Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Marszałku, jadę w delegację bez delegacji

Wojciech Koerber
Panie Radku, jadę dziś w delegację do Warszawy bez delegacji. Prywatnym samochodem, za swoje. Z miłości do sportu i światowego ruchu olimpijskiego, któremu wraca podobno rozum do głowy.

Trudno się dziwić, skoro z walki o zimowe igrzyska 2022 roku wycofały się już Lwów, Sztokholm, Oslo i Kraków, a licytują się już tylko Pekin i Ałmaty. MKOl ogłosił, że igrzyska mają być tańsze i niekoniecznie w jednym miejscu, co niewątpliwie odejmie im nieco magii, lecz doda rozsądku. Bo i po co południowokoreańskie Pyeongchang, gospodarz ZIO 2018, ma budować tor bobslejowy na jedną imprezę, skoro stoi już taki nieopodal, w Japonii? Pieniądze w błoto, w lód. Zresztą dla przywykłych do przepychu oficjeli z pięcioma kołami przy klapie to lepiej. Chlebem i solą witani będą nie raz, a dwa.

Ci z MKOl-u, FIFA, UEFA, FIVB etc. są tacy sami, jak marszałek Radek Sikorski, czego po raz kolejny nie dowiódł wymiar sprawiedliwości, lecz dziennikarze. Gdy zatem słyszę, że są media czwartą władzą, zwyczajnie się nie zgadzam, mianowicie sytuuje nas gdzieś w okolicach miejsca drugiego. To media ustaliły, że oto marszałek rozliczył na prywatne auto 90 tysięcy kilometrów, podczas gdy licznik w samochodzie wskazuje dopiero nieco ponad 30 tys. Jakiś polityczny oponent musiał cofnąć licznik!

Trzeba marszałka zrozumieć, otóż jeżdżenie po Polsce świetnie oddają słowa piosenki z Akademii Pana Kleksa: "Cała naprzód ku nowej przygodzie, taka gratka nie zdarza się co dzień". Wiedzą coś o tym pięściarze Wach, Wilczewski i Łaszczyk, których do rutynowej kontroli zatrzymało... kilka radiowozów naraz, by wyniuchać narkotyki i amunicję. Absolutnie nie należę do zwolenników spiskowej teorii dziejów, lecz środowisko znam, stąd moje podejrzenie, że akcję mogli jednak współorganizować konkurencyjni promotorzy gal. By spieprzyć rywalom nabożeństwo. Czas pokaże, w każdym razie ja tego Wacha za jedno podziwiam. Za imponujących rozmiarów szczękę, na której można by zorganizować wieczerzę wigilijną dla dwunastu apostołów.

Rutynowa kontrola drogowa zapisała w polskim sporcie niemałą kartę. Wspomnieć należy tu casus Marka Lorama, brytyjskiego mistrza świata na żużlu, który w 2000 roku sięgnął po tytuł, mimo że nie wygrał żadnej z sześciu rund Grand Prix. Otóż Loram, będąc jeźdźcem Apatora, spieszył się raz na mecz w Częstochowie. Medalikom niespecjalnie jednak zależało, by zdążył, stąd do rutynowej kontroli zatrzymywano go dwu- czy trzykrotnie. Taki pech. Żużel częściej rozgrywany jest na drodze. Otóż przed wielu laty Ostrovia umiłowała sobie jazdę na mokrym torze, z którym goście niekoniecznie dawali sobie radę. Przed jednym ze spotkań znów więc polano obficie tor, a żeby udowodnić opady w mieście, kazano też wyjechać polewaczce poza stadion, by zrosiła i trasę, którą miał przybyć na mecz arbiter. I za to właśnie kochamy speedway. Że daje możliwość naginania regulaminu, wyprowadzania rywala w pole.

Jesienią, też w Ostrowie, nie szło gospodarzom w barażu z Wandą Kraków - stawką było miejsce w I lidze. Dodatkowo Ales Dryml, wycieńczony gonitwą z Czech, gdzie jeździł tego samego dnia w południe (!), zasłabł w parkingu i trafił do szpitala. Na stadionie zgasło więc światło i usterki nie dało się usunąć. No nie dało się... Kilka tygodni później ostrowianie byli już lepiej przyszykowani i cel osiągnęli.

W Polsce wielu jest jak marszałek. Zatem bierzmy przykład z Niemców, gdzie filozofię mają następującą: zaufanie dobre, kontrola lepsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska