Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zeznała, że koledzy w pracy ją gwałcą. Kłamała. Jak każdy z nas

Małgorzata Moczulska
Marta, która twierdziła, że zgubiła w autobusie 450 tysięcy złotych, nikogo swoim kłamstwem nie skrzywdziła. Inaczej niż Małgorzata, która wymyśliła historię molestowania w pracy i omal nie zrujnowała życia kilku rodzinom... Lista kłamców, w których intrygi uwierzyliśmy jest bardzo długa i wciąż otwarta. Robert Feldman, psycholog zajmujący się badaniem zjawiska kłamstwa, twierdzi wręcz, że nie należy zadawać pytania, czy ludzie kłamią, bo kłamią, a raczej: jak często i dlaczego?

W 2013 roku Marta, mieszkanka Wrocławia, zgłosiła się na komendę policji, wydawała się załamana. Drżącym głosem opowiadała funkcjonariuszom, jak zostawiła w autobusie reklamówkę, w której było 450 tys. zł. Nie potrafiła wytłumaczyć, jak mogła wysiąść bez torby, w której wiozła tak dużo pieniędzy. Tłumaczyła to roztargnieniem, a potem sugerowała, że być może ktoś ukradł jej torbę w czasie jazdy autobusem.

Policja od razu rozpoczęła poszukiwania pieniędzy, a mieszkańcy dyskusje na co wydaliby gotówkę z reklamówki, gdyby ją znaleźli. Mundurowi nie dali nam długo pomarzyć, bo wkrótce ogłosili, że kobieta kłamała, a całą historię wymyśliła, bo ma problemy osobiste i długi, których nie ma z czego spłacać.

O sprawie pisaliśmy w artykule Wrocław: Historia o 450 tys. zł zgubionych w autobusie była fikcją

CZYTAJ DALEJ: Historią Lidii S. żyła cała Polska, a Małgorzata Bielawy zmyśliła, że ją molestowano i gwałcono. Kłamią też naukowcy

O Lidii S., bizneswomen ze Świdnicy, która oskarżała swoich kolegów o brutalne egzekwowanie długu mówiła cała Polska, porównując jej przypadek z filmowym "Długiem". Jej historia wydawała się poruszająca niczym filmowy scenariusz. Kobieta ze łzami w oczach opowiadała o tym, jak pożyczyła od znajomego przedsiębiorcy 6 tysięcy złotych. Wpadła jednak w problemy finansowe i nie miała z czego długu oddać. Twierdziła, że próbowała rozłożyć go raty, ale wtedy jej firmę odwiedził jej wierzyciel ze znajomymi.

Nie byli mili. Od drzwi krzyczeli, niszczyli sprzęt biurowy. Zażądali natychmiastowego zwrotu 6 tysięcy i kolejnych 11 tysięcy odsetek od długu. Lidia S. nie miała pieniędzy. Dostała więc kolejne terminy, by oddać kolejną ratę. Twierdziła, że z dnia na dzień jej dług rósł o kolejne kilkaset złotych, a mężczyźni straszyli ją, że ją zabiją, spalą mieszkanie i że krzywda stanie się jej dzieciom.

- Mimo strachu, w końcu nie wytrzymałam tego i poszłam na policję. Nie mogę pozwolić, by ci bandyci zrobili coś moim dzieciom - opowiadała dziennikarzom kobieta. Była bardzo wiarygodna. Pewnie dlatego uwierzyli jej również policjanci. Otrzymała ochronę, a kilka jej rzekomi oprawcy trafili do aresztu. Rozpoczęło się śledztwo i wtedy okazało się, że świdniczanka ma na koncie wyroki za oszustwa, a dodatkowo nakaz zapłaty, wydany przez sąd na kwotę 17 tysięcy złotych. Sąd uznał, że Lidia S. pożyczyła te pieniądze od mężczyzny, którego oskarża o brutalne wymuszanie wierzytelności.

Zatrzymani mężczyźni wyszli na wolność. - My tylko chcieliśmy, aby oddała pieniądze, które pożyczyła. A ona zrobiła z tego aferę, a z nas brutalnych wierzycieli - mówili dziennikarzom. Zaraz potem Lidia S. zniknęła. Wyjechała za granicę.

CZYTAJ DALEJ: Małgorzata Bielawy zmyśliła, że ją molestowano i gwałcono
Jeszcze większą kłamczuchą okazała się z Małgorzata Bielawy. Kobieta wymyśliła historię, że była gwałcona i molestowana przez 10 kolegów pracy. Najbardziej brutalny miał być wobec niej kierownik zmiany, który dodatkowo szantażował ją, że albo będzie godzić się na seks, albo zostanie zwolniona. 35-latka była tak wiarygodna, że uwierzył jej biegły psycholog, prokurator, sąd i opinia publiczna.

Ta sprawa ciągnęła się przez kilka lat. Od pierwszego skazującego mężczyzn wyroku do drugiego oczyszczające ich ze wszystkich zarzutów minęły lata. Podzieliła też mieszkańców Bielawy. Jedni od początku twierdzili, że kobieta wymyśliła sobie tą historię, bo to niemożliwe by coś takiego działo się w zakładzie pracy i nie zostało przez nikogo zauważone. Inni, przeciwnie, że to możliwe, tylko ludziom trudno w to uwierzyć.

Małgorzata płakała dziennikarzom w ramię i patrząc swoim rzekomym oprawcom w twarz opowiadała, jak była przez nich upokarzana i krzywdzona. Nie opamiętała się nawet, kiedy sąd skazał ich na pobyt w więzienia, a po wyroku na korytarzu czekały na nich zrozpaczone żony i małe dzieci.

Kłamią również naukowcy, którzy często fabrykują "naukowe" odkrycia nie gorzej niż zwykli oszuści. Powód? Potrzebują 15 minut sławy, albo też presja kariery jest tak duża, a czasu na badania tak mało, że decydują się na taką drogę na skróty.
Lista naukowych oszustów jest długa. Do tych najbardziej spektakularnych należy sklonowanie człowieka. Woo-Suk Hwang z Korei w 2004 roku ogłosił, że udało mu się dokonać przełomu w genetyce i sklonować ludzkie zarodki i uzyskać z nich zarodkowe komórki macierzyste. Prace obudziły ogromne nadzieje, ponieważ pozwalałyby skutecznie walczyć z nieuleczalnymi chorobami dzięki wyeliminowaniu ryzyka odrzucenia przeszczepów przez układ immunologiczny. Woo - Suk stał się bohaterem. Jednak dwa lata później pracownicy jednego z uniwersytetów ogłosili, że w jego pracach komórki macierzyste były sfabrykowane, a dane zmyślone, bo Suk skolonizował komórki, ale nie człowieka, a psa.

Wielką mistyfikacją, w którą uwierzyli wszyscy, był też zespół Milli Vanilli. Niemiecka grupa zadebiutowała w latach 80., a w roku 1989 doczekał się nawet nagrody Grammy. Duet złożony z Roberta Pilatusa i Fabrice'a Morvana okazał się parą modeli wynajętych tylko do teledysków, a rzeczywistymi autorami muzyki była inna para muzyków, którzy choć byli bardziej utalentowani, gorzej wyglądali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska