Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O co chodziło zbuntowanym lekarzom na Brochowie? O pacjentów? Nie, o podwyżki

Agata Grzelińska
fot. Marcin Osman
Wszystko wskazuje na to, że lekarze ze szpitala położniczego na Brochowie, którzy grozili odejściem z pracy z powodu fatalnych warunków, zostaną. W piątek do mediów dotarł ich dramatyczny list, w którym opisali braki sprzętu medycznego i brud... Dyrektor Janusz Wróbel nie ukrywa, że ginekolodzy i neonatolodzy napisali ten dramatyczny list otwarty, ponieważ chcieli dostać podwyżkę. I wygrali.

- Chodziło o pieniądze! - Janusz Wróbel, dyrektor Szpitala im. A. Falkiewicza, tak ocenia powody buntu dwudziestu lekarzy, którzy pod koniec ubiegłego tygodnia złożyli wypowiedzenia z pracy i napisali list otwarty w tej sprawie. Tłumaczyli, że w szpitalu położniczym panują fatalne warunki. Opisali brud i braki w sprzęcie ("nie posiadamy nawet nowoczesnego aparatu USG"). Wspomnieli też o kuchni, która przypomina taką "z obozu pracy przymusowej". Czy te zarzuty nie są przesadzone? Postanowiłam to sprawdzić.

Idę na piąte piętro, gdzie leżą kobiety po porodzie. Za radą znajomych zaglądam do toalety. Ogólny widok nie najgorszy, ale jednak cieszę się, że nie muszę korzystać. Wchodzę do jednej z sal i pytam leżące tam kobiety, jak oceniają warunki. Nie narzekają jakoś specjalnie.
- Jak widać, warunki są tutaj trochę spartańskie. Zwłaszcza w toaletach. W łazience nie ma żadnej intymności, nawet zasłonek brakuje - mówi jedna z pacjentek. Urodziła w tym szpitalu drugie dziecko. Dlaczego znów chciała rodzić na Brochowie? Ze względu na dobrą opiekę.
- Jestem zadowolona z opieki. Ten szpital poradziły mi moja bratowa i dwie koleżanki, które wcześniej tu rodziły - dodaje kolejna mama. - Najgorsza była toaleta na dole, na izbie przyjęć, Tam od samego zapachu można było szybciej urodzić.

Dyrektor Wróbel opowiada, że podstawowe pensje lekarzy w jego szpitalu są niższe od średniej wojewódzkiej i że zgodził się na podwyżki. - Spisaliśmy ugodę. Zawarliśmy w niej konkretne kwoty. Teraz lekarze zastanawiają się, czy podpisać - powiedział nam we wtorek przed godz. 15. Ma nadzieję, że lekarze zostaną. - To dobry zespół, ale są wolnymi ludźmi. Jak odejdą, będę szukał innych, albo trzeba będzie szpital położniczy przekształcić w inny.
Dyrektor zastanawia się głośno, czy należało się zgadzać, jak to ujął, na dyktat ginekologów. - W kolejce po podwyżkę stoją już następne grupy personelu - mówi.
I dodaje: - Nie jest wcale tak, jak to opisali lekarze. Tylko w ostatnim roku wydaliśmy 20 mln zł na remonty, termomodernizację i zakup nowego sprzętu, np. nowoczesnego rentgena. Nie da się wszystkiego zrobić naraz.
Janina Chrupek, zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-eksploatacyjnych, wyjaśnia, że dyrekcja przygotowuje odpowiedź na list otwarty lekarzy.
- Napisali mnóstwo nieprawdziwych rzeczy. Jeśli chcieli podwyżki, to trzeba było o tym normalnie rozmawiać. W szpitalu jest np. siedem aparatów USG, w tym jeden 4D. Mamy najwyższej klasy aparat rentgenowski. Właśnie kupiliśmy m.in. lampę sufitową i dwie lampy zabiegowe na salę porodową, trzy stanowiska, w tym jedno z aparatem do resuscytacji noworodka, aparat KTG, aparat EKG, tzw. ciepłe gniazdko i pulsoksymetr - wylicza pani dyrektor. - Szukam też pieniędzy na remont reszty toalet - dodaje.

ZOBACZ:
Fatalne warunki w szpitalu im. Falkiewicza? 20 lekarzy złożyło wypowiedzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska