dostępne jak najszybciej. By można je było przeanalizować, a potem wykorzystać na treningach. Wiadomo, że w juniorach pojawiały się pewne ograniczenia, bo nie mieliśmy profesjonalnych programów do dyspozycji.

Musiał Pan korzystać z jakiegoś kodu zapisu. Przecież nie pisał Pan w trakcie meczu pełnymi zdaniami.
Oczywiście. Najczęściej wygląda to tak, że stawiamy liczbę – która określa numer zawodnika - a potem skrót oznaczający jakieś działanie: atak, blok, obronę, przyjęcie. W tym ostatnim elemencie dodaję jeszcze jego ocenę: czy to było działanie skuteczne, czy pozwalało kontynuować grę, czy może zakończyło się stratą punktu. Z czasem od poziomej linii przeszedłem do tabeli z moimi zawodnikami, którą wypełniałem oczywiście ręcznie. Na przykład w kolejnych okienkach stawiałem kreski, które oznaczały poszczególne ataki.

Zawsze da się dokładnie ocenić dane zagranie? Po ataku wszystko jest jasne – mamy punkt, aut, albo blok. Jak jednak ocenić poprawne czy idealne przyjęcie? Są jakieś obiektywne kryteria?
Takiego elementu jak przyjęcie zagrywki nie da się ocenić w kategoriach zero – jeden, że jest dobrze, albo źle. Program, z którego korzystamy w Impelu, sugeruje nam przy zagrywce wysokość czy obszar jego odbioru. Ważny jest też aby przyjęcie zagrywki dawało pełen komfort rozgrywającej, czyli czy jest w stanie wystawić piłkę tam, gdzie chce. Jeśli nie, to ocenę odbioru trzeba obniżyć. Czasem jest też tak, że trener uznaje, które przyjęcie lub rozegranie jest poprawne, a które nie. Dlatego ważne, żeby statystyk znał się na siatkówce. Musi się bowiem czasem wczuć w realia na boisku, bo przecież tam nie grają maszyny. Im dłużej się pracuje, tym ta ocena jest coraz trafniejsza. Myślę, że ja teraz w ciągu sekundy jestem w stanie trafnie ocenić 90-95 proc. zagrań. Dodatkowo każdy mecz analizuję potem jeszcze na nagraniu video.

Czyli te statystyki, które dostają zaraz po meczach zawodniczki czy trenerzy, mogą się różnić od tych po analizie video?
Mogą, ale to są kosmetyczne zmiany. Wielkich różnic właściwie nie ma. To ma bardziej znaczenie dla sztabu podczas dogłębnej analizy gry. W statystykach, które są dostępne na stronie internetowej czy trafiają do dziennikarzy, mamy zazwyczaj trzystopniową skalą. Na przykład: liczba ataków, liczba błędów i liczba ataków skutecznych. Tak naprawdę ta skala ma jednak pięć-sześć ocen. To bardzo istotne dla sztabu szkoleniowego.

Jakie dane są jeszcze ukryte dla śmiertelników?
Obrony, dogranie piłki oddanej przez przeciwnika, ale najwięcej dają nam informacje o tym, jak wystawia rozgrywająca. Są to tak zwane „setter callsy”, albo inaczej „kody rozgrywającego”. Obserwujemy na przykład, jak zachowuje się środkowa i jak w zależności od tego wystawia rozgrywająca, czyli jaką ma dystrybucje ataku. Na przykład: jeśli środkowa idzie na krótką, to rozgrywająca nigdy nie posyła piłki na lewe skrzydło, albo nigdy nie gra pipe'a. Zapisujemy też oczywiście kierunki zagrywki czy ataków. Pomaga to ustawić blok lub przyjęcie zagrywki.

Nawet jeśli macie do dyspozycji rozbudowany program do statystyk, to i tak w jednej sekundzie po akcji musicie zapisać wiele elementów, ocen.
Jest to system kodów wpisywany poprzez klawiaturę. Numery zawodników, skróty, pewne autowypełnienia – to wszystko nam pomaga. Można te ustawienia zoptymalizować wedle swoich potrzeb. Średni, trzysetowy mecz to w sumie ok. 800-900 linijek kodu. Gdy gramy pięć setów, to nawet 2000 linii. Każda linia odpowiada jednemu zagraniu – obronie, wystawie czy atakowi.

To Pan nadaje do tych słuchawek, które w uszach ma trener Tore Aleksandersen?
Faktycznie zapewniają one kontakt ławki trenerskiej z częścią sztabu, który siedzi za boiskiem i analizuje grę. U nas nadaje Martin Frydnes, asystent trenera, który siedzi obok mnie, a ja przesyłam mu w trakcie meczu dane. Na podstawie informacji przekazanych od nas ławka trenerska decyduje o zagrywce czy bloku w poszczególnej akcji.

Trener Ryszard Tarasiewicz powiedział kiedyś, że statystyki są jak minispódniczki: wiele pokazują, ale zasłaniają najważniejsze.
Ja bym przytoczył inne powiedzenie: jeśli człowiek wychodzi z psem na spacer, to statystycznie każdy z nich ma po trzy nogi. Spoglądając pierwszy raz na statystyki możesz przeinaczyć rzeczywistość. To tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwe wnioski możesz wyciągnąć, jeśli naprawdę zaangażujesz się w analizę. Do tego trzeba stosować odpowiednie narzędzia i mieć odpowiednią ilość danych. Im masz ich więcej, tym możesz wyciągnąć trafniejsze wnioski. Trzeba też jednak pamiętać, że na boisku grają ludzie i liczby nie zawsze wszystko odzwierciedlają. Występuje przecież również aspekt psychologiczny. Może dana siatkarka miała zły dzień i dlatego wystawia tak a nie inaczej. Liczby i analizy dają nam dopiero powód do tego, by gdzieś szukać problemu. Ważne jest trenerskie spojrzenie. To szkoleniowiec może ocenić, dlaczego dana siatkarka kiwa aż 40 proc. piłek, chociaż wcześniej robiła to rzadziej. Może to jest kwestia wystawy?

Z tego co Pan mówi, macie do dyspozycji mnóstwo danych. Na ile siatkarski są w stanie to wszystko zapamiętać, z potem wykorzystać w trakcie meczu?
To kwestia sposobu ich przekazania. Na boisku są emocje. Zawodniczki mają przede wszystkim skupiać się na swojej grze, bo jeśli przegrywają 10 punktami, to nie ma aż tak dużego znaczenia, czy przy asekuracji zrobią krok do tyłu, czy do przodu. Trzeba wczuć się w zawodniczkę, zastanowić się, jak ona postrzega grę. Dla niej ważne jest, kogo ma pod siatką z drugiej strony, a mniej patrzy na rotację przeciwniczek. Uważam, że szczegółowe i konkretne informację można przekazać w trakcie meczu. Gdy bierzemy czas, można dać dokładne wytyczne na jedną-dwie najbliższe piłki. Musimy też pamiętać, że nasza analiza, to stwierdzenie pewnych faktów a potem to trochę jak przewidywanie pogody. Możemy zakładać, że rywalki będą grały tak a nie inaczej, ale w trakcie meczu musimy to weryfikować.
W tamtym sezonie w meczu w Spocie w rundzie rewanżowej wiedzieliśmy, że jeśli środkowa idzie na przesuniętą krótką, to rozgrywająca nigdy nie gra do lewego skrzydła. Zaczyna się mecz, pierwsza wystawa, środkowa skacze do krótkiej, a Iza Bełcik rzuca piłkę na lewe skrzydło! Zrobiła tak w trzech pierwszych akcjach. Trzeba to błyskawicznie weryfikować, żeby zawodniczki nie straciły zaufania do sztabu. To działa też w drugą stronę – jeśli trener na przerwie powie, żeby blokować prostą i po chwili w ten sposób zdobywamy punkt, to autorytet trenera rośnie a siatkarka może stwierdzić: „Ja to mam dobrego trenera”.

Marzy Pan o trenerce, czy chce zostać przy statystyce?
Jeśli obserwować trenerów młodego pokolenia, to wielu z nich zaczynało od statystyki, potem było drugim trenerem, by na końcu wcielić się w rolę pierwszego. W Impelu nie czekam na to, żeby jak najszybciej uciec ze stanowiska statystyka. Podoba mi się ta praca. Mam jednak nadzieję, że kiedyś, gdzieś będą najpierw II a potem I trenerem. A jak już nim zostanę, to duży nacisk będę kładł na statystykę i analizę gry, ponieważ wierzę w liczby i wiem, że mogą one czasami pokazać nam coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wojciech Kurczyński, statystyk Impela: Człowiek i pies statystycznie mają po trzy nogi [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska