Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Brodzik: Popularni to są Rolling Stonesi, a nie ja (ROZMOWA)

Robert Migdał
Joanna Brodzik w czasie wrocławskiego "GaleriOnu"
Joanna Brodzik w czasie wrocławskiego "GaleriOnu" Janusz Wójtowicz
Joanna Brodzik, aktorka znana z seriali "Kasia i Tomek" czy "Magda M.", opowiada o swoich dzieciach, przyjaciołach z Wrocławia i wolności, jaką dali jej rodzice.

Można wykonywać zawód aktora bez pasji?
Pewnie można, tylko po co? Uważam i zawsze uważałam, że móc robić w życiu to, co się kocha, jest wielkim błogosławieństwem.

Bo?
Bo tylko wtedy praca jest przyjemnością, jest przygodą, wyzwaniem. Zawsze, kiedy spotykam ludzi, o których mam wrażenie, że robią coś, czego nie kochają, przepełnia mnie uczucie współczucia. I żalu. To musi być straszne - wstawać co rano i musieć robić coś na siłę. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna losowi i sobie samej za determinację i upór w dokonywaniu wyborów, że jednak postanowiłam w życiu robić to, co chcę.

Rodzice Panią wspierali? Pomagali czy wręcz przeciwnie?
Pomagali. Jest to dla mnie - jako matki - ogromna lekcja. Przede mną jest teraz trudność, z która borykali się moi rodzice, kiedy ich zawiadomiłam, że chcę być aktorką, zaakceptowania dowolnie szalonej z punktu widzenia rodzica drogi i zaakceptowanie tego, że każdy z nas ma prawo wybrać swoją przyszłość, nawet jeśli rodzicom wydaje się, że ich pomysły są bardziej stabilne, bardziej bezpieczne. A ponieważ mnie pozwolono wybrać własną drogę życiową, zawodową, jaką chciałam, to będę winna swoim dzieciom to samo.

Synowie będą mieli dobrze.
Na pewno nie będę ich ograniczać i do czegoś zmuszać. Dla mnie, jako dla rodzica, bardzo ważna jest umiejętność obserwacji i kierowania potencjałem młodego człowieka tak, żeby uwrażliwić go na rzeczy, które mu wychodzą lepiej od innych. I pokazać: " Zobacz, nie we wszystkim musisz być dobry, ale w tym możesz być naprawdę świetny". Wydaje mi się, że to jest dobry sposób na to, by znaleźć dla siebie taką drogę, która będzie dawała spełnienie jako dorosłemu człowiekowi. Czyli znalezienie tego czegoś, co mądrzy ludzie nazywają tym jednym talentem, tym jednym czymś, co może nas dookreślić najpełniej. Oczywiście są tacy szczęściarze, którzy mają tych talentów po kilka, ale mówi się, że każdy człowiek ma przynajmniej jeden. Nawet jeśli jest to robienie parasolek albo butów - na przykład taki Manolo Blahnik jest szewcem artystą, który robi przepiękne buty. Widać, że robi to z pasją...

Kto Panią nauczył takiego podejścia do życia?
To stanowisko zawdzięczam mądrości ludzi, którzy mnie wychowywali - głównie mojej babci, która mówiła od zawsze, jak pamiętam: "Możesz zostać śmieciarzem, byle byś tego naprawdę chciała i byle byś starała się być najlepszym śmieciarzem w mieście".

Pani babcia była cudowną osobą. Z tego, co wiem, pozwalała Pani tłuc po swoich emaliowanych garnkach, bo marzyła Pani, żeby być perkusistką...
Oj, był taki moment, to prawda. Teraz obserwuję podobne dążenia u mojego syna, Jana, więc geny gdzieś tam nie idą w las. Do dzisiaj nie wiem, jak babcia wytrzymywała to bębnienie.

Babcie i dziadkowie mają zawsze większą cierpliwość do dzieci niż rodzice.
To prawda.

A czy Pani synowie potrafią grać i śpiewać? Bo Pani ze śpiewaniem zawsze była - i nadal jest - na bakier...
Synowie, dzięki Bogu, po tacie potrafią śpiewać. Mają świetny słuch i już rozpoczęli swoją edukację muzyczną. Bardzo lubią te zajęcia. Jestem z tego powodu szczęśliwa, bo świat nut, świat muzyki jest dla mnie, niestety, tajemnicą. Nigdy nie nauczyłam się czytać nut w sposób biegły, a wydaje mi się, że to jest najbardziej pełny sposób komunikowania się z absolutem. I jeśli komukolwiek czegokolwiek zazdroszczę, to tym ludziom, którzy potrafią się poruszać w świecie muzyki. I potrafią się tym językiem sprawnie porozumiewać.

Muzyka uczy wrażliwości w zwykłym codziennym życiu.
To prawda, bo wrażliwi ludzie potrafią odbierać muzykę na poziomie zmysłowym. I ci, którzy rozumieją muzykę, potrafią czytać nuty, są według mnie osobami, które dostały ogromny kapitał, dlatego będę chciała w tę umiejętność moich chłopaków wyposażyć.

Śpiewanie Pani nie wychodziło.
Nie można mieć wszystkiego. Moi synowie, jak tylko nauczyli się mówić, a starałam się nucić im jakieś pioseneczki, które pamiętałam ze swojego dzieciństwa, bardzo szybko zaczęli, w sposób bardzo taktowny, ale jednak stanowczy mówić: "Mamusiu, bardzo cię kochamy, ale już nie śpiewaj...". Przyjęłam to z godnością i milczę. Na szczęście są bardzo dobre nagrania piosenek, kołysanek utalentowanych kolegów aktorów, którzy to robią o wiele lepiej ode mnie.

Może i śpiewać Pani nie umie, ale gra Pani świetnie. Wielką popularność zdobyła Pani występami w serialach, m.in. "Kasia i Tomek", "Magda M.", w serii z "Rozlewiskiem" w tytule...
Wie pan, wielką popularność to zdobyli Rolling Stonesi i Beatlesi...

Niech Pani nie będzie taka skromna. Czy kiedykolwiek poczuła Pani, że ta popularność Pani ciąży? Że to nie są tylko blaski, ale też i cienie?
Tak jak chirurg przed zabiegiem musi myć ręce i przestrzegać pewnych zasad, przyjmować konsekwencje tego, co robi, wyborów, jakich dokonał, tak człowiek, który wykonuje pracę aktora, musi liczyć się z tym, że jeśli wykona ją w sposób przekonujący i postać, którą buduje, zostanie przyjęta do zbiorowej świadomości, to będzie ona w tej zbiorowej świadomości funkcjonowała. I konsekwencją tego jest rozpoz-nawalność - trzeba się z tym liczyć. Ze względu na moje zawodowe wybory więcej ludzi mówi mi "dzień dobry", mam więcej znajomych. To, co bywa uciążliwe, to strona związana z naruszaniem prywatności, nastawaniem na nią przez paparazzich. I to szczególnie wtedy, gdy pojawiają się dzieci na tyle małe, żeby nie rozumieć, co się dzieje. Ale to jest część mojej rzeczywistości, konsekwencja moich wyborów. Muszę się z tym liczyć. I staram się chronić swoją rodzinę, jak to tylko jest możliwe.

Jak?
Jeśli ktoś przekracza granice przeze mnie określone jako granice prywatności, to idę z taką sprawą do sądu. A inne sprawy związane z rozpoznawalnością staram się dzieciom tłumaczyć: "Chłopaki, poczekajcie chwilę, muszę sobie zrobić zdjęcie z panią, dać jej autograf" i dzieci traktują to jako część naszego życia. Chronimy ich jednak do czasu, aż dorosną i sami będą mogli decydować o swoim wizerunku.

Bardzo Pani broni nie tylko prywatności dzieci, ale też i swojej. Nie bywa na bankietach, bankiecikach. Nie daje się Pani fotografować "na ściankach".
Na bankietach bywam, kiedy tego wymaga ode mnie moja praca.

Ale żeby "się pokazać", to już nie.
Nie znajduję w sobie takiej potrzeby. Każdy dokonuje swoich wyborów - mój jest taki.

A wykorzystuje Pani swoją aktorską popularność do innych celów?
Pyta Pan o to, czy kupuję pół kilo podwawelskiej bez kolejki? Na szczęście te czasy mamy już za sobą.

Nie, pytam o coś zupełnie innego. Poważniejszego. O "GaleriOn", czyli Dolnośląski Przegląd Twórczości Osób Niepełnosprawnych we Wrocławiu. Wiem, że co roku Pani przyjeżdża na "GaleriOn", spotyka się z uczestnikami, prowadzi spotkania - wszystko za darmo. To jest taki sposób dzielenia się przez Panią tą swoją popularnością?
Z pewnej perspektywy to tak może wyglądać. Od ponad 15 lat w miasteczku, z którego pochodzę, w Lubsku, biorę udział w Lubuskich Prezentacjach Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski i okazało się, że wśród uczestników w ciągu tych 15 lat wyrosło dla mnie grono fantastycznych przyjaciół. Dla mnie kontakt z nimi jest bardzo cenny, dający mi lekcję pokory, szacunku, wdzięczności. To, jak niezwykle trudne zadanie wykonują rodzice ludzi niepełno-sprawnych, z jakimi borykają się problemami, budzi mój wieki podziw i szacunek, zwłaszcza od kiedy sama jestem matką. Krótko mówiąc, mam tam grupę przyjaciół, z którymi czuję się bardzo związana. Zostałam również zaproszona, żeby wziąć udział w "GaleriOnie". A ponieważ nie mam w tym żadnego interesu ani nie powoduje mną żadna chęć ukryta, to ci ludzie - którzy są bardzo wyczuleni na wszelkie objawy tzw. ściemy tak zwanych pełno-sprawnych - dobrze czują się w moim towarzystwie, bo wiedzą, że ja też czuję się bardzo dobrze z nimi. I że są dla mnie ważni. Najnormalniej w świecie bardzo się lubimy i oni też mają poczucie, że dają mi coś bardzo ważnego. Pomijam fakt samej wyjątkowości naszych kontaktów, ale też bardzo delikatnie - bo większość z nich jest wyjątkowo utalentowanymi muzycznie ludźmi - pomalutku wciągają mnie w edukację muzyczną i jestem im za to ogromnie wdzięczna. I śmiejemy się z tego, że jak im się uda mnie nauczyć śpiewać, to będzie nasze wspólne, ogromne osiągnięcie. Tak sobie żartujemy.

Rozmawiał Robert Migdał

Fot. janusz wójtowicz
============06 Zdjęcie Podpis 8.5(45034198)============
b Joanna Brodzik w czasie wrocławskiego "GaleriOnu"
============41 Ramka mag(45034220)============
Joanna Brodzik. Na drugie imię ma Honorata. Rocznik 1973. Urodziła się w Krośnie Odrzańskim, dorastała w Lubsku, a do szkoły średniej chodziła w Zielonej Górze. Skończyła warszawską PWST.
Zagrała m. in. w filmach: "Klan", "Graczykowie", "Świat według Kiepskich", "Nigdy w życiu!", "Jasne błękitne okna", "Dom nad rozlewiskiem" czy "Miłość nad rozlewiskiem".
Użyczała swojego głosu w bajkach, m.in. "Garfield" czy "Artur i Minimki". Prywatnie jestz aktorem Pawłem Wilczakiem, z którym ma dwóch synów: Jana i Franciszka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Joanna Brodzik: Popularni to są Rolling Stonesi, a nie ja (ROZMOWA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska